– Nie wariuj, Adam. – Starała się mówić możliwie cicho. – Jeśli będzie ciężko, po prostu przywaruj gdzieś i przeczekaj. Może mnie nie kropnie. Na pewno nie – poprawiła się. – Zakładnika się nie… Nie rób nic głupiego.
Jasna cholera. Akurat w tej chwili nie powinno mi się robić cieplej. Tuż przed świtem temperatura ocierała się o przymrozek. Marzłem już przedtem, w kamizelce.
– Rozbieracie się? Pożegnalny numerek? – Patrycja wyrosła nagle obok nas. – Nic z tego.
Po robocie, Adaś. Nie ma to jak romantyczne dymanko w blasku płonącego bewupa. Zobaczysz, jak fajnie będzie.
Chyba po prostu starała się być złośliwa. Ale trafiła. Naciągając na ramiona bluzę, o tym właśnie myślałem: jak fajnie by było. Nie z Iloną, lecz właśnie z dziewczyną, która nagrzała dla mnie ten zajeżdżający stęchlizną drelich ciepłem swych pach i piersi. Unosząc go do ust, poczułbym smak potu, złożonego z wody, soli i strachu – a połowa tego strachu byłaby o mnie.
Zgłosiła się dobrowolnie na zakładniczkę, ona, posiadaczka bewupa i pół miliona złotych w zielonej gotówce. Teraz, choć nie wprost, mówiła: „poświęć mnie, jeśli trzeba”. Nie miała urody Ilony, nie miała jej wdzięku, ale po raz pierwszy chyba musiałbym rzucać monetą, gdyby stanęły przede mną i zażądały: „wybieraj”.
– Idę. – Starałem się nie patrzeć w niczyje oczy. – Jak wrócę, obie macie być żywe. Który kanał?
Patrycja podała częstotliwość. Przestroiłem radmora, a ona radiostację pokładową.
Sprawdziliśmy łączność, wszyscy troje. Kaśka ograniczyła się do drętwego „raz dwa trzy”.
Chyba też wolała nie patrzeć mi w twarz.
Ruszyłem na zachód, jeszcze w pełni wyprostowany. Świateł, które przetrwały strzelaninę, nikt nie pogasił i nawet bez noktowizora orientowałem się, gdzie jest baza i jak daleko mogę zawędrować, nie pokazując się w żadnym celowniku.
Patrycja dogoniła mnie trzydzieści metrów od wozu.
– Weź bagnet. – Podała mi go w pochwie i z bezpiecznego dystansu. W prawej ręce ściskała pistolet.
– Uważaj – posłałem jej krzywy uśmiech, wpychając bagnet w kieszeń na udzie. – Odjedzie i co wtedy?
– Miała okazję i nie odjechała. Trzymaj się jej. Nie trafisz na drugą taką.
Przez chwilę szedłem wolniej, przyglądając się jej ze zdziwieniem. W końcu mnie oświeciło.
– Boisz się, że…? Spokojnie. Też mi zależy. Zrobię co trzeba. I naprawdę cię załatwię, jeśli coś jej się stanie.
– Hajtniecie się? – zignorowała pogróżkę.
– W swaty cię przysłała?
– Mariusz chce – powiedziała bez cienia entuzjazmu. – Ja nie wiem. Kurde, on jest taki… letni.
Zatrzymałem się. Nad czubkami barchanów pokazały się pierwsze latarnie. Będę je miał za plecami, a przed sobą mrok i stalowego zabójcę, który, w przeciwieństwie do mnie, nie będzie na poły ślepy. To całkiem dobry powód, by postać przez chwilę i pogadać o letnich medykach.
– Po co mi to mówisz?
– Bo po tej aferze to już naprawdę na całe życie. – Pierwszy raz oglądałem ją smutną i refleksyjnie usposobioną. – Jak w kościelnym ślubie: „dopóki śmierć was…” Będą mieli na nas haka. Już zawsze.
– Haka?
– Taki sekret wiąże ludzi. A oni akurat są mniej umoczeni. Nikogo nie zabili. Podpadniesz Kaśce, jakiś skok w bok, i leci z donosem. Świadek koronny, włos jej nie spadnie. Z Mariuszem to samo. Jak mu się znudzę, kopa w dupę i słowem nie będę mogła pisnąć. Niewolnica.
Nie rozumiałem, do czego zmierza. Ta noc dała mi jednak w kość dostatecznie mocno, bym dopuścił najprostsze z wyjaśnień: że w końcu wylazł z niej człowiek. Przestraszony, niepewny słuszności podejmowanych decyzji.
– Myślałem, że cię kocha.
