Znalazłam płaszcz do połowy uda w kolorze ciemnej zieleni, który miał odpinaną podpinkę i który mógłby mi się przydać, oraz skórzaną kurtkę, która zawsze mi się podobała. Pozostałe płaszcze i kurtki były zbyt wymyślne, niepraktyczne lub wyglądały na wąskie w ramionach. Nie pamiętałam, żeby Deedra nosiła któreś z ubrań, które wybrałam, więc może nie będą wywoływały w jej matce zbyt wielu wspomnień.
– Mogę wziąć te? – zapytałam, pokazując je Lacey.
– Które zechcesz – odpowiedziała, nawet na nie nie spojrzawszy.
Zdałam sobie sprawę, że nie chciała wiedzieć, nie chciała rozpoznać tych rzeczy, żeby nie myślała o Deedrze, gdy mnie w nich zobaczy. Złożyłam ubrania i poszłam z powrotem do większej sypialni, schowałam rzeźbioną szkatułkę do kartonu, który wcześniej złożyłam, zapakowałam też worek z „zabawkami”. Na wierzchu położyłam płaszcz i kurtkę, ukrywając w ten sposób przemycany towar. Na kartonie napisałam markerem „Lily”, mając nadzieję, że nawet jeśli Lacey będzie się zastanawiać, dlaczego zapakowałam ubrania do kartonu, zamiast je po prostu przerzucić przez rękę i zabrać ze sobą, będzie zbyt zajęta, żeby zadawać pytania.
Pracowałyśmy cały poranek. Dwa razy słyszałam, jak Lacey nagle biegnie do łazienki i płacze. W mieszkaniu było tak cicho, że mogłam zastanowić się nad tym, dlaczego żaden z przyjaciół Lacey nie pomógł jej przy tym intymnym zadaniu. To z pewnością był czas, kiedy powinni interweniować krewni i przyjaciele.
Później zobaczyłam, że Lacey wpatruje się w zdjęcie, które wyjęła z szuflady w kuchni. Zajrzałam tam tylko dlatego, że od kurzu w szafie zachciało mi się pić.
Mimo że nie widziałam zdjęcia, reakcja Lacey uświadomiła mi, co przedstawiało. Widziałam, że była zdziwiona, a gdy przyjrzała się bliżej, jakby nie wierząc w to, co widzi, zaczerwieniła się. Wepchnęła zdjęcie do worka na śmieci, niepotrzebnie używając siły. Być może Lacey miała przeczucie, że natrafi na takie rzeczy, i zdecydowała, że nie chce ryzykować, że ktoś ze znajomych je zobaczy. Być może Lacey nie była taka nieświadoma, za jaką ją brałam.
Cieszyłam się, że postąpiłam zgodnie ze wskazówkami szeryf i to ja pozbyłam się rzeczy, które leżały teraz w pudełku podpisanym moim imieniem. Lacey wprawdzie nadal mogła się natknąć na parę przedmiotów, które przeoczyłam, ale dobrze, że nie została zmuszona do oglądania tylu dowodów na złe prowadzenie się córki.
Miałam teraz lepsze zdanie o Marcie Schuster. Pozbyła się większości zdjęć, więc nie wzbogacą one zbioru miejscowych legend. Uprzedziła mnie o innych skarbach, miałam więc szansę ukryć je, zanim Lacey mogła je zobaczyć. Nie byłyśmy w stanie uchronić jej przed wszystkimi informacjami, ale mogłyśmy zniszczyć wiele wyrazistych dowodów.
Przed południem, zanim musiałam wyjść, udało nam się wiele zrobić. Opróżniłam szafę i komodę w większej sypialni i zabrałam się do szafy w pokoju gościnnym. Lacey spakowała większość gratów z kuchni i część ręczników z łazienki. Zrobiłam pięć czy sześć wycieczek do kontenera na śmieci, który stał na parkingu.
Śladów ludzkiego życia nie dało się tak szybko zniszczyć, ale sprawnie się zabrałyśmy do wymazania obrazu Deedry.
Gdy zabierałam oznakowane pudło i torebkę, Lacey zapytała, kiedy mam wolne. Zdałam sobie sprawę, że skoro moja klientka zmarła, mam wolne piątki rano.
– Możemy się tu spotkać w piątek rano. Tak wcześnie, jak pani chce.
– Świetnie. Ósma rano to nie za wcześnie? Potrząsnęłam głową.
– Zatem do zobaczenia o ósmej. Być może do tego czasu Jerrell podjedzie tu ciężarówką i zabierze część pudełek, żebyśmy miały więcej miejsca.
Brzmiała, jakby nabrała dystansu, ale wiedziałam, że to było złudzenie, a słowo „otępiała” chyba lepiej określało jej stan.
