– I…?
– Sama wiesz, że żadna siła nie zmusi go do zwrotu dysku. Nawet zakładając, że go ma.
– Nie mogę liczyć na to, że zachowa się honorowo, prawda? – Emma roześmiała się gorzko.
– Nie, nie możesz – odparł poważnie Alan. Chciał, żeby Emma dobrze to zrozumiała.
Tak cicho, że Alan musiał się pochylić, by ją usłyszeć, Emma oznajmiła:
– On już na pewno zrobił kopie. To łatwe, jeżeli się wie jak.
– Tak, prawdopodobnie tak.
Za oknem z nieba powoli ukośnie spadały ogromne płatki śniegu – jak zwiadowcy badający teren. Nie spieszyły się, by dotknąć ziemi. Nisko wiszące chmury w różnych odcieniach szarości mogły posłużyć za paletę barw, którymi można by odmalować rozpacz Emmy.
Milczała długą chwilę, w końcu cicho powiedziała:
– Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego zostałam wybrana. Dlaczego moje życie stało się tak ważne, że zostało częścią życia innych ludzi. Chyba nigdy się tego nie dowiem. Czasami czuję się tak, jakby moje ja, moja prawdziwa osobowość zmieniła się w jakąś nadzwyczajną przyprawę, którą inni mogą wziąć z półki i posypać nią własne życie, żeby dodać mu smaku. Stałam się po prostu przyprawą. Oto, czym teraz jestem.
Alan uznał, że na razie lepiej się nie odzywać.
– Pierwsze dni po śmierci tatusia pamiętam jak przez mgłę. Nie od razu zorientowałam się, że media traktują mnie jak „nowość”. Byłam zbyt przestraszona tym, co mi się przydarzyło, samotna i zdecydowana, żeby swoim życiem dać rodzicom powód do dumy. Gdy zaczęłam z tego wychodzić – wychodzić z mgły – po pogrzebie i w następnym tygodniu, już byłam własnością mediów. Wydawało mi się, że dziewczyna z pierwszych stron magazynów to nie ja, tylko jakaś inna, mądrzejsza, ładniejsza i bardziej urocza osoba. Ludzie z otoczenia prezydenta zachęcali mnie, żebym nie broniła dostępu do siebie. Mówili, że w ten sposób uczczę pamięć ojca, że za moim pośrednictwem ludzie będą mogli go poznać. Posłuchałam ich. Rozmawiałam z Barbarą Walters, z Lanym Kingiem i innymi. Spotykałam się z gwiazdami filmu. Ale tego było mi za mało. Musiałam jeszcze zaręczyć się z gwiazdorem. Co za błąd! Powinnam była po prostu zniknąć.
Dlaczego? Ciągle zastanawiam się dlaczego? Co takiego zrobiłam, że sobie na to zasłużyłam? Powiedziałam szaleńcowi, żeby nie zabijał mojego ojca. Tylko tyle. Potem zaręczyłam się z aktorem. Nie jestem odważna. Brak mi pewności siebie. Codziennie w gazetach i telewizji pojawiają się więksi bohaterowie niż ja. Na świecie żyją miliony kobiet ładniejszych ode mnie, więc na pewno nie chodzi o moją urodę. Nie może o to chodzić.
Więc dlaczego nie zostawią mnie w spokoju? Jeżeli nawet było we mnie coś, co lubili i co ja lubiłam, to coś już umiera. Czy oni tego nie widzą? Zabijają mnie. Z każdym kęsem mnie zabijają. Z każdym błyskiem flesza pożerają cząstkę mnie. Powoli, nieuchronnie to, co było dla nich we mnie wyjątkowe, umiera. Dlaczego ktoś chce mieć na dysku moje ciało? Boże, jak bardzo mam się przed nimi obnażyć?
Alan przypomniał sobie, że zanim poznał Emmę osobiście, też nie miał nic przeciwko temu, by śledzić jej poczynania. Nigdy nie zastanawiał się, czy ma do tego prawo. Nigdy też nie zastanawiał się nad tym, czy Emma Spire życzy sobie być bez przerwy obserwowana.
A teraz Emma siedziała przed nim, przerażona i zrozpaczona.
Wiedział, co musi zrobić. Musi dać jej jakiś powód, dla którego nie powinna dziś umrzeć. Zadał jej pytanie, które w tej chwili samo się narzucało:
– Emma, myślisz o tym, żeby się zabić?
– Czy o tym myślę? – powtórzyła, nie patrząc na niego. – Oczywiście. Od dawna o tym myślę.
– Robiłaś jakieś plany?
Emma nie odpowiedziała. Wyglądała, jakby zahipnotyzował ją coraz gęstszy śnieg za oknem.
