Percy zdjął kaptur z haczyka i włożył go Delowi na głowę, naciągając materiał pod wystający podbródek małego Francuza, żeby odsłonić otwór na górze. Następną czynnością było wyjęcie gąbki z wiadra i wsunięcie jej do kasku i właśnie w tym momencie Percy po raz pierwszy odszedł od ustalonego porządku: zamiast pochylić się i wyciągnąć gąbkę z wiadra, zdjął stalowy kask z oparcia krzesła i pochylił się, trzymając go w rękach. Innymi słowy, zamiast podnieść gąbkę do kasku – co byłoby bardziej naturalne – pochylił się z kaskiem do gąbki. Powinienem się domyślić, że coś jest nie w porządku, lecz byłem zbyt zdenerwowany. Podczas tej egzekucji kompletnie nie kontrolowałem sytuacji. Co się tyczy Brutala, w ogóle nie patrzył na Percy’ego – ani w chwili kiedy Percy pochylił się nad wiadrem (obracając się, żeby częściowo zasłonić przed nami to, co robi), ani kiedy wyprostował się i odwrócił do Dela, z kaskiem, w którym tkwiła już brązowa okrągła gąbka. Brutal patrzył na materiał, który zasłaniał twarz Dela. Patrzył, jak na czarnej jedwabnej masce ukazywał się owal jego otwartych ust, a potem materiał ponownie podnosił się przy wydechu. Na czole i skroniach Brutala, tuż nad linią włosów pojawiły się wielkie krople potu. Nigdy przedtem nie widziałem, żeby pocił się podczas egzekucji. Stojący za nim Dean sprawiał wrażenie zdezorientowanego i chorego – wyglądał, jakby z trudem powstrzymywał się przed zwróceniem kolacji. Wszyscy wyczuwaliśmy, że coś jest nie w porządku, teraz to wiem, lecz nie mieliśmy pojęcia co. Nikt z nas nie wiedział wtedy o pytaniach, jakie Percy zadał Jackowi Van Hayowi. Było ich wiele, ale podejrzewam, że większość stanowiła zasłonę dymną. To, co interesowało Percy’ego… moim zdaniem interesowała go tylko gąbka. Jaką spełnia funkcję? Dlaczego trzeba ją zamoczyć w słonej wodzie…? Co się dzieje, jeśli się tego nie zrobi?
Co się stanie, jeśli gąbka będzie sucha?
Percy nałożył kask na głowę Dela. Mały Francuz ponownie podskoczył i zajęczał, tym razem głośniej. Kilku świadków poruszyło się niespokojnie na rozkładanych krzesłach. Dean zrobił krok do przodu, chcąc pomóc Percy’emu zapiąć pasek pod brodą, ale ten dał mu znak, żeby się zatrzymał. Dean pozostał na miejscu, a potem zgarbił się lekko i skrzywił, kiedy ścianami szopy wstrząsnął kolejny grom. Chwilę później o dach zabębniły pierwsze krople deszczu; brzmiało to, jakby ktoś rzucał pełne garście orzeszków na tarę do prania.
Słyszeliście na pewno, jak ludzie opowiadają, że “zastygła im krew w żyłach”? Jasne. Wszyscy to słyszeliśmy, ale ja poczułem, że dzieje się ze mną coś podobnego tylko raz, mniej więcej dziesięć sekund po godzinie dwunastej tamtej burzliwej nocy w październiku tysiąc dziewięćset trzydziestego drugiego roku. Nie sprawił tego wyraz jadowitego triumfu na twarzy Percy’ego, kiedy odsunął się od zakapturzonej skrępowanej postaci, która siedziała na Starej Iskrówie; sprawiło to coś, co powinienem był zobaczyć, a czego nie zobaczyłem. Po policzkach Dela nie ściekała płynąca spod kasku woda. Wtedy dopiero się zorientowałem.
– Eduardzie Delacroix – powiedział Percy – zgodnie z prawem tego stanu przez twoje ciało popłynie teraz prąd elektryczny, co spowoduje zgon.
Popatrzyłem na Brutala w udręce, przy której moja infekcja dróg moczowych wydawała się błaha jak stłuczony palec. “Gąbka jest sucha”, szepnąłem bezgłośnie, ale on potrząsnął głową, nie rozumiejąc, o co mi chodzi, i dalej patrzył na czarną jedwabną maskę, która zapadała się i podnosiła w rytmie ostatnich oddechów Francuza.