– Przepraszam – zaczęłam, ale się zawahałam. – Kiedy będzie pogrzeb?
– Mamy nadzieję, że uda nam się załatwić wszystko tak, żeby zdążyć w sobotę.
Gdy znosiłam pudełko na dół, powróciło znane mi zmartwienie. Muszę znaleźć nowego regularnego klienta na piątkowe poranki, wcześniej miałam Deedrę i Winthropów. Później Winthropowie zrezygnowali, a teraz zginęła Deedra. Moja finansowa przyszłość z każdym tygodniem wyglądała coraz gorzej.
Miałam spotkać się z przyjaciółką Carrie Thrush w jej biurze. Carrie miała przynieść dla nas lunch. Wsiadłam do auta, pudło umieściłam na tylnym siedzeniu. Później spojrzałam na zegarek i zdałam sobie sprawę, że się spóźnię. Musiałam znaleźć kontener na śmieci należący do jakiegoś sklepu czy restauracji po drugiej stronie Shakespeare – taki, który był niezbyt widoczny – i wrzucić do niego karton z sekszabawkami, z którego należało wcześniej wyjąć moje płaszcze. Byłam pewna, że nikt mnie nie zauważył. Założyłam, że gdy dotrę do gabinetu Carrie, zastanę ją w środku, psioczącą na to, że jedzenie stygnie.
Ale kiedy zaparkowałam na niewielkim podjeździe z napisem „PARKING TYLKO DLA PERSONELU”, Carrie stała na małym żwirowanym kawałku ziemi, gdzie ona i jej pielęgniarki parkowały swoje auta.
– Chcesz się gdzieś ze mną przejść? – Carrie uśmiechała się, ale wyglądała na skrępowaną i odrętwiałą.
Była ubrana na biało, ale po chwili przyglądania się spostrzegłam, że nie był to jej fartuch. Miała na sobie białą sukienkę z koronkowym kołnierzykiem. Czułam, że moje brwi ściągają się w groźną kreskę.
Nie mogłam sobie przypomnieć, żebym widziała Carrie kiedyś w sukience, chyba że szła na pogrzeb. Albo wesele.
– Co? – zapytałam ostro.
– Chodź ze mną do ratusza.
– Po CO?
Zmarszczyła mały nos, przez co okulary prawie z niego zjechały.
Carrie była umalowana. A jej włosy nie były spięte za uszami, jak zazwyczaj, gdy była w pracy. Powiewały luźno niczym lśniące brązowe skrzydła.
– Po co? – zapytałam natarczywiej.
– No bo… Claude i ja chcemy się dziś pobrać.
– W urzędzie?
Próbowałam nie okazywać zaskoczenia, ale i tak się zaczerwieniła.
– Musimy to zrobić, zanim stracimy odwagę – powiedziała pospiesznie. – Oboje mamy już swoje nawyki, mamy wszystko, czego trzeba, żeby założyć rodzinę, i oboje chcemy, żeby na ślubie było obecnych tylko kilkoro przyjaciół. Zawiadomienie o ślubie ukaże się jutro w gazecie i wtedy wszyscy się dowiedzą.
Tego typu komunikaty ukazywały się zawsze w lokalnej gazecie we wtorkowe popołudnia.
– Ale… – Spojrzałam na swoje robocze ubrania, niezupełnie idealnie czyste po tym, jak sprzątałam w szafach i właziłam pod łóżko Deedry.
– Jeśli chcesz pojechać do domu, mamy parę minut – powiedziała, patrząc na zegarek. – Oczywiście nie ma znaczenia, co założysz, ale jak znam życie, będziesz miała z tym problem.
– Tak, mam problem z pójściem na ślub w brudnych ciuchach – powiedziałam zwięźle. – Wsiadaj do samochodu.
Nie potrafiłam stwierdzić, dlaczego się trochę złościłam, ale tak było. Może dlatego, że byłam zaskoczona (nie przepadam za niespodziankami), albo dlatego, że wymagano teraz ode mnie zmiany nastroju: od śmierci do ślubu w ciągu jednego dnia. Już wcześniej miałam pewność, że Claude Friedrich i doktor Carrie Thrush kiedyś się pobiorą, i wiedziałam, że był to niewątpliwie dobry pomysł. Była między nimi duża różnica wieku: Claude miał mniej więcej czterdzieści osiem lat, a Carrie około trzydziestu dwóch. Ale wiedziałam, że ich małżeństwo będzie udane, i nie żałowałam, że odrzuciłam możliwość związku z Claudeem. Dlaczego więc byłam zdenerwowana? Ze względu na Carrie powinnam się cieszyć.
Читать дальше