Lacey zdołała zmusić Jerrella do zabrania pudeł, które spakowałyśmy poprzednim razem, więc w mieszkaniu było o wiele luźniej. Po krótkiej dyskusji zaczęłam sortować rzeczy w małym saloniku, gdy ona pakowała pościel.
Wrzuciłam czasopisma do worka na śmieci i otworzyłam szufladę małego stolika. Znalazłam w nim rolkę miętowych dropsów, pudełko długopisów, samoprzylepne karteczki i instrukcję obsługi magnetowidu. Sprawdziłam dno szuflady i sięgnęłam głębiej. Wyciągnęłam kupon na zakup obiadu do przygotowania w mikrofalówce, firmy Healthy Choice. Zmarszczyłam brwi, czułam, jak mięśnie wokół ust układają się w coś, co wkrótce zamieni się w zmarszczki.
– Zniknął – powiedziałam.
– Co? – spytała Lacey.
Nawet nie słyszałam jej w kuchni za sobą, ale okienko podawcze między kuchnią a salonem było otwarte.
– Program telewizyjny.
– Może wyrzuciłaś go w środę?
– Nie – odpowiedziałam stanowczo.
– A właściwie jaka to różnica? – Lacey nie wydawała się tego lekceważyć, ale była zdezorientowana.
Stanęłam naprzeciw niej. Łokciami oparła się o blat szafek w kuchni, na jej złotobrązowym swetrze widać było kłaczki z pralki.
– Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Ale Deedra zawsze, ale to zawsze trzymała gazetę w tej szufladzie, bo zaznaczała sobie programy, które chciała nagrać. Od początku ciekawe wydawało mi się to, że ktoś z tak ograniczoną inteligencją był obdarzony talentem do obsługi sprzętu AGD i RTV. Potrafiła w ciągu paru minut nastawić magnetowid tak, żeby nagrał jej ulubione programy. W te wieczory, gdy nie miała randki, miała telewizor. Nawet gdy zamierzała zostać w domu, ale towarzyszył jej mężczyzna – nie oglądała wtedy swoich seriali. Nastawiała magnetowid i je nagrywała.
Codziennie przed pracą Deedra nadrabiała zaległości w swoich telenowelach, czasami oglądała Oprah. Używała samoprzylepnych karteczek, żeby oznaczać kasety. W koszu na śmieci zawsze była żółta sterta papierków.
Do cholery, jaką różnicę robiło zaginione czasopismo? Niczego więcej nie brakowało – a przynajmniej niczego takiego nie odkryłam. Skoro zginęła torebka Deedry (nie słyszałam, żeby się odnalazła), to złodziejowi nie zależało na kluczach do jej mieszkania, ale na czymś innym, co było w torebce.
Nie byłam sobie w stanie wyobrazić, co by to mogło być. Nic cennego nie zniknęło z mieszkania, tylko głupi program telewizyjny. I być może chusteczki higieniczne. Tych nie liczyłam, choć Marta pewnie by mi kazała.
Gdy mruczałam do siebie, sprawdziłam, czy nie ma gazety pod poduszkami kanapy, zajrzałam też pod falbankę, która przykrywała nóżki mebla.
– Po prostu go tu nie ma – doszłam do wniosku. Lacey weszła do salonu. Spoglądała na mnie ze zdziwioną miną.
– Potrzebujesz go w jakimś szczególnym celu? – zapytała ostrożnie, najwidoczniej starając się mnie pocieszyć.
Poczułam się jak idiotka.
– To jedyna rzecz, która zaginęła. Marta Schuster kazała mi dać jej znać, jeśli zorientuję się, że czegoś brakuje, a program telewizyjny to jedyna rzecz, która zniknęła.
– Nie bardzo rozumiem… – powiedziała z powątpiewaniem Lacey.
– Ja też nie. Ale lepiej będzie, jak do niej zadzwonię.
Marty Schuster nie było w biurze, więc rozmawiałam z Emanuelem. Obiecał zwrócić uwagę szeryf Schuster na brak czasopisma. Ale sposób, w jaki to powiedział, uświadomił mi, że uważał, iż jestem stuknięta, powiadamiając ich o braku gazety z programem. I wcale nie mogłam go winić za to, że tak o mnie pomyślał.
Gdy wróciłam do pracy, zdałam sobie sprawę, że tylko sprzątaczka mogła zauważyć brak gazety z programem. A ja wiedziałam, że zauważyłam jego brak tylko dlatego, że raz Deedra zostawiła go na kanapie, a ja odłożyłam go na okienko podawcze, gdzie był dobrze widoczny. Ale Deedra się wściekła – i był to jeden z naprawdę niewielu wypadków, gdy zrobiła mi awanturę. Powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu, że program telewizyjny zawsze, ale to zawsze trzeba odkładać do szuflady stolika.
