– Chodź, Del. Już niedaleko.
– To świetnie, szefie, naprawdę świetnie. Bo już się nie boję.
Mimo tych słów widziałem w jego oczach, że – Ojcze Nasz czy nie Nasz, Zdrowaś Mario czy nie Zdrowaś – nie mówi prawdy. Przemierzając ostatnie jardy zielonego dywanu i pochylając głowę w drzwiach prawie wszyscy się boją.
– Stań na dole, Delacroix – mruknąłem cicho, kiedy wszedł do szopy, ale było to polecenie, którego wcale nie musiałem mu dawać. Rzeczywiście zatrzymał się na dole, stanął jak wryty, a spowodował to widok Percy’ego Wetmore’a, który czekał na niego na podwyższeniu, mając przy lewej nodze wiadro z gąbką, a tuż za prawym biodrem telefon łączący z gubernatorem.
– Non – szepnął Del niskim strwożonym głosem. – Nie, tylko nie on!
– Ruszaj – zareagował Brutal. – Nie spuszczaj po prostu z oczu mnie i Paula. Zapomnij, że on tutaj jest.
– Ale…
Ludzie odwrócili się w naszą stronę, lecz ja przesunąłem się trochę do przodu i zdołałem złapać Delacroix pod lewy łokieć, tak że nikt tego nie zauważył.
– Spokojnie – wymamrotałem tak cicho, że usłyszeć mnie mógł tylko Del… i być może Brutal. – Większość tych ludzi będzie pamiętała sposób, w jaki odszedłeś, więc pokaż im, na co cię stać.
W tej samej chwili nad naszymi głowami zahuczał najgłośniejszy do tej pory piorun, tak głośny, że wprawił w wibrację blaszany dach szopy. Percy podskoczył, jakby go ktoś potrącił, i Del parsknął pogardliwym śmiechem.
– Zaraz znowu zleje się w portki – stwierdził i wyprężył pierś. – Chodźmy. Miejmy to już za sobą.
Zbliżyliśmy się do podwyższenia. Delacroix zerkał nerwowo w stronę świadków – tym razem było ich około dwudziestu pięciu – ale Brutal, Dean i ja nie spuszczaliśmy oczu z krzesła. Wszystko wydawało mi się w porządku. Podniosłem kciuk i posłałem pytające spojrzenie Percy’emu, który skrzywił lekko wargę, jakby chciał powiedzieć: “Co to znaczy, czy wszystko w porządku? Jasne, że tak”.
Miałem nadzieję, że się nie myli.
Kiedy Delacroix dotarł do podwyższenia, Brutal i ja ujęliśmy go instynktownie pod łokcie. Podest miał tylko osiem cali wysokości, nie więcej, ale zdziwilibyście się, ilu z nich, nawet największych twardzieli, potrzebowało pomocy przy pokonaniu tego ostatniego stopnia w swoim życiu.
Del poradził sobie jednak całkiem dobrze. Zatrzymał się na chwilę przed krzesłem (celowo nie patrząc na Percy’ego), a potem autentycznie do niego przemówił, tak jakby się przedstawiał.
– C’est moi – oznajmił.
Percy wyciągnął rękę w jego stronę, ale Delacroix sam się obrócił i usiadł. Przykląkłem z jego lewej, a Brutal z prawej strony. Osłaniając krocze i gardło w sposób, jaki już opisywałem, rozchyliłem klamrę tak, że jej otwarte szczęki objęły białą nogę Francuza tuż nad kostką. Ponownie zagrzmiało i przeszedł mnie dreszcz. Pot zalewał mi oczy. Mouseville, tłukło mi się po głowie, nie wiadomo dlaczego. Mouseville, z biletami po dziesięć centów dla dorosłych i po dwa dla dzieciaków, które będą oglądać Pana Dzwoneczka w jego szklanym domku.
Klamra nie chciała się zatrzasnąć. Słyszałem, jak Del łapie kurczowo powietrze. Płuca, które za niecałe cztery minuty miały stać się zwęglonymi workami, starały się dotrzymać kroku oszalałemu ze strachu sercu. To, że Delacroix zabił pół tuzina osób, wydawało się w tej chwili najmniej ważną sprawą. Nie chcę się tutaj wypowiadać na temat dobra i zła, stwierdzam po prostu, jak było.
– Co się dzieje? – zapytał szeptem Dean, klękając koło mnie.
– Nie mogę… – zacząłem i w tej samej chwili klamra zamknęła się z głośnym trzaskiem. Jej szczęki musiały przyciąć skórę Delowi, bo skrzywił się i cicho syknął. – Przepraszam – szepnąłem.
