Artur Baniewicz - Dobry powód, by zabijać

Здесь есть возможность читать онлайн «Artur Baniewicz - Dobry powód, by zabijać» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dobry powód, by zabijać: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dobry powód, by zabijać»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Baza wojskowa sił pokojowych w Turkmenii. Wojna ledwie się tli, ale pociąga za sobą kolejne ofiary. Morale żołnierzy upada, na porządku dziennym są pijaństwo i narkotyki. Tymczasem rząd RP wycofuje się z obiecanych podwyżek pensji dla wojska, a do bazy zgłaszają się kupcy, którzy oferują milion dolarów za ciężarówkę amunicji. Plutonowy Adam Kulanowicz decyduje się na transakcję. Sytuacja jednak się komplikuje – w bazie pojawia się dziennikarka, koleżanka szkolna Adama, a łatwy z pozoru zarobek okazuje się śmiertelną pułapką…

Dobry powód, by zabijać — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dobry powód, by zabijać», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Śmiała się, słyszałem to w jej głosie. Przez chwilę była podnieconą, zafascynowaną nowym doznaniem dziewczynką i nie powiedziałbym jej złego słowa, nawet gdyby ścięła maszt, rozwaliła szlaban, a potem przejechała przez wszystkie sześć baraków po kolei.

Siedziałem w wieży i też próbowałem się uśmiechać. Odpłaciła mi lekcją za lekcję, nauczyła czegoś nowego. Chcesz oglądać blask zachwytu w oczach kobiety? Zafunduj jej jazdę odpowiednio ekstrawagancką bryką. Daruj sobie uczucia, słowa wypowiadane łamiącym się głosem, pocałunki. Po prostu daj kluczyki z odpowiednio bajeranckim breloczkiem.

Śmiały się z nas i nazywały samochody przedłużaczami penisów. Miały rację. Tyle że tak naprawdę śmiały się z siebie, głupie dziwki. To nie facetowi potrzebny jest do szczęścia długi penis.

Byłem na nią zły. Rozpędzała bewupa do sześćdziesiątki po kwadransie szkolenia, ani razu nie zdławiła silnika, po paru nieudanych próbach omijała każdą wskazaną kępę trawy z właściwej strony. Miała szczuplejsze, niż myślałem, kostki, zaraźliwy śmiech i oczy jak sarenka z filmów Disneya. Stawała się coraz doskonalsza. W tej chwili prawie doścignęła Ilonę. Prawie.

– Kończymy. – Nie wiedziałem, czyim przedłużaczem miałby być trzynastotonowy BWP, ale i tak byłem zazdrosny, więc skorzystałem z pierwszego lepszego pretekstu. – Zaraz kolacja; jeszcze kogoś rozjedziesz.

– Ostatnie kółko – zgodziła się głosem tak pogodnym, że mało mnie nie zemdliło.

Gdybym ściągnął z niej majtki zamiast koca, pewnie nie byłaby teraz nawet w połowie tak zrelaksowana.

Nie myślała o Zosi, nie myślała o mnie. Może dobrze się stało, bo chwilami piaskowy tuman dosłownie zasypywał peryskopy i moment roztargnienia mógł nas słono kosztować. Nas i chyba całą bazę.

Tuż przed szlabanem, jak królik z kapelusza, z burego obłoku wyłonił się znajomy pysk ciągnika siodłowego marki MAN. Zakręcaliśmy, więc gdyby spóźniła się z hamowaniem, dostałby gdzieś za szoferką, w miejscu, gdzie kończyły się zbiorniki, a zaczynała platforma z paletami amunicji. Były osłonięte plandeką z kuloodpornego kompozytu, i przeciętny użytkownik turkmeńskich dróg nie domyśliłby się pewnie, jakie paskudztwo mija, ale ja widziałem zbyt wiele podobnych transportów, by skwitować ostre hamowanie Kaśki żarcikiem o zdartym lakierze. Trochę mnie zmroziło.

– Oj… A to co znowu?

Była raczej zaintrygowana niż skruszona. Sławek odpowiedział dopiero po paru sekundach. Dzięki przepuszczeniu przez interkom jego głos brzmiał w miarę beznamiętnie.

– Robota na jutro.

Miał rację: kołowy transporter z trałem magnetycznym zawracał sprzed bramy, trzy bewupy eskorty już zawróciły. Cała gromadka odjechała, nim kierowca MAN-a wprowadził ciągnik między Czwórkę a barak żołnierski.

– Jeszcze jedna rundka – mruknąłem. – Wysiądziemy z tyłu. Lepiej, żeby nikt cię nie widział.

*

Nie poszliśmy na kolację. Zaraz po jeździe Kaśka dobiła mnie do reszty, zdejmując sandały i wślizgując się pod koc. Jakby nie było tej godziny, paru żartobliwo-trwożliwych dziewczęcych pisków, dowcipów o babach za kierownicą. Stuk drzwi, z twarzy znika całe ożywienie, blada cierpiętnica kładzie się do łóżka, nie oglądając się na coraz bardziej wygniecioną sukienkę i coraz brudniejsze pięty.

Usiadłem tyłem do łóżka Grzywacza, włączyłem lampkę, wyjąłem notatki i zacząłem sprawdzać, czy dźwigary wytrzymają. Po raz setny, ale nic lepszego nie przychodziło mi do głowy. Od kalkulatora oderwał mnie zgrzyt zawiasów.

