– Próbujesz mi wmówić, że ten olbrzymi diament nie istnieje, co? Myślisz, że to wymyślona historia, tak?
Joel spojrzał uważnie na brata.
– Może istnieje, Barney, ale ja go nie widziałam. Nie mów, że mi nie wierzysz. Jałt myślisz, co bym zrobił, gdybym go znalazł? Pokazałbym tobie, prawda? Od razu po twoim powrocie z Durban. Nie jestem złodziejem diamentów, wszystko tylko nie to. A poza tym jestem twoim bratem.
– Cieszę się, że to powiedziałeś – skonstatował Barney. – Bo kiedy teraz rozmawiamy, twój pokój jest przeszukiwany. Kazałem im nawet przekroić mydło.
Sara była zaszokowana.
– Barney, to po prostu nie do wiary! – zawołała.
– W porządku – powiedział Barney spokojnym tonem. – Po prostu nie do wiary, mówisz? Lecz ja tyle się dzisiaj nasłuchałem o tym mitycznym diamencie, że wiem, co robię. W pierwszej kolejności muszę przeszukać ten dom. Chodzi o diament, który może być wart ponad milion funtów, Saro, a kiedy w grę wchodzi tyle pieniędzy, lojalność schodzi zwykle na drugi plan. Lojalność rodzinna, lojalność służby, obojętnie jaka lojalność. Większość ludzi postępuje według jakichś tam norm, zgoda. Większość ludzi zna swoje powinności i żyje uczciwie, starając się nie zawieść swoich bliskich, lecz dla większości ludzi milion funtów jest więcej wart niż uczciwość. Milion funtów wystarczy, by przekonać większość ludzi, że czas zapomnieć o obowiązkach i przyjaciołach, nawet o tych, których się kocha. Milion funtów wystarczy, by większość ludzi zapomniała o Bogu.
Nastąpiła chwila ciszy. Joel spojrzał na Sarę i wzruszył ramionami, tak jakby chciał powiedzieć, że być może on mi nie wierzy, ale wiem, że ty tak.
– Może myślisz, że oszalałem – powiedział Barney. – Może myślisz, że podejrzewanie własnej rodziny jest równie naganne jak sama kradzież. Może masz rację. Ale chcę ci powiedzieć tylko jedną rzecz. Kiedy w grę wchodzi milion funtów, jestem tak samo chytry i bezwzględny jak wszyscy inni, szczególnie gdy wiem, że to mój milion funtów, który sprzątnięto sprzed nosa.
– Więc oskarżasz mnie o przywłaszczenie sobie największego kamienia w Kimberley, powiem więcej, jednego z największych kamieni szlachetnych na całym świecie?
– Tego nie powiedziałem – powiedział spokojnie Barney.
– Nie musiałeś – odciął się Joel. – Wystarczy, że kazałeś swoim czarnym małpom przeszukać mój pokój. I prze-kroić moje mydło? Jesteś równie zwariowany jak mama.
– A co ty byś zrobił, będąc na moim miejscu? – chciał wiedzieć Barney.
– Gdybym podejrzewał cię o kradzież jakiegoś fikcyjnego diamentu, na miłość boską, Barney, podkreślam „fikcyjnego", byłbym na tyle przyzwoity, żeby cię uprzedzić. Na pewno zadbałeś o to, żeby grzebali mi w bieliźnie, co? I we wszystkich moich osobistych pamiątkach? W moich listach, zdjęciach mamy i taty? Na pewno zadbałeś, żeby odarli mnie z tej resztki godności, która mi jeszcze została, prawda?
Barney postawił drinka na małym inkrustowanym stoliku obok.
– Przykro mi, Joelu – powiedział ściszonym głosem. – Ale taka jest właśnie różnica między nami.
– Jaka różnica? O co ci chodzi?
– O twoje przechwałki, o to właśnie mi chodzi. O głupie gadanie. Bez przerwy mnie pouczasz, od kiedy tylko zacząłeś mówić. A teraz bez przerwy odwołujesz się do sprawiedliwości, Boga i do wszystkiego, co ci przyjdzie do głowy. Ale w gruncie rzeczy niczego specjalnego nie dokonałeś, prawda? Nigdy nie uprawiałeś ziemi na farmie w Derdeheuvel. Straciłeś wszystkie swoje pieniądze w Klipdrift. Zostałeś oskarżony o kradzież diamentów w Kimberley. Na próżno użalasz się nad sobą, nie pomogą ci żadne moce niebieskie. I tylko mnie zawdzięczasz, że siedzisz teraz w tym pokoju i czekasz na dobrą kolację.
