Widziała już jeden taki zabieg, ale został przeprowadzony poprawnie od strony medycznej. Jacob Goldman, brat Patience, a w innych okolicznościach całkiem sympatyczny facet, obwiązał opaską uciskową ramię człowieka siedzącego dwa rzędy przed Claire i wysączył z niego jakieś dziesięć fiolek krwi. Robił to nieźle. Pewnie nauczył go tego Theo, jego ojciec. Claire podejrzewała, że w pobieraniu krwi prze/ wampira zaletą jest to, że bezbłędnie trafia w żyłę i nie musi próbować ponownie.
Jacob nie wyglądał na szczęśliwego z powierzonego mu zadania, a na koniec nawet poklepał delikatnie po ramieniu swoją ofiarę, pragnąc dodać jej otuchy. Jeszcze trochę, a wręczyłby tabliczkę czekolady, ale zważywszy na to, że mężczyzna był zakneblowany, nie miałoby to wielkiego sensu.
– To się nie dzieje – wyszeptała obok niej Eve. – Nie, to się nie dzieje. To nie może się dziać. Gdzie, do cholery, jest Oliver. Podobno miał się nami opiekować.
Claire nie wiedziała i nie mogła pocieszyć Eve. Ją też ogarniało zwątpienie. Michael się nie pojawił, Oliver też nie, a to oznaczało, że sprawa musiała być poważna. Z jakiś powodów musiała… Oliver przynajmniej mógł przebywać na słońcu, widziała go przed więzieniem, nim Morley wkroczył do akcji. Ale w takim razie dlaczego się nie pokazywał?
Bo jesteś nieważna. Odezwał się głosik w głowie Claire. Bo jesteś tylko człowiekiem. Daniem na wynos.
Nieprawda. Nawet Oliver traktował ich… no, może nie życzliwie, ale przynajmniej miał do nich jakiś szacunek. A Eve nawet trochę lubił.
Nie mógłby po prostu stać i na to patrzeć. Chyba że uznał, że tu nie wygra, odpowiedział głosik,:którego stwierdzenia były zbyt logiczne, aby Claire mogła im zaprzeczyć. Oliver nie należał do typów, co się poświęcają dla innych, no może, może z wyjątkiem Amelie, i to też tylko w niektórych przypadkach.
Ale Michael owszem i na pewno by się pojawił, gdyby coś go nie zatrzymało. Albo ktoś. Claire chrząknęła.
– Jacob? Mogę cię o coś spytać?
Jacob wsunął fiolki z krwią do kieszeni kurtki i przeszedł na tył autobusu. Poruszał się z gracją, dostosowując się do ruchów autokaru. Nie przytrzymywał się nawet zagłówków. Przykucnął przy Claire.
– Bardzo mi przykro. Nie tak to zaplanowaliśmy. Nie zamierzaliśmy tego robić w ten sposób, ale nie udało nam się dostać ani do stacji krwiodawstwa, ani do punktu objazdowego. Były dobrze strzeżone. Musieliśmy wybierać między ucieczką bez zapasów a…
– Zaopatrywaniem się w spożywczaku? – Claire starała się pohamować ironię w głosie, ale to było trudne. – Ale nie o tym chciałam rozmawiać.
Jacob skinął głową i czekał.
– Widziałeś Michaela?
– Nie – odpowiedział. Claire widziała, że wampir beznadziejnie kłamie. – Nie pojechał z wami?
– Jacob, dobrze wiesz, że nie – wyszeptała Claire, mając nadzieję, że Eve jej nie słyszy. – Czy coś mu się stało?
Jacob wpatrywał się w nią przez kilka długich, męczących sekund:
– Nie wiem.
Wstał i odszedł. Claire przygryzła język, aby pohamować olbrzymią potrzebę krzyknięcia za nim. Pewnie i tak skończyłoby się to zakneblowaniem jej ust.
Shane siedział odwrócony w jej stronę na tyle, na ile pozwalały mu na to więzy, i patrzył na nią. On też wiedział.
Claire spojrzała w stronę Eve, ale dziewczyna wyglądała przez okno. Nie płakała. Już nie. Wyglądała tylko… na nieobecną, jakby odsunęła się od wszystkiego, co się wokół niej działo.
Shane miał rację. Nie mogli na razie nic zrobić, tylko czekać.
