– Właśnie – rzekła twardo, pomagając mu się położyć – miał pan wypadek. Parę złamanych żeber i wstrząs mózgu. Nigdzie pan nie pójdzie. Najpierw musi pana zbadać doktor Wells.
Ben zamknął oczy. Był zbyt słaby, żeby protestować. Przesunął dłonią po ciele, wyczuwając gips i bandaże. Wypadek, tak, miałem wypadek, pomyślał.
– Co się stało? – spytał. – Nic nie pamiętam.
– Zjechał pan z drogi. Trzeba było rozcinać samochód. Podobno mogło być gorzej, ale trafił pan na ostrokrzew.
Gorzej? A co z Anną?!
– Czy mogę prosić o dzisiejszą gazetę? – spytał nabrzmiałym z bólu głosem. – Najlepiej „Timesa Picayune“.
– Zobaczę, co da się zrobić.
– Nie! – Złapał jej rękę i ścisnął ją bezwiednie. – Czy… czy wczoraj wydarzyło się coś złego?
Pielęgniarka spojrzała na niego niepewnie.
– Przecież mówiłam, że miał pan wypadek.
– Nie chodzi o mnie. – Chciał pokręcić głową, ale poczuł ból w szyi. – O moją przyjaciółkę, Annę North. Czy nic się jej nie stało?
Siostra Abrams zmarszczyła brwi.
– Wydaje mi się, że był pan sam w aucie…
– Nie, Anny nie było ze mną w samochodzie – tłumaczył cierpliwie. – Jechałem do niej, żeby sprawdzić, czy nic jej nie grozi.
– Zadzwonię lepiej po lekarza.
– Nie, proszę! – Zacisnął jeszcze mocniej palce, w ogóle nie czując bólu. Żałował, że nie może dokładniej wyjaśnić, o co mu chodzi, ale myśli mu się mieszały, a język odmawiał posłuszeństwa. – Chcę po prostu znać najnowsze wiadomości. Niech mi pani powie, co… co się zdarzyło. W mieście. Co się zdarzyło, kiedy byłem nieprzytomny?
Widział po minie, że napędził jej stracha. Kobieta potrząsnęła głową.
– Nie wiem, czy o to panu chodzi, ale ktoś zabił jeszcze jedną kobietę. W Dzielnicy Francuskiej. Czy o to…?
Jęknął i wypuścił jej dłoń.
– Jak miała na imię? – spytał, walcząc ze słabością. – Czy przypadkiem nie Anna?
– Nie wiem. – Pielęgniarka cofnęła się do drzwi. – Mówili o niej w radiu, ale nie pamiętam, jak się nazywała.
W radiu? No jasne!
Ben wziął pilota ze stolika i włączył telewizor. Przez chwilę skakał po kanałach, aż w końcu trafił na lokalne wiadomości.
– Powtarzamy najświeższe wiadomości. Dziś w nocy została zamordowana Jessica Jackson z River Ridge. Jest to trzecia ofiara psychopatycznego mordercy i gwałciciela. Ta sprawa nie przestaje bulwersować całego Nowego Orleanu.
Na ekranie pojawiło się kolorowe zdjęcie ładnej, młodej dziewczyny w stroju uniwersyteckim. Ben odetchnął z ulgą. Na szczęście nie była to Anna.
– Dzień dobry.
Z wielkim trudem oderwał wzrok od telewizora i próbował się uspokoić. Do pokoju wszedł niewysoki, schludny mężczyzna w białym kitlu ze stetoskopem zawieszonym na szyi.
– Jestem doktor Wells – przedstawił się, wyciągając do niego rękę. – To ja pana wczoraj łatałem.
Ben uścisnął jego dłoń i syknął z bólu.
– Bardzo panu dziękuję. Szkoda, że nie mogę jeszcze wstać.
– Jestem lekarzem, a nie cudotwórcą. – Mężczyzna spojrzał na jego kartę. – Muszę powiedzieć, że całkiem nieźle się pan urządził. Cztery złamane żebra, wstrząs mózgu, nadwerężony mostek. I dużo rozcięć, które trzeba było zszyć.
Ben zmarszczył brwi.
– Chyba nie wyleciałem przez przednią szybę?
– Nie, na szczęście trafił pan w żywopłot z ostrokrzewu. Ale trzeba było ciąć samochód, żeby się do pana dostać.
Ben pomacał głowę.
– Mogło być gorzej, prawda? – Nie zwrócił uwagi na to, że lekarz skinął głową, tylko znów zerknął na ekran, ale prezenterka przeszła do następnych wiadomości.
