– Witam – powiedział. – Jestem komendant David Franks. Chciałbym powiedzieć parę słów o domu. To najbardziej pewne ze wszystkich schronień dla świadków w całym kraju. Mamy czujniki masy i ruchu w całym budynku i w otoczeniu. Każde przerwanie obwodu włącza mnóstwo alarmów. Komputer jest zaprogramowany tak, żeby wyczuwał ruch człowieka i porównywał odczyt z wagą, bo inaczej każdy zabłąkany jeleń albo pies uruchamiałby alarm. Jeżeli ktoś – człowiek – wejdzie tam, gdzie nie powinien, cały dom zaczyna się świecić jak Times Square w Wigilię Bożego Narodzenia. A jeśli ktoś postanowi podjechać pod dom konno? Pomyśleliśmy i o tym. Komputer rozpozna anomalię masy w połączeniu z rozstawem kopyt zwierzęcia i włączy alarm. W ogóle każdy ruch – nawet szopa czy wiewiórki – włącza kamery na podczerwień.
– Aha, jesteśmy też obserwowani przez radar na regionalnym lotnisku Hampton, więc o każdej próbie ataku z powietrza będziemy wiedzieć ze sporym wyprzedzeniem. Jeżeli cokolwiek się wydarzy, usłyszycie syrenę i być może zobaczycie światła. Wtedy macie po prostu zostać tam, gdzie jesteście. I nie wychodzić z domu.
– Jak wygląda straż? – spytała Sachs.
– W samym domu czterech funkcjonariuszy. Dwóch w wartowni od frontu i dwóch z tyłu domu, obok jeziora. Po naciśnięciu guzika alarmowego w ciągu dwudziestu minut zjawia się wóz chłopców z brygady specjalnej.
Mina Jodiego mówiła, że dwadzieścia minut to o wiele za długo. Sachs była podobnego zdania.
Eliopolos spojrzał na zegarek.
– O szóstej przyjedzie pancerna furgonetka, żeby zabrać panią do sądu. Przykro mi, że nie zdąży się pani za bardzo wyspać.
– Zerknął na Percey. – Gdyby jednak wcześniej mnie posłuchano, spędzilibyście tu całą noc, cali i zdrowi.
Gdy prokurator odwrócił się do drzwi, nikt nie wypowiedział ani słowa pożegnania.
– Trzeba jeszcze wspomnieć o kilku sprawach – ciągnął Franks. – Proszę nie wyglądać przez okna. Tamten telefon – wskazał beżowy aparat w kącie salonu – jest bezpieczny. Tylko z tego wolno wam korzystać. Telefony komórkowe proszę wyłączyć i nie korzystać z nich pod żadnym pozorem. To tyle. Jakieś pytania?
– Tak, znajdzie się tu jakaś butelczyna? – zapytała Percey.
Franks pochylił się i z szafki wydobył butelkę wódki i butelkę burbona.
– Cieszymy się, gdy nasi goście są zadowoleni.
Postawił butelki na stole i podszedł do drzwi wyjściowych, narzucając po drodze kurtkę.
– Idę do domu. Dobranoc, Tom – powiedział do gliniarza przy drzwiach i skinął głową czwórce nowych lokatorów, którzy wyglądali dość absurdalnie, stojąc nad dwiema butelkami alkoholu pośrodku pokoju przypominającego wnętrze domku myśliwskiego. Ze ścian pokrytych lakierowanym drewnem spoglądało na nich kilkanaście łbów jeleni i łosi.
Nagle rozdzwonił się telefon i na ten dźwięk wszyscy drgnęli. Jeden z policjantów podniósł słuchawkę po trzecim dzwonku.
– Halo?
Spojrzał niepewnie na dwie kobiety.
– Amelia Sachs?
Skinęła głową i wzięła słuchawkę.
Dzwonił Rhyme.
– Sachs, bezpiecznie tam?
– Na to wygląda – powiedziała. – Wszędzie technika najnowszej generacji. A jak z ciałem?
– Na razie nic. Na Manhattanie zgłoszono zaginięcie czterech mężczyzn w ciągu ostatnich czterech godzin. Sprawdzamy wszystkich. Jest tam Jodie?
– Tak.
– Zapytaj go, czy Trumniarz wspominał coś o nowej tożsamości.
Przekazała pytanie.
Jodie zamyślił się.
– Przypominam sobie, jak coś mówił… nic konkretnego. Powiedział tylko, że jeżeli chce się kogoś zabić, trzeba przeprowadzić rozpoznanie, ocenić, zmylić wroga, odizolować i wyeliminować cel. Czy coś podobnego. Nie pamiętam dokładnie. Mówił, że można zmylić wroga, wysyłając z zadaniem kogoś innego, a gdy wszyscy zwrócą na niego uwagę, wtedy on atakuje. Chyba wspominał coś o dostawcy albo czyścibucie.
