– W środku nocy? Chyba żartujesz. Co chcą tu znaleźć? Zakrwawioną rękawiczkę?
– Cozy twierdzi, że zamierzają zarzucić wędkę w nadziei, że coś znajdą.
Alan nagle uświadomił sobie, że nie wie, kto pilnuje Jonasa, i że jego pies nie wybiegł mu na powitanie.
– Kto jest z Jonasem? Gdzie zabrałaś Emily?
– Wzięłam ją do siebie. Jest u mnie pewna osoba, która ma oko na Jonasa, a Emily ich pilnuje.
– Dlaczego oczyściłaś ścieżkę do pracowni? Żeby Emily mogła rano pobiegać?
– Nie. Chciałam zatrzeć ślady butów.
Alan pomyślał, że Adrienne żartuje w duchu tej nocy, której głównym tematem była zbrodnia.
– To prawda – powiedziała Adrienne, widząc niedowierzanie malujące się na jego twarzy. – Kiedy wróciłam do domu, zauważyłam, że mamy w naszej Ponderosie gościa. Włamał się do pracowni, żeby schować się przed śnieżycą.
– Emma?
– Bingo.
– Dobrze się czuje?
– Nie jest ranna.
– Dzięki Bogu. Gdzie jest teraz?
– U mnie. Mam nadzieję, że śpi. Ale obudzi się, gdyby Jonas zaczął płakać.
– Czy ona wie o Lauren i o strzelaninie?
– Tak. Powiedziałam jej. Bardzo się martwi, że złapano Lauren.
– Odzyskała dysk?
– Nie.
– Opowiedziała ci całą historię?
Adrienne wzruszyła ramionami.
– Trochę. Nie jest specjalnie rozmowna i wcale już nie wygląda jak gwiazda.
– Co to się porobiło, prawda?
– Przekonała mnie, że naprawdę ktoś chce zrobić jej krzywdę, więc wstawiłam jej samochód do garażu, a traktorem zatarłam ślady opon i butów.
Chociaż w ciągu ostatnich godzin tyle się wydarzyło, Alan nadal z trudem mógł uwierzyć, że taka ostrożność jest wskazana. Minio to podziękował Adrienne, zastanawiając się jednocześnie, czy przypadkiem nie złamała prawa. Emma nie jest o nic podejrzana, więc jej ślady nie mogą stanowić dowodu.
A może jednak?
Casey Sparrow postarała się, żeby jej oferta wydawała się naprawdę kusząca.
Scott Malloy usiłował ocenić propozycję obiektywnie, ale gęstwina rudych włosów adwokatki rozpraszała go. Oparł się o przenośny rentgen i skupił uwagę na jej oczach, próbując ignorować aureolę wokół głowy.
– Chcę być pewien, że się dobrze rozumiemy – powiedział.
W oknie korytarza widział swoje odbicie. Lewe oko miał znacznie bardziej przekrwione niż prawe, brodę pokrywał mu nierówno zarost i bez powodzenia próbował opanować nerwowy tik w kąciku ust. Była to oznaka narastającego rozdrażnienia.
– Doskonale. Wzajemne zrozumienie to wspaniała rzecz – odparła Casey Sparrow. Wiedziała, że wygląda o wiele lepiej niż Scott. Chyba nawet pacjenci na oddziale intensywnej terapii wyglądają lepiej niż on, pomyślała z rozbawieniem. W pokoju Lauren poświęciła minutkę, żeby nałożyć róż na policzki i umalować usta. Osobiście nie obchodziło jej, czy wyda mu się atrakcyjna, ale wiedziała, że dobra prezencja daje strategiczną przewagę i Scottowi Malloywi trudniej będzie negocjować z kimś, na kim bezsenna noc nie pozostawiła śladu.
Scott wyjaśnił, jak rozumie umowę, którą zaproponowała Casey:
– Wieziemy Lauren na górę do sali pooperacyjnej na oddziale intensywnej opieki lub gdziekolwiek, gdzie ofiara się znajduje, ona patrzy kątem oka, od góry lub od dołu czy jak tam może w tej chwili, albo go rozpoznaje, albo nie. Obie udajecie się w jakieś odosobnione miejsce i zastanawiacie się, czy można zaufać jej wzrokowi. Potem może mi powiecie, co widziała, a może nie.
– Tak. Właśnie to proponuję.
– Musi mi pani obiecać, że też będę mógł porozmawiać z Lauren.
– Wobec tego wycofuję propozycję. Scott spojrzał pod nogi.
– Nie mam wielkiego wyboru, prawda?
– Nie.
