Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dąbała - Prawo Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Prawo Śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Prawo Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Prawo Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Prawo Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Prawo Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Dźwięk, który usłyszała, w niczym jednak nie przypominał świstu miecza. Było to najzwyklejsze gwizdanie. Przenikliwe, melodyjne i doskonale słyszalne. Pellegrisi przestali krzyczeć, zatrzymali się i zaskoczeni odwrócili głowy. Dziewczyna i posłaniec otworzyli oczy i spojrzeli w kierunku gwiżdżącego. Pod drzewem stał niewidomy włóczęga z obozu mutantów, trzymał dłonie przy ustach i gwizdał. Melodia była smutna i miała w sobie niejasną, usypiającą moc. Pellegrisi stali w bezruchu i wydawało się, że stopniowo poddają się dziwnej muzyce. Włóczęga nie przestawał gwizdać, coraz bardziej wzmacniając i modulując tony. Pellegrisi spuścili głowy i powoli ruszyli w głąb lasu. Przypominali żałobny pochód. Gwizdanie umilkło dopiero wtedy, gdy ostatni z karłów zniknął.
– Człowieku, ktoś ty, że taką mocą władasz? – Pytanie dziewczyny było gorączkowe i spontaniczne.
– Włóczęga ze mnie. Nikt ważny – odparł spokojnie ślepiec.
Jego ręka nieomylnie chwyciła stojący za nim gruby kostur, a wąskie usta uformowały się w coś, co od biedy mogło przypominać miły grymas.
– Słuchają was, panie – odezwał się ciągle jeszcze zdenerwowany Dart. – Pellegrisi was słuchają. Jak to możliwe? Ci mordercy…
– Mówią na mnie, Glass… Włóczęga… Są sposoby na wszystko – odparł wymijająco, ale uprzejmie. – Każdy ma swoją słabiznę. Gdzie to się wybieracie, panie?
– Do księstwa Syriusa idziemy – wtrąciła się dziewczyna. – Dzięki wam, Glass, za uratowanie życia…
– Po prostu, Glass – przerwał jej łagodnie włóczęga. – Żaden ze mnie pan. Po prostu, Glass…
– Śmierć nas goni – skinęła głową i kontynuowała Bathy. – Wojna nie dla małej watahy… Oparcia brak, czasu do złożenia. Ot, widzieliście… – przerwała, jakby chciała cofnąć to, co powiedziała. – Wybaczcie… Wybacz, Glass, ale nie jak ślepy gadacie…
– Przez trakt nie dojdziecie. – Stwierdzenie Glassa zabrzmiało złowróżbnie. – Zepsuty on i sam potrzebuje wsparcia. Zda mi się, że ktoś przy nim gmerał i sporo zła narobił…
– Jesteś obcy – wyszeptał cicho Dart. – Nie z mojego czasu jednak przybywasz. Czuję, że w twoim gadaniu znaki są ukryte…
– Poprowadzę was – odparł wymijająco włóczęga. – Nawała i tak tam dotrze za nami. A znaki w każdym gadaniu żyją. Kto umie czytać, ten znajdzie.
– Jakże to? – zdziwiła się Bathy. – Czytać umiesz? Bez oczu…
– Ruszajcie za mną – rzucił sucho Glass i z wyciągniętym kosturem dał krok do przodu. – Życie można poczuć… Widzi mi się, że wy, panie, coś o tym wiecie – dokończył, nie oglądając się.
11
Cień za oknem poruszył się i przyczajony wsunął do środka komnaty. W ciemnościach ledwie rozpraszanych światłem płonącej na ścianie pochodni przypominał gruby pień drzewa. Obok łóżka zatrzymał się i zaczął węszyć. Czujne sapanie odbijało się od wysokiego sufitu i niosło pomiędzy ścianami.
W zamku panowała cisza, zakłócana od czasu do czasu szczekaniem psów, miauknięciem kota lub rżeniem koni w stajni. Co pewien czas słychać też było stąpanie twardych butów i szczęk broni. Na murach pojawiali się częściej niż zwykle żołnierze księcia Syriusa. Chodzili po czterech. Wprawne oko natychmiast zauważało, że zamek i całe księstwo zostały postawione w stan pogotowia. Ludzie chodzili uzbrojeni, oddziały poruszały się żwawiej, a kobiety kupowały więcej jedzenia.
Cień pochylił się, otworzył małą buteleczkę i podsunął ją pod nos śpiącego Idalga. W szczurzych szponach, jakie pokazały się na moment spod rękawa habitu, nie było najmniejszego drżenia. Przybysz został wychowany i przeszkolony wyłącznie do takich zadań. Łowca nawet nie zauważył, kiedy stracił przytomność i znalazł się na ramieniu mutanta. Nie miał również pojęcia, że godzinę wcześniej na kamienną posadzkę komnaty szczur wylał aż dwa flakony tajemniczego płynu. Tylko dlatego zmysły łapacza nie wyczuły obecności wroga.
