Artur Baniewicz - Dobry powód, by zabijać

Здесь есть возможность читать онлайн «Artur Baniewicz - Dobry powód, by zabijać» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dobry powód, by zabijać: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dobry powód, by zabijać»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Baza wojskowa sił pokojowych w Turkmenii. Wojna ledwie się tli, ale pociąga za sobą kolejne ofiary. Morale żołnierzy upada, na porządku dziennym są pijaństwo i narkotyki. Tymczasem rząd RP wycofuje się z obiecanych podwyżek pensji dla wojska, a do bazy zgłaszają się kupcy, którzy oferują milion dolarów za ciężarówkę amunicji. Plutonowy Adam Kulanowicz decyduje się na transakcję. Sytuacja jednak się komplikuje – w bazie pojawia się dziennikarka, koleżanka szkolna Adama, a łatwy z pozoru zarobek okazuje się śmiertelną pułapką…

Dobry powód, by zabijać — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dobry powód, by zabijać», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Rozdział 17

– Możemy pogadać?

– Chwila. – Szamocki zrozumiał od razu, o co pytam, ale na odpowiedź musiałem poczekać. Prowadził w zastępstwie Sławka oznaczonego numerem 0313 bewupa trzeciej drużyny i choć szło mu nieźle, nie był w stanie sprawnie obsługiwać radiostacji. A tego wymagała poufna rozmowa: przechylenia się do tyłu, za składane oparcie siedziska kierowcy, i odcięcia celowniczego od nadajnika. Posadzony w fotelu dowódcy Kleczko mógł go wyręczyć w manipulacjach przy pulpicie łączności, wątpiłem jednak, by potrafił. – No, słucham.

Bewupy były stare, ale sieć nowa, więc mogliśmy gawędzić półgłosem, przekonani, że ryk silników zapewni dyskrecję. A ryczały zdrowo: prędkościomierz rzadko schodził poniżej pięćdziesiątki, co w pofałdowanym, pustynnym terenie wystawiało na ciężką próbę i maszyny, i pasażerów.

– Co jest grane? Co chcemy zrobić?

– Pytasz o plan? – upewnił się. – Jest prościutki. Dojeżdżamy na miejsce najdalej w dwie godziny, ubijamy interes, bierzemy forsę, wracamy. Razem najwyżej pięć godzin, chociaż jak dobrze pójdzie, to tylko trzy. Najdalej po szóstej będziemy w domu. Symulujemy walkę, odbijamy wóz i wzywamy pomoc. Im później, tym lepiej. Łatwiej wytłumaczyć, dlaczego Afgańczycy znikli bez śladu.

– Zacznijmy od miejsca. Wiesz w ogóle, dokąd jedziemy?

Nad całym przedsięwzięciem unosił się niemiły smrodek wielkiej improwizacji i choć brałem poprawkę na fakt, że mi nie ufali, wyraźnie go wyczuwałem. I słusznie.

– To akurat doktorek zaklepał na mur – westchnął.

– Czyli reszty nie?

– Nie znam szczegółów. To on złapał kontakt i negocjował. Chyba bali się zdradzać termin.

– To bez sensu.

– Mieliśmy być gotowi. Wiesz: most, lewa broń, przećwiczone zadania. Wiedzieliśmy, że to w weekend i przy wietrze, żeby zatarło ślady. To znaczy obiecali, że dadzą znać z wyprzedzeniem, ale niewielkim. Chudzyński ich dusił w tej sprawie i w końcu przyznali, że ta nasza amunicja to fragment większego przedsięwzięcia. I sami nie znają daty.

– Większego? – Jeśli chciał do reszty popsuć mi nastrój, właśnie mu się udało. – Co, inwazję planują?

– Raczej wielki przerzut przez granicę. Wiesz: ludzie i narkotyki na północ, rekruci i broń na południe. Trzeba przekupić lokalnego dowódcę kordonu granicznego. Poważna inwestycja.

No i działania osłonowe w głębi kraju. Tu i po afgańskiej stronie. Duże przedsięwzięcie logistyczne, duże wydatki. Nic dziwnego, że woleli nie ryzykować.

– Co innego my – rzuciłem z goryczą.

– Chudzyński zrobił, co mógł. Wytargował punkt wymiany tylko 60 kilometrów od bazy, chociaż żądali dostawy pod granicę. Pojechał tam i sprawdził, czy w razie komplikacji da się ukryć wóz. Podobno się da. Skałki, między nimi szczelina, zadaszona brezentem i piachem. Jeśli coś pójdzie źle, schowają stara.

– A bewupy?

– Też wejdą. Zresztą drugiego i tak nie sprzedam. Czymś przecież musimy wrócić, nie?

Wymontuje się tylko celownik.

– Celownik?

– W Afganistanie wszyscy używają ruskiego sprzętu. Nikt się nie zdziwi, jak ze zdobycznego wozu, który się popsuł, zniknie parę co bardziej chodliwych podzespołów.

– Chcesz im sprzedać celownik? I wracać rozbrojonym bewupem? A jak…? – nie dokończyłem.

– Myślisz, że po co wieziesz te bańki z benzyną? Jeden strzał i płoniemy jak pochodnia.

Pokaże im się to, forsę rzuci w środek… Nie będą strzelać, bo po co? I tak nie odzyskają pieniędzy. A pożar przyciąga uwagę.

– Porąbało cię – powiedziałem z przekonaniem.

