A ślub był coraz bliżej. Został już jeden dzień.
Z ociąganiem wróciłam do gabinetu Dilla i otworzyłam szafkę na akta. Wcześniej włożyłam nową parę jednorazowych gumowych rękawiczek. Nie zdjęłam ich, niech to zaświadczy o moim poczuciu winy.
Musiałam to zrobić.
Diii jest mężczyzną dobrze zorganizowanym, toteż szybko odnalazłam teczkę z napisem: „Anna – pierwszy rok życia”. Kolejne lata miały oddzielne teczki, a w każdej znajdowały się rysunki dziewczynki, jej zdjęcia i zapiski zabawnych rzeczy, które powiedziała lub zrobiła. Teczki z lat szkolnych pękały w szwach od wyników testów i świadectw.
Dla mnie najważniejszy był pierwszy rok życia Anny. Teczka zawierała jej akt urodzenia, świadectwa szczepień, album dziecięcy i kilka negatywów w białej kopercie, podpisanej „Malutka przyszła na świat”. Charakter pisma nie należał do Dilla. W teczce nie było nic, co mogłoby w jakikolwiek sposób potwierdzić tożsamość Anny. Żadnej wzmianki o grupie krwi ani cesze szczególnej dziecka. Na zaświadczeniu ze szpitala widniały ślady stopek Anny, odbite w czarnym tuszu. Zapytam Jacka, czy państwo Macklesby mają ślady Summer Dawn. Jeśli kontur jej stopki jest zupełnie inny od konturu stopy Anny, będzie to chyba o czymś świadczyło?
Ślepa uliczka. Trop donikąd.
Nagle przypomniałam sobie o negatywach. Gdzie są rodzinne albumy ze zdjęciami?
Znalazłam je w przeszklonej szafce w salonie, błogosławiąc uporządkowanie Dilla. Były poukładane według lat i opatrzone etykietami.
Szybko wyciągnęłam ten zawierający zdjęcia z roku narodzin Anny. Oto i fotografie: czerwony noworodek trzymany przez lekarza, umazany krwią i innymi wydzielinami, z ustami otwartymi do krzyku; maleństwo w ramionach ubranego w fartuch i maskę chirurgiczną Dilla, obrócone okrągłą pupką w stronę obiektywu – to zdjęcie zrobiła pewnie pielęgniarka. W rogu zdjęcia zobaczyłam ledwie widoczną twarz kobiety, którą znałam już z fotografii w pokoju Anny. To była jej matka, Judy.
A na pupie noworodka widniało duże brązowe znamię.
To był dowód, prawda? Patrzyłam na zdjęcie zrobione bezsprzecznie na porodówce, było na nim bezdyskusyjnie nowo narodzone dziecko Dilla i jego żony Judy. To dziecko, na kolejnym zdjęciu w objęciach kobiety z fotografii znanej mi z pokoju Anny, było niezaprzeczalnie prawdziwą Anną Kingery.
Euforia wywołana faktem, że znalazłam coś pewnego, pomogła mi uporać się z poczuciem winy, które czułam, wyciągając zdjęcie z albumu. Schowałam je do torebki, odłożywszy wcześniej album na miejsce.
Dokończyłam sprzątanie, obejrzałam efekt i uznałam, że jest zadowalający. Wyniosłam śmieci do kubłów, zamiotłam schody od frontu i od ogrodu. Skończyłam. Poszłam odstawić miotłę.
W kuchni stał Diii.
W rękach miał plik poczty, którą właśnie przeglądał. Kiedy miotła uderzyła o podłogę, szybko podniósł wzrok.
– Cześć, Lily, naprawdę wielkie dzięki za pomoc – powiedział. Uśmiechnął się do mnie. Jego nijaka, pospolita twarz promieniowała szczerą życzliwością. – Wystraszyłem cię? Myślałem, że słyszałaś, jak wjeżdżam do garażu.
Najwidoczniej wszedł tylnymi drzwiami, kiedy zamiatałam schody od frontu.
Nadal spięta, schyliłam się, żeby podnieść miotłę; na szczęście przez tę chwilę nie widział mojej twarzy. Szybko odzyskałam równowagę.
– Spotkałem na mieście Varenę – ciągnął, kiedy się wyprostowałam i ruszyłam do szafki na szczotki. – Nie mogę uwierzyć, że po tak długim czekaniu to już jutro się pobieramy!
Wykręciłam ściereczkę do mycia naczyń i starannie rozwiesiłam ją na przegrodzie oddzielającej komory zlewu.
– Nawet na mnie nie spojrzysz, Lily? Odwróciłam się, żeby spojrzeć mu w oczy.
– Lily, wiem, że nigdy nie byliśmy sobie szczególnie bliscy. Ale nie mam siostry i miałem nadzieję, że ty będziesz dla mnie jak siostra.