– Nic nie szkodzi, szefie – uspokoił mnie. – Będzie bolało tylko przez minutę.
Przy klamrze Brutala zamontowana była elektroda i jej zapięcie zawsze trwało trochę dłużej, w związku z czym podnieśliśmy się z klęczek prawie jednocześnie. Dean unieruchomił lewą, a Percy prawą rękę Delacroix. Byłem gotów interweniować, gdyby Percy potrzebował pomocy, ale poradził sobie z klamrą lepiej niż ja ze swoją. Widziałem, że Del cały dygocze, tak jakby już teraz płynął przez niego lekki prąd. Czułem także zapach jego potu. Kwaśny i intensywny niczym woń sosu do marynat.
Dean dał Percy’emu znak głową. Percy spojrzał przez ramię – zobaczyłem miejsce na podbródku, w którym zaciął się tego dnia przy goleniu – i powiedział niskim zdecydowanym głosem:
– Przerzuć na jedynkę!
Rozległ się szum, podobny do tego, jaki wydaje stara lodówka, i rozjaśniły się nieco żarówki wiszące pod stropem szopy. Usłyszałem kilka westchnień i wypowiedzianych półgłosem uwag. Del wyprostował się na krześle i zacisnął palce na dębowych poręczach tak mocno, aż pobielały mu kłykcie. Oczy latały mu na wszystkie strony i zaczął jeszcze szybciej oddychać.
– Spokojnie – mruknął Brutal. – Spokojnie, Del, świetnie ci idzie. Trzymaj się, świetnie ci idzie.
Hej, kochani, przeleciała mi przez głowę myśl. Zobaczcie, co potrafi zrobić Pan Dzwoneczek! Nad naszymi głowami ponownie huknął piorun.
Percy dał krok w przód i wypiął dumnie pierś. To był jego wielki dzień. Stał na środku sceny, w niego wpatrzone były oczy wszystkich. Wszystkich z wyjątkiem jednej osoby. Delacroix zobaczył, kto przed nim stoi, i spuścił wzrok. Dałbym sobie rękę uciąć, że Percy sypnie się, kiedy będzie musiał wypowiedzieć w obecności świadków swoją kwestię, on jednak wygłosił ją bez zająknięcia, niesamowicie spokojnym głosem.
– Eduardzie Delacroix, na mocy werdyktu wydanego przez równych ci stanem przysięgłych oraz prawomocnego wyroku sędziego zostałeś skazany na śmierć na krześle elektrycznym. Niech Bóg ma w opiece mieszkańców tego stanu. Czy masz coś do powiedzenia przed wykonaniem wyroku?
Del próbował coś powiedzieć, ale z jego gardła wydobył się tylko strwożony szept, składający się z samych samogłosek. W kącikach ust Percy’ego ukazał się pogardliwy uśmiech i miałem ochotę położyć go trupem. Ale Del oblizał wargi i spróbował ponownie.
– Przepraszam za to, co zrobiłem – powiedział. – Oddałbym wszystko, żeby cofnąć wskazówki zegara, ale nikt tego nie potrafi. Więc teraz… – Nad naszymi głowami eksplodował piorun. Del podskoczył w górę na tyle, na ile pozwalały mu klamry. Oczy wychodziły mu z orbit i miał spoconą twarz. – Więc teraz płacę swoją cenę. Niech Bóg mi wybaczy. – Oblizał ponownie wargi i spojrzał na Brutala. – Nie zapomnijcie o swojej obietnicy – dodał szeptem, który przeznaczony był tylko dla nas.
– Nie martw się, nie zapomnimy – powiedziałem i poklepałem go po zimnej jak glina ręce. – Pan Dzwoneczek pojedzie do Mouseville…
– Takiego wała – mruknął Percy, prawie nie poruszając ustami, niczym stary garownik, i zapinając pas na jego piersi. – Nie ma w ogóle takiego miejsca. Ci faceci wymyślili tę bajeczkę, żebyś się grzecznie zachowywał. Pomyślałem, że powinieneś o tym wiedzieć, pedale.
Jakaś iskierka w oczach Dela powiedziała mi, że gdzieś w głębi duszy dawno podejrzewał, że go nabieramy… ale gdyby mu pozwolono, dałby się oszukiwać do samego końca. Popatrzyłem z osłupieniem i wściekłością na Percy’ego, który odpowiedział mi hardym spojrzeniem. Możesz mnie teraz pocałować, mówiły jego oczy. I miał oczywiście rację. Nie mogłem nic zrobić, nie w obecności świadków, nie z siedzącym na krześle Delacroix, który znajdował się w obliczu śmierci. W tej chwili mogliśmy tylko kontynuować to, co zaczęliśmy.
Читать дальше