– Gdy przyjdzie nowa zmiana, przewieziemy go na oddział intensywnej terapii. Nie możecie poczekać do tego czasu?
Scott Malloy wypuścił powietrze z płuc. Nie mógł już dłużej znieść protestów pielęgniarki. Wskazał salę pooperacyjną i spytał:
– Ile tam jest drzwi?
– Dwoje. Jedne wychodzą na ten korytarz, drugie na tylny.
– Czy zechciałaby pani zaprowadzić tam funkcjonariusza?
– Tam już jest policjant.
Malloy nie rozumiał, dlaczego wszyscy oprócz Danny’ego Tartabulla tak chętnie mu się sprzeciwiają.
– Proszę mi jednak wyświadczyć przysługę i zaprowadzić go tam.
Pielęgniarka mlasnęła językiem, co zirytowało Malloya.
– Proszę za mną! – powiedziała zirytowana do policjanta w mundurze i wyszła zza swojego biurka.
Scott rzucił Casey Sparrow wściekłe spojrzenie.
– Pani mecenas, ma pani dwie minuty. Będę mierzył czas.
Casey, za przykładem pielęgniarki, lekceważąco mlasnęła językiem.
– Detektywie, czy zawsze jest pan taki czarujący?
Lauren powoli czuła przypływ sił, który następował zawsze po kroplówce z solumedrolem. Pierwszego dnia energia wprost ją rozpierała. Sprzątała cały dom, płaciła rachunki, jej książeczka czekowa była zbilansowana co do centa. Pies wychodził na wyjątkowo długie spacery. Następnego dnia, gdy podawano jej kolejną dawkę, stymulujące właściwości lekarstwa kumulowały się. Czuła się wtedy, jakby miała w sobie silnik firmy Pratt and Whitney, a sama była samolotem. Lek skazywał ją na bezsenność, psuł jej się humor. Pod koniec kuracji miejsce euforii zajmowały depresja i niepokój.
Po przeżyciach tej nocy włosy Lauren były tłuste i pozlepiane, opadały na ramiona w strąkach. Miała na sobie szpitalną koszulę nocną, a na kolanach szpitalny koc. Pachniała szpitalnym mydłem. Welfon na jej ręce plamiły brązowe ślady betadyny.
Casey wprowadziła fotel Lauren do sali pooperacyjnej. Zajęte było tylko jedno łóżko. Casey podjechała do niego.
Skóra mężczyzny przybrała nieludzki odcień szarości, wyglądała jak wilgotny cement. Casey pomyślała, że łatwo go będzie zidentyfikować. W końcu ilu szarych ludzi mogło zaginąć w ciągu ostatniej doby?
Prawe ucho pacjenta było czerwono-pomarańczowe. Lewą rękę od ramienia w dół miał obandażowaną. Na szerokim czole widniała wielka szrama. Koc miał podciągnięty do potężnej, nieowłosionej piersi. Spod koca wystawały kable łączące go z monitorami. Dwie kroplówki pompowały mu płyny do żył, a dren wyciągał ropę z brzucha. Nawet we śnie jego ramiona sprawiały wrażenie silnych. Według Casey mógł mieć około czterdziestu lat.
– Jak będzie najlepiej? – spytała się do Lauren. – Chcesz wstać?
– Widzę tylko na obrzeżach, lewym okiem lepiej niż prawym. Popatrzę na niego bokiem od lewej strony. Casey, pomóż mi. Czuję się słabo.
Casey stanęła obok Lauren, chwyciła ją pod ramiona i podciągnęła z wózka.
Lauren miała szpitalne pantofle z gumową podeszwą. Nie odrywając nóg od podłogi, obróciła się o dziewięćdziesiąt stopni i spróbowała skupić wzrok na rannym.
W pierwszej chwili obraz był zamglony. Widziała zaledwie sylwetkę. Przypomniała sobie zakapturzonego ducha przemykającego wśród śnieżycy. I złość.
Nie mogła jednak polegać na swojej pamięci. Mrugnęła, żeby widzieć jaśniej. Jeszcze bardziej pochyliła głowę i mocniej uczepiła się ramienia Casey.
– Boże – szepnęła.
– No, tak. Tego się obawiałam – powiedziała Casey, prowadząc drżącą klientkę z powrotem na wózek.
– Daję wam pięć minut – oznajmił Malloy. – Nie mogę czekać całą noc, aż zdecydujecie, czy chcecie mi powiedzieć, co Lauren zobaczyła.
– Co się z panem dzieje? – zażartowała Casey. – Jeśli chodzi o czas, jest pan gorszy niż prawnicy.
