Zdjęła pokrywkę. Z bibułki odwinęła starą srebrną łopatkę do ciasta, ślicznie grawerowaną. Kiedy podała ją nam do obejrzenia, zobaczyłam ozdobny napis „V K 1889”.
– Jest po prostu cudna! – zachwyciła się Varena bez cienia zakłopotania. – Gdzie ją znalazłeś?
– Miałem szczęście – odparł Jack. Napierał mocno na moją pupę. – Tak się złożyło, że byłem w sklepie z antykami i wpadła mi w oko.
Wyobraziłam sobie, jak pracują trybiki w głowie mojej matki. Wiedziałam, że uważa, że to zobowiązujący prezent. Taki prezent oznacza, że Jack zamierza się ze mną spotykać przynajmniej przez jakiś czas, skoro tak się postarał, żeby zrobić wrażenie na mojej rodzinie. Twarz mojego ojca rozjaśniła się (stanowczo zbyt jawnie), kiedy ta sama myśl przyszła mu do głowy.
Czułam się, jakbym uczestniczyła w jakimś plemiennym rytuale.
– Muszę ją położyć gdzieś na widoku, tak żeby wszyscy zauważyli – powiedziała Varena do Jacka, wyraźnie starając się dać mu do zrozumienia, jak bardzo się ucieszyła.
– Cieszę się, że ci się podoba – odpowiedział.
I zanim się obejrzałam, Jack Leeds siedział już przy stole w kuchni moich rodziców, przed nim stał talerz zupy i tosty z serem, a Varena i matka skakały wokół niego.
Kiedy zjadł, matka i Varena dosłownie wyrzuciły nas z kuchni, tak żebym nie mogła im pomagać przy zmywaniu. Jack wprawił je w osłupienie, proponując, że sam pozmywa. Odrzuciły jego propozycję z głupkowato rozanielonymi uśmiechami. Wsiadając do jego samochodu, nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać.
– Chyba mnie zaakceptowali – powiedział Jack z poważną miną.
– Masz szczęście, że przeżyłeś.
Roześmiał się, ale zaraz przestał i spojrzał na mnie z wyrazem twarzy, którego nie umiałam rozszyfrować. Włączył silnik.
– Dokąd jedziemy? Muszę być w pastorówce o osiemnastej – przypomniałam mu.
Matka i Varena od razu mu powiedziały, że zgłosiłam się na ochotnika do opieki nad dziećmi.
– Musimy porozmawiać – stwierdził.
W drodze do motelu milczeliśmy; Jack był nachmurzony i zamknięty w sobie. Z niepokojem zdałam sobie sprawę, że chyba się w tym wszystkim pogubiłam.
Kiedy skręciliśmy przy prezbiteriańskim kościele, pomyślałam o Kriście, Annie i Evie.
I niespodziewanie przypomniałam sobie, jak wybierałam się do swoich koleżanek na dziewczyńskie wieczory z nocowaniem, kiedy byłam jeszcze mała. Zabierałam wtedy ze sobą całą walizkę rzeczy, wszystko, co mogło nam się przydać – do wspólnej zabawy, oglądania albo obgadania.
Jak na przykład księga pamiątkowa.
Jack przeniósł się do innego pokoju, bo w łazience przy tym, który zajmował poprzednio, trzeba było naprawić uszkodzone podczas włamania okno.
Kiedy weszliśmy do środka, byłam już bardzo spięta, a gdy Jack usiadł na fotelu obitym sztuczną skórą, natychmiast włączyły mi się wszystkie mechanizmy obronne. Przysiadłam na brzegu drugiego fotela naprzeciw i spojrzałam na niego czujnie.
– Widziałem cię wczoraj wieczorem – powiedział bez żadnych wstępów.
– Gdzie? Westchnął.
– Na randce z twoim dawnym chłopakiem.
Wstrzymałam oddech, żeby opanować nagły przypływ wściekłości. Zacisnęłam palce na podłokietnikach pieprzonego pomidorowego fotela.
– Wróciłeś do miasta wcześnie i nie zadzwoniłeś do mnie. Zrobiłeś to specjalnie, żeby mnie szpiegować?
Plecy mu zesztywniały. On też zacisnął palce na swoich podłokietnikach.
– Oczywiście, że nie! Tęskniłem za tobą, Lily. Dosyć szybko uporałem się z tym, co miałem do zrobienia, i całe popołudnie jechałem tutaj. A kiedy wróciłem, zobaczyłem cię na kolacji z tym gliną.
– Całowaliśmy się, Jack? – Nie.
– Trzymaliśmy się za ręce? – Nie.
– Patrzyłam na niego czule? – Nie.
– A on wyglądał na uszczęśliwionego? – Nie.
Jack spuścił głowę i potarł czoło końcami palców.
