– Zamierzają zrobić mi w domu rewizję? – Alan ze zdziwieniem patrzył, jak szybko wszystko się toczy. – Jeszcze dziś w nocy? Czego szukają?
– Zarzucają wędkę – wyjaśnił mu Cozy. – Nakaz nie będzie niczego precyzował. – Cozy sam nie wierzył w to, co mówi. Prawie wszyscy sędziowie w Boulder ściśle określali w nakazie cel przeszukania. Ale w obecności policjantów lubił wątpić w wartość dowodów.
– Zdaje się, że to był pomysł sierżanta Ponsa – kontynuował Sam Purdy. – Nie chciał czekać ani chwili dłużej, mimo że na ogół jest cierpliwy. Może trochę za bardzo gadatliwy, ale cierpliwy.
Cozy sięgnął przez oparcie fotela i położył rękę na ramieniu detektywa, który z trudem opanował się, by jej nie strącić.
– Jestem panu wdzięczny za tę wiadomość – powiedział Cozy. – Gdy tylko przyjedziemy do kancelarii, zadzwonię do pierwszego zastępcy prokuratora. Jestem pewien, że się jakoś dogadamy.
Sam zignorował podziękowania Cozy’ego i zwrócił się do Alana:
– Nadal szukamy samochodu Lauren. Znaleźć samochód w takiej śnieżycy to prawdziwa sztuka. Pod śniegiem cressida osiemdziesiąt sześć wygląda tak samo jak lexus dziewięćdziesiąt cztery czy hyundai dziewięćdziesiąt dwa, a tablice rejestracyjne są pokryte lodem.
– To może ja go poszukam, i zadzwonię do ciebie, jak go znajdę – zaproponował Alan.
– A może mógłbyś mi po prostu powiedzieć, gdzie byś go szukał? Wtedy sam go znajdę.
– Detektywie, ostrzegałem pana, że nie wolno omiatać śniegu z samochodów – wtrącił Cozy. – Nie wiem, co sędzia powiedziałby, gdybyście zaczęli czyścić samochody i oglądać je albo nawet zaglądać do nich.
– Wzięliśmy pod uwagę pańskie ostrzeżenie, panie Maitlin. Sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana, niż się panu wydaje. Problem powstałby wtedy, gdyby samochód stał na terenie prywatnej posiadłości, w żaden sposób niewiązanej z działalnością przestępczą, a już zwłaszcza wtedy, gdyby nie można go było zobaczyć z ulicy. Gdyby samochód Lauren stał w takim miejscu, rzeczywiście nie mógłbym sobie pozwolić na zbadanie go. Oczywiście przed południem, gdy zaświeci słońce, lód na tablicach rejestracyjnych stopnieje. A wtedy będę miał nakaz. Kto wie, co wtedy zobaczę? Ale jeżeli się okaże, że w sprawę zamieszana jest jakaś znana osoba, będziemy tu mieli prawdziwy najazd dziennikarzy. Może pan to sobie wyobrazić? Wścibskie pytania, kamery?
Kończąc tę przemowę Sam spojrzał na Alana. Uśmiechał się. Wyraźnie dał im obu do zrozumienia, żeby nie robili z niego głupca. Wiedział, gdzie jest samochód Lauren. Chciał tylko, żeby ktoś mu powiedział, dlaczego stoi na podjeździe Emmy Spire. Dawał też Alanowi i Cozy’emu do zrozumienia, że nie tylko oni szukają Emmy.
Cozy myślał już o czym innym. Skierował rozmowę na temat, który – miał nadzieję – przyniesie więcej pożytku niż dyskusja o rewizji w domu Alana i Lauren czy o szukaniu samochodu. Wiedział, że ani jednemu, ani drugiemu nie można zapobiec. To nieuchronne jak to, że rano słońce zacznie topić śnieg.
– Detektywie – powiedział – jak na strzelaninę, w której nikt nie został ranny, bardzo tu dużo policji.
– Słucham? – mruknął Purdy, który mimo zmęczenia od razu zorientował się, w którą stronę zmierza dygresja adwokata.
– Naliczyłem trzy radiowozy, dwa nieoznakowane samochody, a na Piętnastej może ich być jeszcze więcej. Jest was tu tylu, a przecież chodzi o strzał, który nikomu nie wyrządził krzywdy. To niebywałe.
Sam próbował odzyskać inicjatywę.
– Wygląda na to, że mamy strzał w obronie mienia. W takich wypadkach policja bada wszystko bardzo starannie.
– Doszło do rabunku? A może do rabunku z włamaniem?