– Myślałaś, jak się zabić? – nalegał Alan.
Zrozumiała, o co pyta.
– Mam pistolet. Należał do mojego dziadka. Mam jakieś lekarstwa. Nie wiem, czy podziałają. Myślałam o tlenku węgla. No wiesz, w garażu. Samochód z zapalonym silnikiem. To załatwiłoby sprawę, ale boję się, że będzie za długo trwało, wystraszę się i ucieknę.
– Mogłabyś się zastrzelić? – Według statystyk kobiety niechętnie używają do samobójstwa broni palnej. Tylko że statystki nie mówiły nic konkretnego na temat Emmy.
– Nie jestem pewna.
– Jakie lekarstwa masz?
– Kodeinę, trochę atenololu.
Alan uważał, że tlenek węgla zabiłby Emmę. Kodeina też. Jest niebezpieczna, potencjalnie śmiertelna. Zwłaszcza jeżeli popije się ją alkoholem. Nie wiedział nic na temat atenololu. Wydawało mu się, że to betabloker i był po prostu ciekawy, po co Emmie takie lekarstwo.
– Masz je przy sobie?
– Nie. Trzymam wszystko w domu.
– A pistolet? Masz go ze sobą? Wypuściła powietrze z płuc.
– Nie.
Alan jej nie uwierzył. Przeraziło go, że może mieć pistolet w małej skórzanej torebce, tutaj, przy sobie. I to, że postanowiła mu skłamać.
– Emma, martwię się o ciebie.
– Ja też - przyznała.
Niestety, będzie musiał odwołać wizytę Kendal Green i zająć się Emmą.
– Posłuchaj. Czy mogę mieć pewność, że jeżeli cię tu zostawię samą na kilka minut, nic sobie nie zrobisz?
– Tu? Nie. Boże, na pewno nie.
– Dajesz słowo?
– Tak. – W końcu spojrzała mu w oczy.
– Muszę porozmawiać z pacjentką, która siedzi w poczekalni. Po prostu przesunę termin wizyty i zaraz do ciebie wrócę, dobrze? Porozmawiamy, zastanowimy się, jak poradzić sobie z twoimi kłopotami, zdecydujemy, co masz dziś zrobić.
– Chcesz, żebym wyszła do poczekalni? – Alan zauważył, że Emma nie ma ochoty opuszczać jego gabinetu.
– Tak, proszę. To nie potrwa długo. Potem nie mam już żadnego pacjenta. Nikt tu nie przyjdzie. Będę miał dla ciebie tyle czasu, ile zechcesz. Razem pomyślimy, co robić dalej.
– Dobrze – powiedziała ochryple.
Alan odprowadził Emmę do poczekalni, zaczekał, aż usiądzie i wybierze sobie czasopismo do czytania. Opuścił żaluzje i poprosił Kendal do gabinetu. Zaczęła mówić, zanim zdążył usiąść.
Przerwał jej i wytłumaczył, że musi przełożyć jej wizytę na inny dzień. Pomyślał, że wygląda tak, jakby ktoś zabił jej kota.
Alan wyznaczył Kendal Green inny termin, odprowadził ją do tylnego wyjścia i wrócił po Emmę do poczekalni. Ale Emmy nie było. Alan przyłapał się na tym, że wcale go to nie zdziwiło.
Na krześle zobaczył wiadomość napisaną na kuponie prenumeraty, który wypadł z „Mirabelli”: „Nie martw się o mnie. Dotrzymam słowa”.
Zaklął, zamknął oczy i mocno odchylił głowę do tyłu, próbując naciągnąć mięśnie karku, żeby powstrzymać nadchodzącą migrenę. Gdy otworzył oczy, poczekalnia nadal była pusta.
Kartka od Emmy nadal leżała na krześle.
– Gdyby pragnienia mogły być końmi – rozmarzył się na głos.
Nagle usłyszał zbliżające się do drzwi wejściowych kroki. Ponieważ żaluzje były opuszczone, nie widział, kto idzie, ale miał nadzieję, że to Emma zmieniła zdanie i wraca.
Drzwi otworzyły się. Na progu stanął Kevin Quirk. Na czapce i płaszczu topiły mu się wielkie płatki śniegu. Wszedł do poczekalni i wytarł buty na wycieraczce.
– Całe szczęście, że cię zastałem – powiedział spokojnie. – Ale śnieżyca! Zgodnie z prognozą miało spaść najwyżej kilka centymetrów. Już spadło tyle i wciąż pada. Słuchaj, próbuję znaleźć Emmę. Widziałeś ją?
Читать дальше