– Chętnie ci opowiem, jak wyglądała moja ostatnia randka z Chandlerem McAdoo, Jack. – Pochyliłam się na tyle nisko, że musiał spojrzeć mi w oczy albo stchórzyć. – To było siedem lat temu, w tym fatalnym okresie. Od dwóch miesięcy byłam z powrotem w Bartley. Chandler i ja wybraliśmy się do kina, a potem pojechaliśmy nad jezioro, tak jak za dawnych czasów.
Jack nawet nie mrugnął. Słuchał mnie uważnie, wiedziałam o tym.
– No więc siedzieliśmy sobie nad jeziorem, Chandler miał ochotę mnie pocałować, a ja miałam ochotę znów poczuć się prawdziwą kobietą, więc się nie broniłam. Nawet mi się podobało… umiarkowanie. Pozwoliliśmy sobie na trochę więcej i Chandler podciągnął mi bluzkę. Jesteś ciekaw, co było dalej, Jack? Chandler zaczął płakać. Blizny były wtedy jeszcze całkiem świeże, czerwone. Rozpłakał się na widok mojego ciała. Od tamtego czasu nie widzieliśmy się przez siedem lat.
W zimnym pokoju motelowym zapadła ciężka cisza.
– Wybacz mi – odezwał się w końcu Jack. Wypowiedział to z absolutnym przekonaniem, a nie jakby powtarzał towarzyską formułę. – Wybacz mi.
– Przecież ani przez chwilę nie wierzyłeś, że cię oszukuję za plecami. – Nie?
Wyglądał, jakby był trochę rozbawiony, a trochę zły.
– Wręczyłeś Varenie prezent, zanim zapytałeś mnie o wczorajszy wieczór – odparłam. – Od samego początku wiedziałeś, że wcale nie zamierzasz… się ze mną rozstać. – Omal nie powiedziałam „zerwać ze mną”, ale wydało mi się to zbyt dziecinne.
Twarz Jacka nagle zastygła, jakby doznał jakiegoś objawienia.
Spojrzał na mnie.
– Jak on mógł płakać? – zapytał. – Jesteś taka piękna.
Ciągle milczałam, ale teraz z innego powodu. Jack jeszcze nigdy nie powiedział mi czegoś podobnego.
– Nie lituj się nade mną – poprosiłam cicho.
– Lily, powiedziałaś przed chwilą, że wcale w ciebie nie zwątpiłem. A teraz ja ci mówię, że dobrze wiesz, że litość jest ostatnią rzeczą, jaką do ciebie czuję.
Leżał przytulony do moich pleców, obejmując mnie jedną ręką. Wiedziałam, że nie śpi. Spojrzałam na zegarek: miałam jeszcze półtorej godziny.
Nie chciałam teraz myśleć o Summer Dawn. Nie chciałam też myśleć o wszystkich ofiarach śmiertelnych, które znaczyły drogę do jej odzyskania.
Chciałam dotykać Jacka. Chciałam zanurzyć palce w jego włosach. Chciałam umieć czytać w jego myślach.
Ale Jack miał zadanie do wykonania i najbardziej na świecie chciał odwieźć Summer Dawn do jej rodziców. Obejmował mnie ramieniem i od czasu do czasu całował w kark, ale jego myśli poszybowały już gdzie indziej, a moje musiały podążyć za nimi.
Chcąc nie chcąc, zaczęłam mu opowiadać, co znalazłam: dwie księgi pamiątkowe, jedną całą, a jedną pozbawioną strony 23, w pokoju Anny Kingery; w pokoju Evy Osborn księgi brakowało. Powiedziałam mu, że Eva Osborn była ostatnio u doktora i że nie zdążyłam się jeszcze dowiedzieć, czy Anna także. Opowiedziałam mu o matce Anny… czy też o kobiecie, którą uważaliśmy za matkę Anny. Wyjęłam z torebki szczotkę do włosów w plastikowym worku oraz zdjęcie nowo narodzonej Anny i położyłam je obok jego aktówki.
Kiedy skończyłam, odwróciłam się do niego. Nie wiem, co wyczytał z mojej twarzy, zaklął tylko pod nosem i odwrócił wzrok.
– Dowiedziałeś się czegoś? – zapytałam, żeby zetrzeć ten wyraz z jego twarzy.
– Tak jak mówiłem, ten wyjazd to była strata czasu – powiedział bez szczególnego rozdrażnienia. Domyśliłam się, że prywatni detektywi często natrafiają na ślepy trop. – Ale dziś rano wpadłem na komisariat i zabrałem Chandlera i jego kumpla o imieniu Roger na kawę i pączki. A ponieważ byłem kiedyś gliną, a oni chcieli mi udowodnić, że policjanci z małego miasteczka mogą być tak samo bystrzy jak ci z wielkiego miasta, byli nawet dosyć rozmowni.
Читать дальше