Poczułam niesmak. Emocjonalne apele to kiepski sposób na budowanie relacji.
– Nie masz pojęcia, jakie to zawsze było trudne dla Vareny. Zmarszczyłam brwi.
– Co takiego?
– Bycie twoją siostrą.
Wzięłam głęboki oddech. Bezradnie podniosłam ręce. Jakaś podpowiedz?
– Zabiłaby mnie, gdyby się dowiedziała, że ci powiedziałem. – Pokręcił głową, zdziwiony własną śmiałością. – Zawsze czuła się gorsza, nie tak ładna, nie tak zdolna jak ty.
To już nie miało żadnego znaczenia. Nie miało znaczenia od dobrej dekady.
– Varena – zaczęłam; mój głos zdradzał zniecierpliwienie – Varena jest dorosłą kobietą. Już od lat nie jesteśmy nastolatkami.
– Najwidoczniej młodsze siostry z tego nie wyrastają. A przynajmniej Varena. Zawsze czuła się tylko dodatkiem. Dla twoich rodziców. Dla twoich nauczycieli. Dla twoich chłopaków.
Co to za bzdury? Zmierzyłam Dilla lodowatym spojrzeniem.
– A kiedy zostałaś zgwałcona…
To muszę mu przyznać: dał radę i wypowiedział to na głos.
– …i uwaga wszystkich skupiła się na tobie, a ty chciałaś, żeby wszyscy jak najszybciej dali ci święty spokój, myślę, że Varena poczuła coś w rodzaju… satysfakcji.
Co mogło wywołać wyrzuty sumienia.
– I oczywiście zaraz dopadły ją wyrzuty sumienia, że mogła w ogóle pomyśleć, że to ci się choćby w najmniejszej części należało.
– Do czego ty właściwie zmierzasz, Diii?
– Nie cieszysz się, że tu jesteś. Że przyjechałaś na nasz ślub. Nie cieszysz się ze szczęścia swojej siostry.
Nie widziałam związku między tymi dwiema sprawami. Miałam merdać ogonem z powodu ślubu Vareny… bo poczuła się winna, kiedy mnie zgwałcono? Nie byłam uprzedzona do Dilla Kingery, więc spróbowałam prześledzić jego tok myślenia.
Pokręciłam głową. Nie, to się nie trzymało kupy.
– Skoro Varena chce cię poślubić, cieszę się, że to robi – powiedziałam ostrożnie. Nie zamierzałam przepraszać za to, jaka jestem, jaka się stałam.
Diii spojrzał na mnie. Westchnął.
– Chyba dobre i to – powiedział z cierpkim uśmiechem. Chyba tak.
– A co z tobą? – zapytałam. – Miałeś niezrównoważoną żonę. Twoja matka też nie jest całkiem przewidywalna. Mam nadzieję, że nie dopatrzyłeś się czegoś podobnego u Vareny. Odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się.
– Umiesz dołożyć, Lily, słowo daję! – powiedział, kręcąc głową. Najwyraźniej wcale go to we mnie nie ujęło. – Rzadko się odzywasz, ale jak już coś powiesz, to idziesz na całość. Twoi rodzice chyba od dwóch lat łamią sobie głowy, jak zadać mi to pytanie.
Czekałam na odpowiedź.
– Nie – powiedział, teraz już zupełnie serio. – Nie dopatrzyłem się u Vareny niczego takiego. Ale to właśnie z tego powodu spotykałem się z nią tak długo. To dlatego tak przeciągałem narzeczeństwo. Musiałem mieć pewność. Ze względu na siebie, ale zwłaszcza ze względu na Annę. Uważam, że Varena jest najbardziej zrównoważoną kobietą, jaką w życiu spotkałem.
– Czy twoja żona kiedykolwiek groziła, że skrzywdzi Annę?
Zbladł jak prześcieradło. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak szybko pobladł.
– Co…? Jak…? – wykrztusił.
– Czy zanim się zabiła, groziła, że skrzywdzi Annę? Czułam się jak kobra, a on był jak mysz.
– Co takiego słyszałaś? – wyrzucił z siebie.
– Nic, to tylko domysły. Próbowała skrzywdzić małą?
– Proszę, idź już – powiedział w końcu. – Lily, idź już, proszę.
Bez wątpienia dobrze to rozegrałam. Co za mistrzowskie przesłuchanie! Diii i ja byliśmy dla siebie jednakowo nieprzyjemni, pomyślałam, a może nawet ja zdobyłam przewagę, ponieważ wspomniałam o czymś nowym, o czymś, co nie było powszechnie wiadome w Bartley – przynajmniej sądząc z reakcji Dilla.
Читать дальше