– Zakładając, że mogę wierzyć w pani dobrą wolę… – Przerwał i chwilę się zastanawiał. – Zgadzam się. Czy pani klientka już nie śpi?
– Obudziła się kilka minut temu.
– A co z lekarstwem?
– Otrzymała pierwszą dawkę. Odłączą ją od kroplówki, ale w ręce nadal zostanie wenflon.
– No to idźmy do naszej ofiary. Boże, jaki ja jestem zmęczony. Jakim cudem wygląda pani tak świeżo?
– Zdrowy tryb życia i dobre geny, detektywie.
Malloy był tak wykończony, że spojrzał na jej dżinsy, żeby zobaczyć, co w nich jest tak nadzwyczajnego. [Angielskie słowa „gen” i „dżinsy” wymawia się mniej więcej tak samo.]
W korytarzu przed blokiem operacyjnym zapach szpitala – zapach nadziei i rozpaczy – wydawał się bardziej intensywny niż w izbie przyjęć. O tej porze izba przyjęć dopiero zaczynała budzić się do życia. Pojawili się pierwsi pacjenci, ofiary drobnych wypadków, ale na bloku operacyjnym nadal było cicho jak w grobie.
Przy stanowisku pielęgniarek obok sali pooperacyjnej siostra w wykrochmalonym fartuchu właśnie kończyła dwunastogodzinny dyżur.
Spojrzała na procesję obcych i ziewnęła, zasłaniając usta ręką.
Malloy zobaczył jej zmęczone oczy i powiedział sobie, że nie zarazi go ziewaniem. Przynajmniej na tyle powinien się kontrolować. Powinien. Ale poniósł klęskę i ziewnął.
Detektyw Danny Tartabull drzemał z brodą na piersi, usłyszał kroki i spróbował wyglądać na przytomnego, ale bez rezultatu. Sprawiał wrażenie człowieka, którego z głębokiego snu wyrwał dzwonek telefonu.
– Cześć, Danny. – Scott próbował ukryć pogardę. – Zrób sobie kilka minut przerwy, umyj twarz zimną wodą albo co. Napij się kawy.
– Jasne. Dzięki, Scott. Co się dzieje? – Tartabull jedną ręką tarł oczy, drugą odgarniał włosy z czoła. Koszula wyłaziła mu ze spodni. Casey, która dotąd nie znała Tartabulla, pomyślała, że wygląda jak człowiek przesłuchiwany w sprawie zaniedbania obowiązków.
– Potem ci opowiem.
Malloy podszedł do pielęgniarki i pokazał odznakę.
– Musimy zobaczyć ofiarę postrzału.
Pielęgniarka była wysoka i szczupła, włosy w kolorze piasku miała obcięte krócej niż Malloy. W lewym uchu nosiła cztery kolczyki, a w prawym żadnego.
– Myślałam, że wszystko zostało ustalone z doktorem Hassanem – powiedziała. – Mówił mi, że obiecał pan nie przeszkadzać pacjentowi. Proszę nie zmuszać mnie, żebym wzywała go o tej porze.
– Nie zamierzamy rozmawiać z tym facetem. Chcemy tylko na niego spojrzeć. Ta pani na wózku może go rozpoznać.
Pielęgniarka uśmiechnęła się do Lauren. Nie czytała karty choroby pacjenta, ale słyszała, że nie dość, iż go postrzelono, to jeszcze został kilka razy przejechany przez samochód. Ciekawe, czy oboje są ofiarami tego samego wypadku? Instynkt jednak nakazywał jej sceptycznie odnieść się do prośby detektywa. Może to jakaś policyjna sztuczka i jeżeli się zgodzi, żeby ci ludzie weszli na salę, czeka ją mnóstwo nieprzyjemności ze strony doktora Hassana.
– Chcecie tylko popatrzyć? – powiedziała takim tonem, jakby proponowano jej coś nieprzyzwoitego.
Casey Sparrow podeszła bliżej i wyciągnęła rękę.
– Cześć, jestem mecenas Casey Sparrow. Ten policjant mówi prawdę. Moja klientka – dotknęła ramienia Lauren – być może będzie w stanie rozpoznać waszego pacjenta. Na pewno pani rozumie, że musimy się dowiedzieć, kto to jest, żeby powiadomić rodzinę o jego wypadku. A doktor Hassan byłby bardzo zadowolony, gdyby mógł zaznajomić się z jego kartą zdrowia.
– Ilu was jest? – zdenerwowała się pielęgniarka, bo zauważyła jeszcze policjanta w mundurze, który stał z tyłu.
Zanim Malloy zdążył otworzyć usta, Casey odpowiedziała:
– Dwie osoby. Moja klientka i ja. To potrwa tylko chwilę.
Читать дальше