Twoją najniebezpieczniejszą bronią jest podstęp…
Kiedy Sachs przekazała jego słowa Rhyme’owi, ten rzekł:
– Wydaje się nam, że to zwłoki młodego biznesmena. Może adwokata. Spytaj Jodiego, czy Trumniarz mówił coś o próbie wejścia do sądu podczas posiedzenia przysięgłych.
Jodie nic takiego sobie nie przypominał.
– Dobra, Sachs, dzięki. – Usłyszała, jak Rhyme woła coś do Mela Coopera. – Zadzwonię później.
Kiedy odłożyła słuchawkę, Percey zapytała ją:
– Masz ochotę na jednego?
Sachs nie była pewna, czy ma. Wzdrygnęła się na wspomnienie o szklaneczce szkockiej, po której nastąpiło fiasko w łóżku Lincolna Rhyme’a. Lecz pod wpływem impulsu powiedziała:
– Czemu nie.
Roland Bell uznał, że na pół godziny może przerwać służbę.
Jodie wolał szybkiego, leczniczego kielicha, po którym skierował się do sypialni, ściskając pod pachą swój poradnik i gapiąc się na ogromny łeb łosia z zachwytem typowym dla chłopaka z miasta.
W gęstym wiosennym powietrzu rozbrzmiewała muzyka cykad i niepokojące nawoływania żab.
Patrząc przez okno w półmrok wczesnego poranka, Jodie widział snopy świateł szperaczy przenikające mgłę. Tańczące cienie kładły się po bokach – tam gdzie między drzewami przepływały pasma mgły.
Odszedł od okna, zbliżył się do drzwi swojego pokoju i wyjrzał na zewnątrz.
Dwaj strażnicy pilnujący korytarza siedzieli w małym pokoiku oddalonym o dwadzieścia stóp. Wyglądali na znudzonych i niezbyt czujnych.
Począł nasłuchiwać, lecz słyszał tylko odgłosy skrzypienia i stuki typowe dla starego domu, który szykował się do snu.
Jodie wrócił do łóżka i usiadł na zdeformowanym materacu. Wziął do ręki swój sfatygowany poradnik „Koniec z zależnością”. No, to do roboty, pomyślał.
Otworzył książkę szeroko, aż pękło klejenie na grzbiecie, po czym oderwał wąski pasek taśmy przyklejony u dołu grzbietu. Na łóżko wypadł długi nóż. Wyglądał jak zrobiony z czarnego metalu, choć w rzeczywistości ostrze wykonano z polimeru z ceramiczną impregnacją i nie sposób było go wykryć detektorem metali. Nóż był poplamiony i matowy, z jednej strony ostry jak brzytwa, z drugiej pokryty ząbkami jak piła chirurgiczna. Rękojeść oklejała taśma. Jodie sam go zaprojektował i wykonał. Jak większość niebezpiecznej broni, nie był efektowny ani piękny; miał tylko jedną zaletę – zabijał. I to doskonale.
Bez wahania wziął nóż do ręki – spokojnie dotykał też klamek i okien – ponieważ od niedawna był właścicielem nowych linii papilarnych. Skórę na opuszkach palców wypalił mu chemicznie w zeszłym tygodniu chirurg w Bernie i za pomocą lasera używanego w mikrochirurgii wyrył w świeżych bliznach nowe linie. Jego własne odciski miały się zregenerować, ale nie wcześniej niż za parę miesięcy.
Siedząc na brzegu łóżka z zamkniętymi oczami, ujrzał w wyobraźni wspólny pokój i zaczął go przemierzać w myślach, zapamiętując każde drzwi, okno, mebel, każdy kiczowaty pejzaż na ścianie, rogi łosi nad kominkiem, popielniczki, broń i wszystko, co mogło stać się bronią. Jodie miał tak dobrą pamięć, że mógłby przejść przez ten pokój z zawiązanymi oczami, nie dotykając żadnego krzesła ani stolika.
Zatopiony w myślach, skierował swe wyimaginowane kroki do telefonu w rogu i przez chwilę zastanawiał się nad systemem łączności w domu. Doskonale wiedział, jak działa (większość wolnych chwil wykorzystywał na studiowanie podręczników o systemach zabezpieczeń i łączności), miał więc świadomość, że jeśli przetnie linię, spadek napięcia spowoduje wysłanie sygnału alarmowego do panelu kontrolnego u strażników i prawdopodobnie też do biura terenowego. Dlatego linię telefoniczną lepiej zostawić w spokoju.
Читать дальше