Chciał się teraz spotkać z Anną. Zobaczyć na własne oczy, że nic jej się nie stało. Powiedziałby jej oczywiście o kartce, którą znalazł za wycieraczką, a potem zwróciłby się do policji.
Spojrzał na doktora Wellsa.
– Muszę stąd wyjść, panie doktorze. Czy może mnie pan wypisać?
Lekarz uśmiechnął się z pobłażaniem.
– Oczywiście, ale w odpowiednim czasie. To był bardzo niebezpieczny wypadek.
– Tak, słyszałem od siostry Abrams.
Doktor Wells spojrzał na niego uważniej.
– Nie pamięta go pan?
– Nie.
– Zupełnie nic?
– Nie. – Ben spojrzał na zegar, a potem na lekarza. – Jechałem do przyjaciółki. To była pilna sprawa, ale… no cóż, nie dojechałem.
– Był pan w kiepskim stanie, kiedy zjawiło się pogotowie. A potem też nie było najlepiej. – Doktor Wells zmrużył oczy. – Wstrząs mózgu to poważna sprawa.
Ben mruknął, że rozumie, i spokojnie poddawał się kolejnym badaniom. Następnie odpowiadał na pytania, czy nie ma mdłości, czy dobrze widzi i czy potrafi utrzymać równowagę.
Ben kłamał tylko wtedy, kiedy było to absolutnie konieczne.
– Nic mi nie jest, panie doktorze – powiedział w końcu ze sztucznym uśmiechem. – Naprawdę. Czy mógłbym dziś wyjść ze szpitala?
Lekarz westchnął.
– Tak, jeśli ma pan kogoś, kto się panem zajmie. Chodzi o to, żeby się pan nie forsował.
– Ja się nim zajmę, panie doktorze.
Spojrzeli w stronę drzwi. Stał w nich śledczy Malone, opierając się barkiem o framugę. Wyglądał naprawdę świetnie. Ben poczuł, jak jeżą mu się włosy na szyi.
– Cześć, Ben – zwrócił się do niego familiarnie.
– Co cię tu sprowadza, Quentin? – nie pozostał mu dłużny.
Nie było to zwykłe, przyjazne przejście na ty, ale wymuszone i… jakby wrogie.
– Oczywiście, ty.
– Dobre wieści rozchodzą się szybko – mruknął sarkastycznie Ben.
Malone wszedł do środka i zatrzymał się przy łóżku.
– Jestem śledczy Quentin Malone z Siódmego Wydziału Nowoorleańskiej Policji – zwrócił się do lekarza. – Czy mogę zadać pacjentowi parę pytań?
– Nie widzę przeciwwskazań. – Doktor Wells odwiesił kartę na swoje miejsce. – Ale pewne rzeczy mogą mu się mylić, bo uderzenie w głowę było naprawdę mocne. – Zwrócił się do Bena: – Niech pan na siebie uważa przez najbliższe dni i nie forsuje się. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Proszę natychmiast się zgłosić, gdyby miał pan mdłości albo inne niepokojące objawy.
– Z całą pewnością. – Ben uścisnął jego dłoń. – Dziękuję, panie doktorze.
Lekarz pożegnał się z Malone’em i wyszedł. Zostali sami. Śledczy spojrzał uważnie na Bena.
– Dzwonił pan do mnie wczoraj do pracy. Byłem ciekaw, dlaczego.
– Naprawdę to zrobiłem?
– Powiedział pan tylko, kto dzwoni. Naprawdę pan tego nie pamięta?
Ben pomacał obolałą głowę.
– Muszę pana zmartwić, ale nie pamiętam zbyt wiele z ostatniej…
Nie dokończył. Przed oczami miał ciemną drogę. Wpadł w panikę. Jechał szybko, zbyt szybko, a jednocześnie nerwowo wciskał numery na podświetlonym telefonie.
– Dzwoniłem do Anny – szepnął po chwili. – Nikt nie odbierał. Zacząłem się bać.
– Bać?
Ben zamrugał oczami.
– Tak, o nią. Dlatego do pana zadzwoniłem.
Malone wziął krzesło i usiadł na nim okrakiem. Wciąż patrzył na Bena, a ten poczuł, że znowu podnoszą mu się włosy na szyi.
– A dlaczego się pan o nią bał? – spytał.
– Czy Annie nic się nie stało?
– Fizycznie nic.
Ben poczuł, że serce zaczyna mu bić coraz szybciej.
– Co chce pan przez to powiedzieć?
– Porozmawiajmy najpierw o panu, doktorze. – Malone wyjął z kieszeni niewielki notes. – Co mi pan chciał powiedzieć?
Читать дальше