W Kolorado prawo zezwala właścicielowi mieszkania korzystać z każdego możliwego sposobu, by się bronić, nawet jeżeli zagrożona jest tylko jego własność, a nie życie.
– Powiedzmy, że usiłowano dokonać rabunku.
– Ktoś chciał się wedrzeć przez dach. – W głosie Cozy’ego nie słychać było pytania. – W tym śniegu powinny zostać idealne ślady butów.
Sam Purdy uznał, że jak dotąd Cozy Maitlin jest lepszy w wyciąganiu informacji i wygrywa pojedynek. Powoli robił się coraz bardziej zły.
– Panie Maitlin, kto wie, może jutro będzie miał pan następnego klienta? Wszystko zależy od tego, jak tu potoczą się sprawy.
– A kto to miałby być?
– Moi koledzy zastanawiają się teraz, czy aresztować strzelca.
– Strzelanie w obronie domu to nie powód, żeby kogoś aresztować.
– Jakoś tak się dzieje, że w obecności prawników mam luki w pamięci. Alan, może powinienem zasięgnąć u ciebie porady i poddać się terapii? Panie Maitlin, zapomniałem panu powiedzieć, że osoba, która strzelała, była gościem w tym mieszkaniu. Zdaje się, że ustawa o obronie mienia nie wyraża się zbyt precyzyjnie na temat praw gości, którzy używają broni, by chronić coś, co nie jest ich własnością.
Gość? Serce Alana zaczęło bić jak oszalałe. Czy teraz jeszcze aresztują również Emmę? A może strzelał J.P. i właśnie tu Sam go poznał?
– Detektywie, chętnie panu pomogę ocenić, czy to, co się stało, było zgodne z prawem – odezwał się Cozy. – Kim dla właściciela domu jest osoba, która strzelała? Krewnym, przyjacielem? Zaproszonym gościem? Nieproszonym gościem?
– Właśnie staramy się to ustalić.
– A nie możecie spytać pana Hana?
Sam uśmiechnął się afektowanie.
– Zdaje się, że potrzebują mnie gdzie indziej. Dobranoc, panowie. A ty, Alan, przejrzyj wreszcie na oczy.
– Cozy, zauważyłeś, ile Sam już wie? – spytał Alan. – To bardzo inteligentny człowiek.
– Raczej powiedziałbym, że trochę odgadł, a resztę chciał od nas wyciągnąć. Wątpię, żeby policja miała jakieś pewne dowody. Teraz chcą wiedzieć, co łączy Hana i Emmę Spire, i wkrótce się tego dowiedzą. Może nawet już jutro rano. A wtedy prasa spadnie na nas jak pikujący jastrząb i nacisk na Lauren, żeby wreszcie zaczęła mówić, stanie się jeszcze większy. Alan zapalił silnik.
– Naprawdę wybierałeś się do swojej kancelarii?
– Jasne, że nie. Nienawidzę siedzieć tam samemu, zwłaszcza w nocy. Gdy jestem sam, tracę pewność siebie. Ale skoro tak bardzo nie lubię być sam, to pewnie, twoim zdaniem, powinienem nauczyć się lepiej radzić sobie z ludźmi. Moje samolubstwo jest wprost chorobliwe.
To niespodziewane zwierzenie zdumiało Alana. Jeszcze raz pomyślał, że nie wie, co sądzić o Cozierze Maitlinie.
– Jedźmy do ciebie – powiedział Cozy, wyciągając z kieszeni telefon. – Za wszelką cenę trzeba powstrzymać policję od przeszukania twojego domu, zakładając oczywiście, że Sam Purdy nie wpuścił nas w maliny i nakaz został wystawiony. – Cozy zaczął wystukiwać numer.
– Erin, słuchaj… Och, obudziłem cię? Nie, to nie Trevor. Kim, do diabła, jest Trevor? Mówi Cozy. Pamiętasz mnie? Jestem tym wysokim facetem, z którymś kiedyś wzięłaś ślub. Muszę cię o coś zapytać. Czy istnieje szansa, żeby Emma Spire siedziała teraz u siebie w domu, kryjąc się w ciemnościach? Może twoja palaczka haszyszu coś wspominała? – Wysłuchał cierpliwie odpowiedzi, a potem odparł: – Nie, u nas nie zdarzyło się nic nowego. Spędzi noc w szpitalu… To skomplikowane. Wracaj do łóżka. Jutro do ciebie zadzwonię i wszystko ci opowiem. Alan mówi, że masz dostać kasetę wideo. Chciałbym ją zobaczyć, jak tylko ją będziesz miała. Rozłączył się.
– Więc Emma była wieczorem w domu? – zdziwił się Alan.
Читать дальше