– Tak mówi. Ale jak już przeleci pięćsetny raz… – Uśmiechnęła się, chyba dość gorzko. – Liczyłyśmy to sobie ostatnio z kumpelami z klasy. Zjazd koleżeński, wiesz, popiłyśmy trochę.
Siedem bab, jest już jakaś statystyka. Pięć lat i po miłości. Tyle im średnio związki wytrwały. I każda, kurwa, zakochana za mąż szła i za zakochanego. A Polak ponoć uprawia seks sto parę razy w roku. Wychodzi na to, że po pięćsetnym zaliczeniu ludzie mają siebie dosyć.
– Jedni tak, inni nie.
– Za pięć lat będę stara – powiedziała tonem kogoś, kto już teraz czuje się starcem. – Towar drugiej kategorii.
– Bez przesady. Trzydziestka to nie…
– Wujek ma firmę – przerwała mi. – Budowlaną. Szuka zaufanego wspólnika. Mój mąż byłby jak znalazł. Nie mów, że cię nie kręcę. Wiem – przeciągnęła dłonią po okaleczonym policzku. – Ale to da się jeszcze poprawić. A resztę mam ekstra. Tyłek, cycki… Widzę, jak na mnie patrzysz. I dobra w tym jestem. Naprawdę. – Stałem, gapiąc się na nią z niewiarą. – Po prostu to lubię. Forsę też, ale nie dlatego… Lubię seks.
– Wujek? – powtórzyłem tępo.
– Miałbyś robotę. I żonę, która cię nie pośle do pudła.
– Niezły powód, by się żenić – mruknąłem.
– Ja nie żartuję.
– Czekaj no… Ty to poważnie? A Chudzyński?
– Zazdrosny jesteś? – uśmiechnęła się posępnie. – Nie ma o co. Nie spałam z nim. Nigdy.
– Co?! – W bazie służyło paru facetów, którzy jej nie zaliczyli, ale tym wyznaniem niemal mnie znokautowała.
– Trzeba oszczędzać te pięćset razy. Na dłużej męża starczy. No co taki zdziwiony? Nie wiesz, że to najlepszy sposób na faceta? Przegłodzić tak, żeby przylazł na kolanach z obrączką w zębach? – Zamilkła na chwilę. – A on nie naciskał. Chyba go to kręci. Że inni mnie rżną, a on tylko kwiaty… Letni i jeszcze zboczony.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Przyszło mi do głowy, że to dobry moment na wymierzenie jej ciosu w szczękę – szanse, iż nie oberwę kulą w kolano, oceniałem na jakieś pięćdziesiąt procent.
– Zostałam dziwką, bo lubię seks. Mówię serio: to dla mnie ważne. A czuję, że z nim nie byłoby fajnie. Wiesz, jak to jest: ktoś cię rajcuje albo nie. I on jest z tych drugich. – Też byłem z tych drugich, przynajmniej w oczach Ilony, nie czułem się więc na siłach komentować. – Wolę ciebie.
– Aha.
– Nie wierzysz? – Trochę za długo zbierałem się do odpowiedzi. – Już nie pamiętasz?
Chciałam się z tobą przespać.
– Za pensję – przypomniałem.
– Daj spokój. Miałam w perspektywie ten skok. Nie chodziło mi o forsę. Po prostu… chciałam sprawdzić, czy ci zależy. I jak by nam było razem.
– Aha.
– No dobrze – uśmiechnęła się. – Forsa też by się przydała. Mniej problemów.
Przygotowanie takiego skoku kosztuje, Mariusz musiał sporo zainwestować. Wydał całe oszczędności. Niektóre przysługi i informacje kupował na kredyt. Dłużnicy cisnęli, a my nie wiedzieliśmy, który weekend wybiorą partyzanci. Mogli się odezwać i za miesiąc. Nie powiem: przydałby się szybki zastrzyk gotówki. Ale od ciebie – poszerzyła uśmiech – wolałabym inny.
– Pochlebiasz mi.
– Bez przesady. Nie będę ci wstawiać kitu. Nie zakochałam się. Wygodniej by mi było po prostu w życiu i przyjemniej w łóżku. Tyle. No, ale mało kto ma więcej.
– Nie lepiej poczekać na zakochanie? – Naprawdę mi pochlebiała; pewnie dlatego ciągnąłem tę rozmowę. BWP, który najpierw przywali mi z armaty, a potem rozjedzie to, co zostało, liczył się troszeczkę mniej.
– Wolę czekać przy twoim boku. Choćby dlatego, że w razie czego mogłabym odejść. A od niego nie. On ode mnie tak, ja nie. To gówniany układ. Z tobą jednym będę miała partnerski.
Читать дальше