– Co? – Claire i Shane krzyknęli jednocześnie, nachylając się nad Eve.
– Samochód. Wydaje mi się… on chyba się rozbił. Nie ma go już za nami. – Znów brzmiała nijako, pokonana. – Nie ma go.
– Cholera – rzucił Shane. – To pewnie był jakiś farmer jadący na targ. Nie miał nic wspólnego z tym wszystkim.
– Już nieważne – szepnęła Eve. – Nie ma ich.
Zaczęła płakać, a łkanie wstrząsało całym jej ciałem i sprawiało, że uderzała głową o szybę. Claire instynktownie próbo – wała ją przytulić.
– Hej – powiedziała, starając się brzmieć współczująco i kojąco. Cierpiała razem z Eve, która zdawała się taka… zagubiona. – Eve, proszę, przestań. Nie rób tego. Będzie dobrze. Wszystko jest…
– Nie, nie jest! – krzyknęła Eve i odwróciła się do Claire zapłakana. – Nie jest dobrze! Michael! Michael!
Zaczęła się rzucać na siedzeniu. Shane też próbował ją uspokoić, ale Eve nie słuchała, nikogo.
Podeszła Patience i ze smutną, ale zdecydowaną miną pochyliła się i dała Eve zastrzyk w ramię. Zrobiła to tak szybko, że Claire nie zdążyła zareagować i ją powstrzymać. Eve przestała się rzucać i powiedziała zaskoczona:
– Aj…
Osunęła się bezwiednie, z głową pochyloną w stronę okna i pasmami włosów osłaniającymi twarz.
– Coś ty zrobiła? – Claire z trudem powstrzymywała się od krzyku. Już wiedziała, czym się kończy krzyk.
– Będzie spała – wyjaśniła Patience. – Nie jest ranna. Tak będzie lepiej. Gdyby nie to, mogłaby sobie zrobić krzywdę.
– Taa, nie możemy do tego dopuścić – gorzko rzucił Shane. – To wasza rola. O co chodziło z tym samochodem jadącym za nami?
Patience nałożyła z powrotem na igłę zatyczkę i schowała ją do kieszeni.
– Ktoś nas śledził. Ale już przestał. Nie musicie nic więcej wiedzieć.
Autokar znów zmienił prędkość, przyhamował z jękiem i toczył się teraz wolno. Drzwi otworzyły się i do środka weszły dwa wampiry. Miały na sobie kapelusze, rękawice i długie płaszcze chroniące przed słońcem.
Ale mimo tej ochrony jeden z nich się dymił.
Drugi, trochę wyższy i szczuplejszy, złapał Morleya za szyję, wyciągnął z miejsca kierowcy i wyrzucił za drzwi.
– Leć! – krzyknął i zdjął kapelusz.
Tym wysokim był Oliver.
Michael, drugi dymiący się wampir, rzucił się wzdłuż przejścia, wpadł na Patience i Jacoba, przewracając ich. Nikt inny nie zdążył wstać, ale kilka wampirów próbowało złapać go za płaszcz. Tuż za nim biegł Oliver. Gdy dotarli do rzędów z ludźmi, Oliver odwrócił się gwałtownie i warknął na innych wampirów, nim te wstały.
Jacob poderwał się, rzucił ponure spojrzenie Oliverowi i wskoczył na zagłówek najbliższego fotela, przysiadając jak drapieżny ptak. To samo uczyniła Patience po drugiej stronie.
– Nie – rzekła beznamiętnie, gdy wampiry ruszyły w ich stronę. – Zostańcie na swoich miejscach.
Michael dotarł do uwięzionych i pierwszą uwolnił Claire. Zajęło mu to kilka cennych sekund, bo plastik okazał się mocniejszy, niż przypuszczał, a starał się nie zrobić jej krzywdy. Gdy tylko ją uwolnił, pochylił się nad Eve i jednym silnym pchnięciem usunął szybę w oknie. Metal się pogiął i zgrzytnął, szkło popękało i całe okno z uszczelką wyleciało na szosę.
Do środka wpadło światło, parząc jego twarz. Michael szarpnął się do tyłu, hamując krzyk. Claire zobaczyła przelotnie poparzoną skórę.
– Wychodź! – krzyknął i złapał ją w pół, żeby pomóc jej dotrzeć do okna. Fragment skóry wystający między rękawiczkami a rękawem płaszcza skwierczał jak smażony bekon. Claire spojrzała za okno. Autokar wciąż jechał i przyspieszał, zjeżdżając z górki.
– Claire, skacz!
Nie miała wielkiego wyboru.