Czyli szalony gwałciciel molestuje Deedrę, dusi ją, zostawia nagą w samochodzie w środku lasu i… kradnie jej gazetę z programem? Gazety były do kupienia przynajmniej w pięciu miejscach w Shakespeare. Po co ktoś miałby chcieć egzemplarz Deedry? Prychnęłam i odłożyłam przemyślenie tego raz jeszcze na kiedy indziej. Ale sama Deedra nie dawała mi spokoju. Przyznałam, że nie było w tym nic dziwnego. Sprzątałam jej mieszkanie od czterech lat. Wiedziałam o niej rzeczy, o których nie miał pojęcia nikt inny. Tak to jest, gdy sprzątasz czyjeś mieszkania. Przyswajasz sobie mnóstwo informacji, gdy to robisz. Nic nie pozwala cię poznać lepiej niż bałagan, który po sobie zostawiasz. Tylko sprzątaczki, włamywacze i policjanci mogą zobaczyć dom takim, jaki jest naprawdę, nieprzygotowany i niechroniony.
Zastanawiałam się, który z kochanków Deedry zadecydował, że musiała zginąć. A może był to impuls? Może nie zgodziła się czegoś zrobić, może zagroziła, że poinformuje o zdradzie czyjąś żonę, albo przywiązała się zbyt mocno? Wszystkie trzy scenariusze były możliwe, ale niekoniecznie prawdopodobne. O ile dobrze wiedziałam, nie było takich rzeczy, których Deedra nie zrobiłaby w łóżku, trzymała się z dala od żonatych mężczyzn i nigdy nie było mi wiadomo nic o tym, żeby wolała któregoś partnera seksualnego bardziej niż innych.
Brat szeryf mógł być innym przypadkiem. Był atrakcyjny i z całą pewnością zachowywał się, jakby szalał na punkcie Deedry.
Deedra z pewnością byłaby dla Marty Schuster żenującą bratową. Gdy ta niechciana myśl przyszła mi do głowy, leżałam na podłodze i sprawdzałam, czy na pewno nie ma czegoś pod kanapą. Zastygłam na chwilę w tej pozycji, obracając myśl na wszystkie strony i starając się to rozgryźć.
Prawie natychmiast odrzuciłam ten pomysł. Marta była wystarczająco twarda, żeby poradzić sobie z zażenowaniem. A z tego, co zrozumiałam, Marlon dopiero zaczął spotykać się z Deedra. Jego szokującego okazywania żalu nie dało się wytłumaczyć w inny sposób. Był wystarczająco młody, żeby nadal mieć złudzenia, i być może dość sprawnie unikał rozmowy z Deedra i miał nadzieję, że – używając biblijnego określenia – łączy się tylko z nim.
I może by mu się to udało. W końcu Deedra nie była zbyt mądra, ale nawet ona musiała zdawać sobie sprawę, że nie może tak postępować zawsze, prawda?
Być może nigdy nie chciała myśleć o przyszłości. Być może, gdy raz wstąpiła na tę drogę, była zadowolona, mogąc nią iść. Poczułam, jak wypełnia mnie pogarda dla Deedry.
Wtedy zaczęłam się zastanawiać, co ja sama robiłam przez ostatnich sześć lat.
Gdy podnosiłam się z podłogi, tłumaczyłam sobie, że uczyłam się przetrwać – uczyłam się nie oszaleć – każdego dnia, odkąd zostałam zgwałcona i okaleczona.
Stojąc w salonie Deedry Dean, słuchając jej matki krzątającej się w korytarzu, uświadomiłam sobie, że niebezpieczeństwo popadnięcia w szaleństwo minęło, choć pewnie do końca życia będę mieć napady paniki. Zorganizowałam sobie życie. Zarabiałam na siebie, kupiłam dom, miałam ubezpieczenie, samochód i płaciłam podatki. Nauczyłam się przetrwać. Przez długą chwilę stałam w miejscu i gapiłam się przez okienko podawcze na fluorescencyjnie jaskrawą kuchnię Deedry. Pomyślałam, że to dziwny czas i miejsce na uświadomienie sobie tak ważnej rzeczy.
A skoro byłam w mieszkaniu Deedry, znów musiałam o niej pomyśleć. Została zaszlachtowana, zanim mogła poradzić sobie z tym, co kazało jej się zachowywać w taki, a nie inny sposób. Jej ciało zostało poniżone – pokazane nagie i skrzywdzone. Wcześniej nie pozwoliłam sobie o tym myśleć, ale teraz wyraźnie widziałam butelkę coca-coli, która wystawała z pochwy Deedry. Zastanawiałam się, czy zrobiono jej to, gdy jeszcze żyła. Zastanawiałam się, czy miała czas, żeby zdać sobie z tego sprawę.
Читать дальше