– I spokojna głowa – roześmiał się. – Nie rozbrajamy się. Celownika im nie dam.

Zdemontujemy w drodze powrotnej i schowamy gdzieś przed samą metą. Zakopie się, może wrzuci do kanału.

– Chyba się pogubiłem.

– Programator, Adaś. Szwedy są bez nich niewiele więcej warte od klasycznych pocisków. Zapalnik musi wiedzieć, kiedy zainicjować wybuch. Afgańczycy nie muszą kupować od nas celowników: mają własne. Potrzebują tylko programatorów. Ale samych programatorów im nie sprzedam. Podejrzanie by to wyglądało.

Fakt. Jeśli ze składnicy zginie nietypowa amunicja, żandarmi jakoś to przełkną: pociski leżały z brzegu, w nowych, ładnych skrzyniach, więc napastnicy brali je zamiast jakiegoś starego żelastwa. Uzasadniony przypadek. Gdyby jednak równocześnie z bewupów poznikały elektroniczne przystawki, zainstalowane wyłącznie po to, by współpracować z eksperymentalną amunicją, ktoś dociekliwy mógłby zacząć węszyć.

– To twój pomysł, prawda? – Nie kryłem goryczy. – Mogliśmy im sprzedać zwykłe naboje i nie wytykać nosa poza bazę. Położyć most za Szóstką, tylko dla stara, zdemontować raz-dwa…

Nikt by nawet nie wiedział, że zwiali za kanał.

– Za niecałe trzy tony zwykłej amunicji nie dostaniesz miliona dolców.

– To trzeba było sprzedać całe trzy.

– I wpakować cię do pudła? Już zapomniałeś? Kratownice miały wytrzymać na styk, ledwo-ledwo. Żeby nikomu na myśl nie przyszło, że plutonowy Kulanowicz most budował, a nie dach. Zresztą ten star musi przed świtem zameldować się na afgańskiej granicy. Po drugiej stronie kurewsko nieprzejezdnej pustyni. Im mniej wiezie, tym lepiej.

– Te nowe przeciwpancerne nie wymagają programatora – rzuciłem mściwie. – A też ostatni krzyk techniki. Za pół tysiąca daliby milion. Nie trzeba by kombinować z bewupami i mostem.

– Na pepance nie ma dużego zbytu w Afganistanie. Oni chcą tego używać do granatników, nie bewupów. Przeciw piechocie.

– I w opracowywaniu przeciwpancernych inżynier Szamocki miał mniejszy udział, co?

– Odwal się, Adam. Akurat nad pepancami więcej się natyrałem. Chociaż fakt: projekt podpisał taki jeden dupek z lampasami. On by robił za autora nowej wunderwaffe terrorystów.

Ale nie o sławę chodzi. Po prostu z odłamkowych będą strzelać tam, u siebie, w górach. Z pepanca mogliby załatwić któryś z naszych wozów na granicy. Nie idę na to.

– Dobry z ciebie Polak. Przyślą ci medal do pudła.

– Nikt nie pójdzie do pudła. A za bewupa i drugi programator dostaniemy pół bańki ekstra. Starczy i na działkę Fornalskiego, i dla tych ponadplanowych.

Pięćset tysięcy dolarów. Na pięciu, licząc z Lechowskim. Łatwy rachunek. Kurs dolara waha się w granicach czterech złotych. Czyli w zaokrągleniu czterysta tysięcy na głowę. Za nic.

Za zatajenie jednego drobiazgu: że brali ich do niewoli, zmuszali do pracy i straszyli rozwałką nie afgańscy partyzanci, tylko ludzie w polskich mundurach.

Cztery stówy. Za pierwszą można kupić porządne mieszkanie, przynajmniej w Stargardzie. Drugą do banku: z odsetek opłacałbym rachunki za owo mieszkanie, nawet nie mając innego dochodu. Taka kamizelka ratunkowa na ciężkie czasy. Ale przy odrobinie dobrych chęci i dwustu tysiącach rezerw łatwo o pracę: przebijasz konkurentów propozycją tyrania za bezcen, wyrabiasz sobie pozycję, nabierasz praktyki…

Wychodzi na to, że niepotrzebnie ryzykowałem dożywocie. Wystarczyło pójść do kibla w odpowiednim momencie, jak Kleczko. Albo zamówić sobie tańszą, bo zbiorową laskę u Patrycji, jak ci z północno-wschodniego bunkra.

Nie musiałem zabijać człowieka.

Byłem frajerem i nawet teraz, jako prawie półmilioner, nadal frajerem pozostawałem.

Zakończyłem rozmowę ponurym „bez odbioru”, na wszelki wypadek zdjąłem hełmofon, a potem pochyliłem się i zacząłem odpinać ten otulający głowę Kaśki. Drgnęła, zniosło nas z kursu, ale potem siedziała już nieruchomo – o ile można użyć tego słowa w stosunku do kierowcy bewupa, zasuwającego na przełaj przez Kara-Kum – i cierpliwie znosiła moje zabiegi. W którymś momencie przestałem udawać, że chodzi wyłącznie o hełmofon: jej policzki były zbyt miękkie, kości szczęki za delikatne. Przez kilka sekund po prostu cieszyłem się ich dotykiem. Albo raczej myślą, że pozwala mi na to, co najmniej podejrzewając, o co chodzi.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dobry powód, by zabijać»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dobry powód, by zabijać» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dobry powód, by zabijać»

Обсуждение, отзывы о книге «Dobry powód, by zabijać» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x