Skoczyła, wylądowała twardo. Udało jej się ochronić głowę i zwinąć w kulkę i zaczęła się toczyć po rozgrzanej szosie.
Autokar jechał dalej. Claire słyszała krzyki i odgłosy walki. Wybito kolejne okno, obok Shane'a.
– No już, wyskocz – wyszeptała i podniosła się z ziemi.
Wszystko ją bolało i chyba skręciła kostkę, ale to nie miało teraz znaczenia.
Obserwowała autokar.
Nikt nie wyskoczył przez okno.
Claire zaczęła biec za autokarem, a raczej kuśtykać. Po paru metrach musiała się zatrzymać, bo nie mogła już ustać na chorej nodze.
– Shane! – krzyknęła. – Shane, wychodź! No już!
Całą uwagę skupiła na autokarze, ale dzięki ostremu treningowi w Morganville miała niezły instynkt przetrwania. Wyczuła za sobą czyjąś obecność i w samą porę rzuciła się na ziemię.
To był Morley. Piekł się w upalnym słońcu – nie skwierczał jak Michael, ale wyraźnie przybierał kolor niezdrowej opalenizny. I był wkurzony. Machnął ręką i gdyby Clair nie zrobiła uniku, pewnie skręciłby jej kark. Przeturlała się i podniosła na nogi. Znów poczuła ból i zaczęła skakać na jednej nodze do tyłu.
Morley posłał jej dziki, paskudny uśmiech.
– Nikt nie opuszcza wycieczki. A już na pewno nie ty, dziewczynko. Jestem pewien, że Amelie chce cię z powrotem. Jesteś moim zabezpieczeniem. Nie wolno ci oddalać się od grupy.
Wyciągnął rękę w jej stronę. Claire kątem oka dostrzegła, że z wybitego okna wyskakuje jakiś ciemny kształt, który ruszył w ich kierunku. Na początku myślała, że to Michael, ale to był Oliver.
Uderzył z impetem w Morleya jak w mur i odrzucił go na jakieś piętnaście metrów. Morley potoczył się jak kula starych łachów. Kiedy Oliver zobaczył, że Claire kuleje, rzucił jej poirytowane spojrzenie, złapał ją i krzyknął w stronę autokaru:
– Michael, zostaw! Wyłaź!
Zza pagórka wyłonił się z rykiem samochód – radiowóz. Z porytego zadrapaniami dachu zwisały resztki policyjnego koguta.
Nie przyhamował na widok Morleya, tylko zatrzymał się w poprzek drogi z piskiem opon. Kierowca otworzył drzwi od strony pasażera i tylne. Oliver wrzucił Claire na tylne siedzenie, zostawił otwarte drzwi i pognał z powrotem do autokaru. Podskoczył i trzymając się okna, złapał Michaela i pociągnął.
Michael wypadł ciężko na szosę. Oliver jak kot zeskoczył obok i pomógł mu wstać. Zdjął swój kapelusz i włożył na blond czuprynę Michaela, ściągnął płaszcz i narzucił na chłopaka.
Michael starał się uwolnić, ale Oliver zaciągnął młodego wampira do radiowozu, wpakował do środka na tylne siedzenie i zatrzasnął drzwi, nie pozwalając mu wyjść. Od wewnątrz klamki oczywiście nie działały. Michael wylądował częściowo na Claire. Był ciężki i pachniał spalonymi włosami. Próbował wybić okno. Claire zauważyła, że okno jest pomalowane sprejem na czarno. Tylko przednia szyba była czysta.
Oliver usiadł z przodu, odwrócił się i przecisnął pięść przez metalową siatkę odgradzającą przednie siedzenie od tylnego, oderwał część i złapał Michaela za ramię.
– Nie pomożesz im, ginąc. Próbowałeś. Spróbujemy jeszcze raz. To nie koniec.
– Eve wciąż tam jest! Nie mogę jej tam zostawić! – krzyknął Michael, wyrywając się.
Oliver westchnął z niezadowoleniem, złapał Michaela za szyję i przycisnął do poplamionego fotela.
– Słuchaj! – Oliver zerwał kolejny kawałek metalowej siatki, by móc spojrzeć młodemu wampirowi w oczy. – Michael, przyrzekam, że nie opuścimy twoich przyjaciół. Ale musisz się opanować. To im nie pomoże, natomiast zmniejszy twoją przydatność zarówno dla mnie, jak i dla tych, których kochasz. Rozumiesz?
Michael nadal był spięty i gotowy do walki, ale Oliver trzymał go i wpatrywał mu się w oczy tak długo, aż w końcu chłopak uniósł ręce w geście poddania.
Читать дальше