– Rozumiem, że mam się spakować i wynieść? – zapytał Joel, a jego bladą twarz wykrzywiła nienawiść.
– Nie – powiedział po prostu Barney. – Ale masz mi powiedzieć wszystko, co wiesz o tym diamencie, i przestań udawać głupszego, niż jesteś.
– Dobre sobie! – krzyknął Joel, lecz głos uwiązł mu w gardle, co popsuło zamierzony efekt. – To ty udajesz głupszego, niż jesteś! Zaskoczyłeś mnie tą opowieścią o olbrzymim diamencie. Słyszę ją pierwszy raz w życiu, a ty oskarżasz mnie od razu o kradzież! To idiotyczne! A zaraz potem mówisz mi, że udaję!
Sara zwróciła się do Barneya błagalnym tonem:
– Czy nie możemy zmienić tematu, kochanie? Nie chcę, żebyśmy pokłócili się tuż przed kolacją.
Barney ciągle jeszcze patrzył na Joela, a na jego twarzy malowała się nieufność.
– Proszę tylko o jednoznaczną odpowiedź. Wiem, że ten diament istnieje. Jestem tego pewien. Powiedział mi o tym Harold Feinberg; mówili mi też ludzie, którym ufam. Więc jeśli Joel nic o nim nie wie, mogę tylko powiedzieć, że jego pamięć jest tak samo zawodna jak jego lojalność.
W tej chwili Michael wszedł przez otwarte drzwi do pokoju gościnnego, spojrzał ukradkiem na Barneya i potrząsnął głową.
– Aha – powiedział Joel i usiadł wygodniej w fotelu. – To chyba znaczy, że zostałem oczyszczony z zarzutów.
– To znaczy, że nie znaleźli diamentu w twoim pokoju, to wszystko – powiedział Barney.
– Diamenty – kpił Joel, wybuchając głośnym śmiechem. – Gdybyś mnie pytał o zdanie, to powiedziałbym ci, że za długo już siedzisz w Kimberley. Opanowuje cię gorączka.
– Ten diament istnieje – obstawał przy swoim Barney. – Waży ponad trzysta pięćdziesiąt karatów i założę się, że gdzieś tutaj jest.
– Czy zdradzisz nam tożsamość swojego informatora? – zapytał Joel, unosząc brwi.
Barney spojrzał na Sarę. Nareez i tak już dostatecznie narozrabiała, mówiąc Sarze o jego uczuciach do Mooi Klip. Jeśli Joelowi uda się obudzić podejrzenia Sary, informując ją o tym, że Mooi Klip była tu tego wieczoru, będzie musiał przez dwa dni przekonywać ją, że to już skończone, że Mooi Klip wróciła do Klipdrift, aby poślubić farmera i hodować kurczaki. Nie spuszczając wzroku z Joela, powiedział prawie szeptem:
– W porządku. Zapomnijmy dzisiaj o diamentach. Porozmawiajmy teraz o miłości.
– O miłości! – wykrzyknął Joel.
– Uważam, że to bardzo dobry temat – podchwyciła z entuzjazmem Sara. – Dryden twierdził, że miłość jest najszlachetniejszą słabością umysłu.
– Tak – zgodził się Joel – za to Phineas Fletcher twierdził, że miłość jest jak bielizna. Im częściej się ją zmienia, tym lepiej.
Sara nie wiedziała, jak odpowiedzieć, a Barney był zbyt wściekły na Joela, żeby jakoś zareagować, więc kiedy Horacy stanął uroczyście na środku pokoju i uderzył w mały ręczny gong na kolację, ochoczo skierowali się ku drzwiom.
– Czy mogę ci towarzyszyć? – Joel wstał z trudem i podał Sarze ramię. Sara spojrzała na Barneya, żeby sprawdzić, czy nie ma nic przeciwko temu, lecz na jego twarzy pojawił się tylko dziwny grymas, który oznaczał zgodę.
Ani Barney, ani Sara nie mieli pojęcia o męce, przez którą przechodził Joel, pokonując dystans dzielący ich od jadalni. Ani razu się nie potknął, nie krzyknął, lecz gdy byli już na miejscu, jego twarz zrobiła się ciemnoszara i cała była zroszona potem. Wyglądał, jakby cierpiał na dusznicę i przechodził właśnie kolejny atak. Przy stole zajął miejsce pomiędzy nimi i z początku zupełnie się nie odzywał; od czasu do czasu dygotał tak bardzo, że nóż i widelec wypadały mu z rąk.
– Dobrze się czujesz? – zapytał zaniepokojony Barney.
Читать дальше