Claire nie bardzo potrafiła się do tego dostosować, ale postanowiła spędzić czas na rozmyślaniach. Co by zrobił Myrnin? Pewnie skonstruowałby z paznokci i nici wyprutych z kurtki urządzenie, którym można by przeciąć plastikowe kajdanki. Ale Myrnin żłopałby też chętnie krew, więc może nie był akurat najlepszym wzorem do naśladowania. Sam. Co by zrobił dziadek Michaela? Też wampir, ale nigdy nie podobały mu się takie akcje. Bronił ludzi. Całe swoje życie, zarówno jako człowiek, jak i wampir.
I nigdy nie był przykuty do fotela, geniuszu, odezwał się głosik w jej głowie. A co z Hannah Moses? Claire nie umiała sobie wyobrazić, jak Hannah, jako marines, wydostałaby się z takiej opresji, ale pewnie wiązałoby się to z użyciem ukrytego przy kostce u nogi noża.
A oczywiście Claire niczego ostrego nie miała.
Kołysanie się autokaru działało hipnotycznie. Okna były przyciemnione, poza przesuwającymi się cieniami niewiele dało się zobaczyć. Wampiry szeptały między sobą i Claire wyczuwała stłumione podniecenie. To dziwne, ale wyglądało na to, że wampiry też czuły się uwięzione w Morganville, głównie z powodu panujących tam sztywnych zasad, ale Claire zdawała sobie sprawę, że im było trudno opuścić miasto, tak samo jak ludziom.
Claire odniosła wrażenie, że wampiry odczuwają taką samą radość po opuszczeniu miasta, co ona, Eve, Michael i Shane. To się wydawało… złe.
– Eve? – Claire spróbowała trącić ramieniem przyjaciółkę. Robiła to tyle razy, aż wreszcie wyrwała Eve z transu i przyciągnęła jej uwagę.
– Hej, jak leci?
– Świetnie. Przygoda życia.
Opuściła głowę na zagłówek i zamknęła oczy.
– Obudź mnie na masakrę. Za nic nie chciałabym tego przegapić.
Claire nie wiedziała, co na to odpowiedzieć, więc też oparła głowę i zamknęła oczy. Odgłos jazdy zamienił się w jej głowie w biały szum, a potem…
Zasnęła.
Gdy się obudziła, autokar zwalniał. Claire wzdrygnęła się i spróbowała się przeciągnąć. Plastikowe kajdanki natychmiast przypomniały o sobie, wbijając się boleśnie w jej skórę. Wzięła głęboki oddech i spróbowała się rozluźnić, po czym rozejrzała wokół. Eve też się obudziła. Jej ciemne, zmrużone oczy błyskały w półmroku. Claire widziała, jak Shane próbuje zobaczyć coś za oknem.
– Gdzie jesteśmy? – zapytała. Shane pokręcił głową.
– Nie mam pojęcia – odpowiedział. – Niewiele da się zobaczyć. Zdaje się, że w jakimś małym miasteczku, ale nie mam pewności.
– Nie potrzebują więcej, hm, zapasów. Nie ma wolnych miejsc.
– O tym samym pomyślałem.
Jego głos niczego nie zdradzał, ale Claire wiedziała, że jej chłopak niepokoi się tym postojem równie mocno, jak ona.
Z piskiem hamulców i szarpnięciem Morley zatrzymał autokar, po czym otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz. Nadal było jasno. Światło wpadające przez harmonijkowe drzwi było mlecznobiałe i intensywne.
Żaden z wampirów za nim nie poszedł. Po prostu czekały. Morley wrócił, stanął naprzodzie autobusu i się uśmiechnął.
– Bracia i siostry. Zatrzymałem się po paliwo. Przegryźcie coś, podczas gdy ja zajmę się tankowaniem.
– O nie… – wyszeptała Eve. – Nie, nie, nie!
Claire spróbowała po raz kolejny uwolnić ręce. Plastikowe kajdanki wbiły się jeszcze bardziej, tak że popłynęła jej krew i musiała przestać. W tym momencie uwalnianie zapachu krwi nie było wskazane.
Wampiry spoglądały na ludzi z tyłu autokaru i oczy zaczynały im błyszczeć.
Nie było pośród nich Patience ani Jacoba Goldmanów. Stali bliżej tyłu i szeptali coś między sobą. Patience była podenerwowana czymś, co mówił Jacob, ale on się upierał i kiedy pierwszy wampir wstał po swoją przekąskę, Jacob poderwał się z fotela i zastąpił mu drogę.
Wampir okazał się kobietą. Claire nigdy wcześniej jej nie widziała. Wampirzyca wyglądała na dość starą i nie była zbyt ładna. Jej też nie spodobała się interwencja Jacoba i powiedziała do niego coś w języku, którego Claire nie znała. Natomiast Jacob musiał znać, bo natychmiast odpowiedział.
Читать дальше