Bond potrząsnął głową, czekając na wyjaśnienia.
– Zatem w porządku – rzekł M. W jego głosie wyczuwało się nutę ulgi. Rozparł się w fotelu i kilkakroć szybko pociągnął fajkę, aby ją rozpalić. – Oto co się stało. Wczoraj dostaliśmy z Istambułu długą depeszę. Sprawa wygląda tak, że we wtorek szef stacji T dostał napisany na maszynie list, w którym anonimowy korespondent polecał mu wykupić bilet powrotny na prom kursujący pomiędzy mostem Galata a ujściem Bosforu. Nic więcej. Szef T jest facetem o usposobieniu awanturniczym i oczywiście zaokrętował na parowiec. Stanął na dziobie przy relingu i czekał. Po jakimś kwadransie podeszła doń dziewczyna, Rosjanka i to, jak powiada, bardzo ładna, która po krótkiej wymianie banałów na temat pogody i tak dalej zmieniła nagle temat i wciąż takim samym konwersacyjnym tonem opowiedziała mu niezwykłą historię.
M. przerwał, aby przytknąć do cybucha kolejną zapałkę. Bond wykorzystał to, aby zapytać:
– Kto jest szefem T, sir? Nigdy nie pracowałem w Turcji.
– Człowiek o nazwisku Kerim, Darko Kerim. Turecki ojciec i angielska matka. Nadzwyczajny gość. Został szefem T jeszcze przed wojną. Jeden z najlepszych ludzi, jakich gdziekolwiek mamy. Odwala wspaniałą robotę. Uwielbia ją. Bardzo inteligentny i ten rejon świata zna jak swoich pięć palców. M. zbył sprawę Kerima gwałtownym machnięciem fajką. – W każdym razie ze słów dziewczyny wynikło, że jest kapralem w MGB. Pracuje w branży od ukończenia szkoły i właśnie została oddelegowana jako szyfrantka do ośrodka w Istambule. Sama zaaranżowała ten transfer, bo pragnęła wydostać się z Rosji i przejść na naszą stronę.
– To świetnie – powiedział Bond. – Może okazać się bardzo użyteczna. Ale dlaczego chce zdradzić?
M. popatrzył zza biurka na Bonda.
– Bo jest zakochana. – Uczynił pauzę i dodał łagodnie: – Powiada, że jest zakochana w tobie.
– Zakochana we mnie?
– Tak, w tobie. Przynajmniej tak twierdzi. Nazywa się Tatiana Romanowa. Słyszałeś o niej kiedy?
– Dobry Boże, nie! To znaczy, chciałem powiedzieć, nie, sir. – Odbijająca mieszaninę uczuć twarz Bonda wzbudziła uśmiech M. – Ale co jej, do diabła, chodzi po głowie? Czy widziała mnie kiedykolwiek? Skąd wie, że w ogóle istnieję?
– Cóż – powiedział M. – ta cała historia brzmi absolutnie groteskowo. Ale jest aż tak obłędna, że po prostu może być prawdziwa. Dziewczyna ma dwadzieścia cztery lata. Odkąd zatrudniła się w MGB, pracuje w Archiwum Centralnym. I to w sekcji angielskiej. Jest tam już od sześciu lat. Wśród akt, z którymi ma do czynienia, są także twoje.
– Chciałbym na nie zerknąć – zauważył Bond.
– Powiada, że zrazu zwróciła uwagę na twoje zdjęcia, jakimi dysponują. Podziwiała twoją urodę i tak dalej. – Kąciki ust. M. opadły ku dołowi, jakby przed chwilą wyssały cytrynę. – Przestudiowała wszystkie twoje sprawy i doszła do wniosku, że jesteś facet jak diabli.
Bond zogniskował spojrzenie na twarzy M., ta jednak nie wyrażała żadnych uczuć.
– Twierdzi, że szczególnie silnie działasz jej na wyobraźnię, bo przypominasz bohatera książki jakiegoś rosyjskiego gościa o nazwisku Lermontow. Najwyraźniej to jej ulubiona książka. Ten bohaterski facet uwielbiał hazard i bez przerwy albo ładował się w tarapaty, albo się z nich karaskał. Dziewczyna mówi, że to przerodziło się w obsesję, nie mogła myśleć o niczym innym i pewnego dnia przyszła jej do głowy myśl, iż jeśli tylko zdołałaby załatwić sobie przeniesienie do któregoś z zagranicznych ośrodków, nawiązałaby z tobą kontakt, ty zaś pospieszyłbyś jej na ratunek.
– Nie słyszałem w życiu podobnie idiotycznej historii, sir. Zapewne szef T jej nie kupił?