Mutant zdjął z ramienia długi sznur, związał nim Idalga i ostrożnie zaczął go spuszczać w dół. Ściana zamku kończyła się pięćdziesiąt metrów niżej. Wszystko odbywało się w ciszy. Ręce szczura były wyrobione i silne. Ciało łowcy ani razu nie trąciło ściany. W dole poruszyły się sylwetki czterech mutantów. Przymocowali Idalga do długiego kija, podnieśli i błyskawicznie oddalili się. Chwilę później dołączył do nich mutant z zamku.
Puste pole pokonali szybciej, niż zamierzali. Jeden z żołnierzy na murach zauważył biegnące postacie i wszczął alarm. W jednej chwili zapłonęły jaśniej pochodnie i zamek ożył. Mutanty dopadły już jednak lasu, wspięły się na siodła i zaczęły uciekać. Ciało łapacza przewieszone przez koński grzbiet podskakiwało z taką siłą, że porwany szybko odzyskał świadomość. Spróbował rozluźnić więzy, ale był jeszcze zbyt osłabiony trucizną. Uspokoił się dopiero wtedy, gdy nie zauważył wśród jadących dziecka i matki. Wypadli na drogę prowadzącą do Pandabu. Była o wiele za wąska dla kupców i niewygodna dla wojska. Przeważnie korzystali z niej królewscy posłańcy.
Porywacze zmuszeni byli uciekać jeden za drugim. Koń Idalga, przywiązany do siodła pierwszego jeźdźca, biegł nierówno i kilkakrotnie potknął się. Widać było, że został wybrany w ostatniej chwili i przypadkowo. Łapacz skrzywił się z satysfakcją. Lubił fachową robotę, a mutanty najwyraźniej o wielu szczegółach nie pomyślały. I to właśnie rodziło w nim irytację. Zmienił zdanie dopiero wtedy, gdy prowadzący mutant skręcił nagle w jeszcze węższą drogę przecinającą las na południe w stronę Kreporu. Dopiero teraz zrozumiał, że koń wcale nie musiał być najlepszy. Do granicy z Kreporem dzieliło ich najwyżej niecałe pół dnia drogi.
Idalgo wykorzystał moment i zsunął się z siodła w mijane właśnie krzaki. Przy upadku podrapał sobie twarz, ale nie naruszył kości. Szczury natychmiast zauważyły ucieczkę i ostro ściągnęły wodze. Zeskoczyły z siodeł i rzuciły się w pościg. Łapacz wiedział, że w nocy nie ma szans. Mutanty widziały prawie tak dobrze jak sowy czy koty. Upadł za pniem zwalonego przez wiatr drzewa i próbował wyswobodzić się z więzów. Najłatwiej poszło mu z tymi na nogach. Ręce zostały związane mocno i dokładnie. Przyczaił się i wierzył w swoje szczęście. Miał nadzieje, że mutanty będą go szukały pojedynczo.
Leżał na zgniłych, wilgotnych liściach i czuł zapach palonego drewna. Gdzieś w pobliżu ktoś palił ognisko. Łapacz przycisnął się mocniej do pnia i nasłuchiwał. Z boku słyszał powolne stąpanie jednego z mutantów. Miał nadzieję, że szczury nie zwietrzą jego zapachu. Palone w oddali drewno sprzyjało mu. Zauważył plecy dwóch mutantów i przygotowane do cięcia miecze. Stali kilka kroków przed nim i wciągali nozdrzami powietrze. Przeklinał w duszy, że ma związane ręce i nie może walczyć. Kiedy szczury ruszyły do przodu, a ich miecze raz po raz zaczęły się cicho wsuwać w krzaki i porośnięte mchem kępy, Idalgo odetchnął z ulgą. Myślał o tym, żeby odnaleźć jakiś kamień i przetrzeć sznury. Nie rozumiał, dlaczego mutanty zdecydowały się porwać właśnie jego. Ryzyko, na jakie się narażały, nie było zwyczajne. Pomyślał, że jeżeli mogły dotrzeć do niego, to równie dobrze mogły zabić lub porwać księcia Syriusa lub dziecko Tantry. Mieszkał w tym samym zamku, za tymi samymi wysokimi murami co goście i ludzie księcia. W dodatku należał do tych, których wrogowie na ogół omijali. Domyślił się, że mutanty musiały wysłać po niego kogoś wyjątkowego. Skuteczność porywaczy dziwiła go i w pewnym sensie nakazywała szacunek.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Prawo Śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Prawo Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Prawo Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.