Minęła Malloya i wepchnęła wózek Lauren do pustej dyżurki pielęgniarek. Zamknęła drzwi. Pochyliła się nad swoją klientką i wzięła ją za ręce.
– Lauren, jesteś rozpalona. Rozumiem, że wiesz, kim jest ten człowiek. Lauren skinęła głową.
– Tak. Nazywa się Kevin Quirk.
– Gdzie go poznałaś?
Lauren potrząsnęła głową, żeby zebrać myśli i spróbować dopatrzeć się w tym wszystkim jakiegoś sensu.
– Znam go dopiero od kilku dni. To były agent służb specjalnych. Przydzielono go do ochrony Emmy. Ona go naprawdę lubi. Mój Boże, mam nadzieję, że to nie ja go zraniłam.
Casey, która musiała bronić klientki oskarżonej o usiłowanie morderstwa, liczyła na bardziej stanowcze zaprzeczenie.
Scott Malloy spacerował nerwowo przed zamkniętymi drzwiami, co chwila patrząc na zegarek. Nie zamierzał podsłuchiwać, ale nie miałby nic przeciwko temu, żeby usłyszeć choć kilka słów. Jednak jedyne, co usłyszał, to okrzyk Casey Sparrow: „Do diabła!”.
– Chcesz powiedzieć, że Emmę Spire nadal ochraniają służby specjalne? – spytała zdziwiona Casey.
– Nie, już nie. Kevin Quirk odszedł ze służby i założył własną firmę ochroniarską w Colorado Springs. Poprosiła go o pomoc.
– W Springs? To nie jest moje ulubione miasto. Jakiego rodzaju pomocy potrzebowała?
– Ochrony.
– Przed czym?
– To skomplikowane – powiedziała Lauren z namysłem. Zmusiła się do uśmiechu. – Kilka dni temu ktoś chciał… uprowadzić Emmę albo ukraść jej samochód.
– Nie pamiętam, żeby pisali o tym w gazetach.
– Bo nie zawiadomiliśmy policji. Emma nie chciała, żeby dowiedziały się media.
– Wy nie zawiadomiliście policji?
– Alan i ja też tam byliśmy. Słuchaj, Casey, mówię ci, że to skomplikowane.
Casey odpowiedziała wymuszonym śmiechem.
– Cas, naprawdę.
– Akurat ci wierzę. Lauren, włóż na chwilę swoją togę, bo ja po prostu na tyle nie znam faktów, żeby sobie z tym poradzić. Pomożemy Malloyowi i powiemy mu, kim jest ten mężczyzna, czy będziemy udawać, że go nie rozpoznałaś?
Lauren zastanowiła się nad skutkami, jakie pociągnęłoby za sobą wyjawienie policji tożsamości Kevina. Doprowadziłoby to ich prosto do Emmy.
Pojawiło się mnóstwo nowych pytań, ale na żadne nie znała odpowiedzi. Co Kevin Quirk robił na ulicy przed domem Emmy? Dlaczego był taki zły, kiedy go zobaczyłam? Dlaczego nie powiedział, kim jest, gdy go zawołałam?
– Casey, chyba mu powiemy, że nie mogłam nic zobaczyć – zdecydowała w końcu.
Malloy aż pobladł ze złości.
– Jak to nie wie, kto to jest? Nie wciskajcie mi kitu!
– Detektywie, zgodnie z naszą umową Lauren miała zdecydować, czy wyjawi panu tożsamość tego człowieka. Niestety, nie jest pewna na sto procent, więc postanowiłyśmy skorzystać z tej możliwości.
– Ale słyszałem, jak pani… – Malloy opanował się, zanim zdążył zdradzić się, że podsłuchiwał.
– Jak ja co, detektywie?
– Jak pani mówiła, że będziecie ze mną współpracować.
– Nieźle sobie pan z tym poradził. Przy takim zmęczeniu coraz trudniej myśleć, prawda? Czasami rzuca się kości i przegrywa.
– Czy pani nie rozumie, że ten człowiek jest w stanie krytycznym? Jego rodzina mogłaby dostarczyć ważnych informacji na temat jego stanu zdrowia. Przecież pani go widziała.
– Niech jego lekarz się ze mną skontaktuje. Gdzie jest ochrona Lauren? Zabiorę ją na dół, do jej sali. Chce pan iść z nami?
Gdy Cozier Maitlin wrócił do kuchni, by porozmawiać z Alanem i Adrienne, rozdzwonił się jego telefon komórkowy.
– Nie znalazłem dymiącej broni – powiedział z uśmiechem do Adrienne i odebrał.
– Cześć, tu Casey. Mam coś nowego.
Читать дальше