– Jedna chwilka. – Głos M. był poirytowany. – Nie spiesz się zanadto tylko dlatego, że zaistniała sytuacja, z jaką dotąd nie miałeś do czynienia. Załóżmy, że byłbyś gwiazdorem filmowym, zamiast tkwić w naszej szczególnej branży. Otrzymywałbyś zwariowane listy od dziewcząt z całego świata, naszpikowane Bóg jeden wie jakimi bzdurami o tym, że nie mogą bez ciebie żyć i tak dalej. A oto mamy głupiutką dziewczynę, wykonującą w Moskwie jakąś sekretarską pracę. Prawdopodobnie cały wydział, podobnie jak nasze Akta, zdominowany jest przez kobiety. W okolicy ani mężczyzny, o którego można by zaczepić wzrok, a ona bez przerwy ma przed oczyma twe, mhm, junackie oblicze, które powraca wraz z wypływającymi co jakiś czas aktami. I dostaje na temat tych zdjęć coś, co jak sądzę, określa się mianem kręćka, tak jak w związku z tymi okropnymi zdjęciami w magazynach dostają kręćka sekretarki na całym świecie. – M. wykonał fajką obszerny wymach, aby podkreślić swą ignorancję w kwestii odrażających żeńskich nawyków. – Bóg świadkiem, że nie jestem w tych sprawach ekspertem, ale musisz przyznać, iż się zdarzają.
Bond skwitował uśmiechem ten apel o poparcie.
– Cóż, w gruncie rzeczy, sir, zaczynam dostrzegać w tym jakiś sens. Brak powodów, dla których dziewczyny rosyjskie nie miałyby dorównywać głupotą angielskim. Ale ta musi mieć ikrę, aby zrobić to, co zrobiła. Czy zdaniem szefa T zdaje sobie sprawę z konsekwencji ewentualnej wpadki?
– Powiedział, że umierała ze strachu – odrzekł M. – Cały czas rozglądała się po statku, czy ktoś jej nie śledzi. Chyba jednak nie śledził; był to dosyć późny rejs i prom miał na pokładzie niewielu pasażerów – raczej zwykłych pasażerów: wieśniaków i ludzi z biletami okresowymi. Ale poczekaj minutkę. Nie usłyszałeś jeszcze połowy historii. – M. solidnie pociągnął z fajki i wypuścił kłąb dymu ku obracającym się nad głową śmigłom wentylatora. Bond patrzył, jak chwytają obłok, a potem roztrząsają go w nicość. – Oznajmiła Kerimowi, że namiętność do ciebie stopniowo przerodziła się w fobię. Znienawidziła widok rosyjskich mężczyzn. To z kolei obudziło wstręt wobec reżimu, a w szczególności roboty, jaką dlań wykonuje, roboty, by tak rzec, skierowanej przeciwko tobie. Wystąpiła zatem o delegację zagraniczną, a ponieważ zna doskonale języki obce – angielski i francuski – zaproponowano jej w odpowiednim czasie Istambuł, jeżeli przejdzie do Wydziału Szyfrów, co oznacza obniżkę płacy. Żeby się streszczać: po odbyciu półrocznego przeszkolenia trzy tygodnie temu przybyła do Istambułu. Poniuchała trochę i rychło dotarła do nazwiska naszego człowieka, Kerima. Urzęduje od tak dawna, że w tej chwili cała Turcja wie, czym się zajmuje. Nic go to nie obchodzi, a daje doskonałą zasłonę dymną dla specjalnych wysłanników, jakich delegujemy tam od czasu do czasu. Taki oficjalny przedstawiciel bywa w pewnych miejscach zupełnie użyteczny. Przychodziłoby do nas bardzo wielu klientów, gdyby tylko wiedzieli, gdzie się zwrócić i z kim rozmawiać.
– Agent jawny – zauważył Bond – często daje sobie radę lepiej, aniżeli tajny, który musi tracić masę czasu i energii na utrzymanie konspiracji.
– Wysłała więc Kerimowi liścik. Teraz pragnie wiedzieć, czy uzyska odeń pomoc. – M. urwał, w zadumie ssąc fajkę. – Oczywiście, pierwsza reakcja Kerima była dokładnie taka sama, jak twoja; zaczął węszyć w poszukiwaniu pułapki. Jednak nie mógł po prostu dopatrzyć się korzyści, jakie z podesłania nam dziewczyny mieliby Rosjanie. Przez cały ten czas parowiec coraz dalej i dalej posuwał się Bosforem i nieodległy był moment, kiedy zawróci do Istambułu. A gdy Kerim nie ustawał w próbach podważenia przedstawionej przez dziewczynę wersji, ta była coraz bardziej zdesperowana. Wówczas – Bond dostrzegł w oczach M. łagodne lśnienie – padł rozstrzygający argument.
Читать дальше