Chciałem wziąć Percy’ego pod łokieć, ale on się odsunął, posyłając mi jednocześnie spłoszone spojrzenie. Trwało tylko sekundę, lecz powiedziało mi wszystko. Powtarzał później swoje kłamstwa i półprawdy i różni ważni ludzie na ogół mu wierzyli, ale ja wiedziałem swoje. Percy był zdolnym uczniem, gdy robił coś, na czym mu zależało – odkryliśmy to podczas prób. Uważnie słuchał Jacka Van Haya, kiedy ten wyjaśniał mu, jak zmoczona w słonej wodzie gąbka przewodzi prąd, ukierunkowując go i zmieniając ładunek w rodzaj wycelowanego w mózg elektrycznego pocisku. O tak, Percy dokładnie wiedział, co robi. Uwierzyłem mu chyba, gdy twierdził później, że nie zdawał sobie sprawy, do czego to doprowadzi, lecz to nie kwalifikuje się nawet do umieszczenia w rubryce dobrych intencji, nieprawdaż? Nie sądzę. Jedyne, co mogłem w tym momencie zrobić, to wrzasnąć w obecności zastępcy dyrektora i wszystkich świadków do Jacka Van Haya, żeby nie włączał prądu. Gdybym miał pięć sekund, być może tak właśnie bym postąpił, ale Percy nie dał mi nawet pięciu sekund.
– Niech Bóg zmiłuje się nad twoją duszą – zwrócił się do przerażonej, zdyszanej postaci na krześle elektrycznym, a potem spojrzał w stronę prostokątnej drucianej siatki, za którą stali Harry i Jack, ten ostatni z ręką na przełączniku oznaczonym napisem: SUSZARKA MABEL. Po prawej stronie siatki stał doktor, wbijając oczy w czarną torbę stojącą między stopami, tak samo cichy i skromny jak zawsze. – Wrzuć na dwójkę!
Z początku nic nie odbiegało od normy – buczenie stało się tylko nieco głośniejsze niż przedtem, a ciało Delacroix skoczyło do przodu, kiedy prąd poraził jego mięśnie.
Później sprawy przybrały zły obrót.
Buczenie przestało być jednostajne; jego ton zaczął się podnosić i opadać. Towarzyszył mu teraz głośny trzask, jakby ktoś zgniatał w dłoni celofan. Poczułem jakiś potworny odór, ale dopiero widząc wydobywające się spod kasku niebieskie smugi dymu, uprzytomniłem sobie, że to palą się włosy i koralowa gąbka. Dym smużył się także z otworu na szczycie kasku, przez który przechodził kabel.
Delacroix zaczai dygotać i kręcić się na krześle. Jego zakapturzona głowa latała na wszystkie strony, jakby chciała wyrazić stanowczy protest. Unieruchomione klamrami nogi podrygiwały w górę i w dół. Na dworze znowu zagrzmiało i zaczęło mocniej padać.
Popatrzyłem na Deana Stantona, który odpowiedział mi przerażonym spojrzeniem. Spod kasku Dela dobiegł stłumiony trzask, zupełnie jakby szyszka eksplodowała w ognisku. Widziałem, że dym uchodzi teraz także przez kaptur, sącząc się małymi strużkami.
Skoczyłem w stronę nastawni, ale nim zdążyłem otworzyć usta, Brutus Howell złapał mnie za rękę tak mocno, aż zamrowiło mnie pod łokciem. Był blady jak kreda, ale całkowicie opanowany.
– Nie każ Jackowi wyłączać – powiedział półgłosem. – Cokolwiek chcesz zrobić, nie każ mu wyłączać. Jest już za późno.
Świadkowie nie słyszeli z początku krzyków Dela. Deszcz bębnił w blaszany dach, a huk piorunów zlewał się ze sobą. Lecz ci z nas, którzy stali na podwyższeniu, słyszeli je całkiem wyraźnie – dobiegający spod dymiącego kaptura zdławiony skowyt bólu, odgłos, jaki może wydawać zwierzę kaleczone przez snopowiązałkę.
Buczenie elektryczności było teraz nierówne i głośne; co jakiś czas przerywały je trzaski podobne do tych, które słychać w radiu podczas zakłóceń atmosferycznych. Delacroix kołysał się na krześle niczym dzieciak urządzający dziką awanturę. Podwyższenie zadygotało nagle, a on skoczył do przodu z taką siłą, że o mało nie zerwał krępujących go pasów. Prąd również wykręcał go na wszystkie strony i usłyszałem głośne chrupnięcie, kiedy kość prawego ramienia złamała się lub wypadła z panewki. Zabrzmiało to, jakby ktoś rozbijał wielkim młotem drewnianą skrzynię. Spodnie pociemniały mu w kroczu, a potem zaczął wydawać z siebie straszliwe, podobne do szczurzych pisków dźwięki, które słychać było wyraźnie mimo padającej ulewy.
Читать дальше