– Nie przeszkadzam. – Szamocki posłał wymowny uśmiech w stronę zajętego łóżka. – Oddaję i już mnie nie ma.

Położył na stole mały aparat fotograficzny i faktycznie wyniósł się błyskawicznie. Przez chwilę spoglądałem tępo na srebrne cacko.

– Pożyczył – dobiegł z tyłu stłumiony głos Kaśki. – Jak się kąpałeś.

No proszę: zauważyła. Ciekawe, czy pociągnęła myśl dalej i zadała sobie pytanie, po jaką cholerę włażę pod prysznic w środku dnia.

– To twój?

– Mam dwa. Ten jest cyfrowy.

Przypomniało mi się, co Młynarczyk mówił o identyfikacji zwłok.

– I dobrze – uśmiechnąłem się blado. – Bruszczak musiał uznać, że nie zatuszuje tego numeru z obciętą głową. Czyli niedziela upłynie pod znakiem żandarmerii. No i ta ciężarówka z amunicją… Pewnie zafundują nam nocny rozładunek. Tak czy tak ze skoku nici. Będziesz mogła bezpiecznie wyjechać.

Zmierzchało, a jedno okienko na takie duże pomieszczenie to tyle co nic. Patrzyła na mnie i tylko tyle udawało mi się wyłowić z półmroku. Blask lampki jedynie pogłębiał zalegającą po kątach czerń.

– Tak będzie lepiej – powiedziała cicho.

– Pewnie.

– Jestem jak kula u nogi. A ty będziesz potrzebował… no, musisz się maksymalnie sprężyć. – Miała rację, ale nie potrafiłem jej tego powiedzieć. Chyba uśmiechnęła się i chyba był to smutny uśmiech. – Prześpij się. To pomaga.

Rozdział 13

Nie wiem, co mnie zbudziło. Raczej nie generator. Zdążyłem sprawdzić, że minęła północ, przypomnieć sobie, dlaczego śpię w ubraniu, i nawet ponasłuchiwać przez chwilę w nadziei, że winowajczyni obniży chrapaniem swoje wysokie notowania. Leżała na wznak i miała parę kilo nadwagi. Gdzieś chyba wyczytałem, że grubsi częściej chrapią.

Ona nie chrapała. Podle i okrutnie ocierała się o doskonałość. Upewniłem się w tej kwestii i dopiero wtedy dotarło do mnie, że przez cały czas musiałem odfiłtrowywać terkot silnika, dobiegający od strony baraku numer 3.

Generator warczał tak całymi dniami i po pewnym czasie człowiek przestawał go słyszeć – ale noce to co innego.

Leżałem jeszcze chwilę. Próbowałem zasnąć. Bez przekonania, bo nie upilnowałem myśli, zahaczyły o Ilonę i teraz musiałem się pomęczyć przynajmniej z godzinę. Czasem trwało to do świtu, ale krócej niż godzinę chyba nigdy.

Usiadłem na łóżku, wciągnąłem buty, nie sznurując ich, poszedłem po pastę i szczoteczkę do zębów. Nie starałem się hałasować, miałem jednak cichą nadzieję, że Kaśka obudzi się, popatrzy w moją stronę i bez słowa uniesie koc.

Noc to pora naiwnych marzeń.

Wyszedłem z baraku. Było zimno, głośno i ciemno. Coś się nie zgadzało, ale aż do drzwi łazienki głowę miałem zaprzątniętą odwiecznym pytaniem, czy Ilona sypia w piżamie, czy koszuli, więc ignorowałem dyskretne dzwonki alarmowe.

Dopiero szukając po omacku włącznika światła, doznałem objawienia.

Światło. Mieliśmy w bazie jedną z kilku zaledwie wielkich terenowych ciężarówek, jakimi dysponował polski kontyngent, i wszystko wskazywało na to, że dowództwo zażąda jak najszybszego jej zwrotu. Czyli, inaczej mówiąc, nocnego rozładunku. Nic nowego – ciągników siodłowych naprawdę rozpaczliwie brakowało i pamiętałem parę podobnych akcji.

Tyle że od blasku reflektorów aż oczy wtedy bolały.

Teraz żaden się nie palił. Standardowe nocne oświetlenie – i nic ponadto.

Zawróciłem przed próg. W dobrym momencie.

Zza narożnika Dwójki wyłoniła się rozmazana półmrokiem bryła wózka widłowego. Nie widziałem szczegółów, ale pełna skrzynek paleta to nie szczegół. Patrzyłem z niedowierzaniem, jak cichobieżna, napędzana gazem sztaplarka skręca przed wrota Piątki, nieruchomieje na chwilę i niemal od razu cofa się energicznym zrywem, lżejsza o kilkaset kilogramów przewożonego na widłach ładunku.

Nie wiem, dlaczego też zacząłem się cofać. To nie był strach. Nie bałem się, a już na pewno nie o siebie, i na zdrowy rozum powinienem raczej ruszyć na południe, w stronę placu i drzwi swojej kwatery. Do Kaśki. Chyba zdecydowało usytuowanie wejścia do łazienki: bliżej północnego narożnika. Czułem, że muszę pomyśleć, a tam, za szczytową, spoglądającą ku pustyni ścianą, byłoby mi łatwiej.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dobry powód, by zabijać»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dobry powód, by zabijać» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dobry powód, by zabijać»

Обсуждение, отзывы о книге «Dobry powód, by zabijać» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x