– Wygląda na to, że udusił ją jak dwie pozostałe – ciągnęła Violet. – Walden i Johnson już tam pojechali.
Quentin spojrzał na zegarek.
– To wszystko?
– Tak. A raczej nie. Jeszcze jeden drobiazg. Zabójca uciął ofierze mały palec od prawej ręki…
Znaczenie tych słów omal go nie zwaliło z nóg. Quentin oparł się o kuchenny blat, żeby nie upaść.
– Co takiego?
– Ten skurwysyn uciął jej palec! Wyobrażasz to sobie?!
Chwilę później Quentin trzęsącą się ręką odłożył słuchawkę i wyjrzał za okno. Dobry Boże, jak ma o tym powiedzieć Annie?!
– W mojej kuchni jest nagi mężczyzna. Chyba powinnam zadzwonić po policję.
Quentin odwrócił się i zobaczył ją w drzwiach. Miała na sobie gładki, biały szlafrok. Wyglądała na rozespaną i mało przytomną. Uśmiechała się do niego tak, że poczuł dławienie w gardle. I przerażenie, czy zdoła unieść ciężar odpowiedzialności. Podeszła do niego i uniosła dłoń. Poły szlafroka rozchyliły się, ukazując jej kuszące kształty.
Malone rozciągnął usta w uśmiechu.
– Ten nagi mężczyzna to policjant – mruknął.
– No tak, zgadza się. To bardzo wygodne. – Przywarła do niego nagim ciałem. – Kto mówił, że nigdy nie można znaleźć policjanta, kiedy jest naprawdę potrzebny?
Sięgnęła po jego męskość. Quentin aż się zachłysnął powietrzem.
– Nie, Anno. Proszę… – Złapał jej dłoń i mocno uścisnął.
Spojrzała na niego urażona. Próbowała nawet się cofnąć, ale ją powstrzymał.
– Nie chodzi o ciebie – rzucił. – Tylko… – zamilkł, nie bardzo wiedząc, jak jej to powiedzieć.
Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Krew nagle odpłynęła z jej twarzy.
– Co się stało?
– Lepiej usiądź.
– Nie. – Zaczęła drżeć. – Powiedz!
Spełnił jej prośbę. Starał się trzymać faktów i panować nad swoim głosem. Kiedy skończył, podsunął jej krzesło, a ona opadła na nie zupełnie bez siły.
– To miałam być ja – szepnęła zbielałymi wargami. – To był on. Chciał mnie…
– Nie wiemy tego, Anno. Nic jeszcze nie wiemy.
– Ale dlaczego właśnie ja?! – krzyknęła. – To zdarzyło się tak dawno! Czemu nie zostawi mnie w spokoju?!
– To nie Kurt, Anno. – Quentin delikatnym gestem odgarnął włosy z jej twarzy. – Zapewniam cię, że to nie on.
– Nieprawda! – W jej rozszerzonych ze strachu oczach pojawiły się łzy.
– Nie, Anno. Mężczyzna, który zszedł na dół z twojego balkonu, musi być w świetnej formie. Ktoś po sześćdziesiątce raczej by tego nie dokonał.
– Coś przed tobą zataiłam. Ten człowiek powiedział coś, co może wiedzieć tylko Kurt, bo FBI nie rozgłaszało tego. Tej nocy, kiedy… kiedy umarł Timmy… – Chwyciła ustami powietrze, jakby zaczynała się topić. – Tej nocy, kiedy… zabił Timmy’ego i… i kazał mi patrzeć…
Zamilkła na chwilę, a on rozumiał, że musi zebrać siły. Te wspomnienia były dla niej wciąż żywe i przerażająco bolesne.
– Tak, słucham?
– Po… potem, po Timmym, obrócił się do… do mnie i powiedział: „Uwaga, raz, dwa, trzy, zaczynamy a następnie… zrobił to.
– Twój palec? – spytał.
– Tak – aż nią zatrzęsło – sekatorem.
Chętnie by ją teraz przytulił, wyobrażając sobie, co musiała czuć jako dziecko. Przepełniało go obrzydzenie na myśl o tym.
Chciał bronić jej przed całym światem, ale jednocześnie wiedział, że w pewnych sytuacjach pomoc z zewnątrz jest zupełnie bezużyteczna.
– Aż trudno mi sobie wyobrazić, co przeżyłaś. I jak w ogóle udało ci się uciec. Miałaś przecież tylko trzynaście lat!
– Myślałam o Timmym – powiedziała po prostu. – O tym, co on przeszedł.
– Jesteś bardzo odważna i silna, Anno. – Wziął jej twarz w dłonie. – Silniejsza, niż ci się wydaje.
Zaśmiała się głucho.
– Jestem potworną panikarą. Nie znam nikogo bardziej tchórzliwego. Jak sądzisz, dlaczego ukrywałam się przez te wszystkie lata? – spytała ochryple. – Ale i tak mnie znalazł!
– Gdyby chciał, znalazłby cię już dawno temu.
– Przecież zmieniłam nazwisko…
– Na panieńskie nazwisko twojej matki – przerwał jej łagodnie. – Każdy prywatny detektyw z choćby odrobiną oleju w głowie znalazłby cię wciągu jednego dnia. To nie Kurt, Anno.
– Więc skąd znałby jego słowa?
– „Uwaga, raz, dwa, trzy, zaczynamy“? – zacytował. – Wiele osób miało dostęp do tych informacji. Nawet policjanci i agenci FBI rozmawiają o starych sprawach. Przecież minęło już ponad dwadzieścia lat. Nikt nie uważa tego za zdradzanie służbowych tajemnic.
Spojrzała mu w oczy.
– Naprawdę uważasz, że to nie Kurt?
– Jasne. – Pogładził ją po policzku. – Powiem ci, co myślę o tej sprawie. Ktoś ma obsesję na twoim punkcie. Z powodu twoich książek, przeszłości lub jednego i drugiego. To rozbudziło jego wyobraźnię, a w czasach globalnej informatycznej wioski bardzo łatwo znaleźć nawet najbardziej poufne informacje. Jednak do dzisiejszej nocy wystarczało mu samo zastraszanie.
– Ale już nie wystarcza?
– Niestety, nie.
Anna wstała i położyła rękę na jego ramieniu.
– Ciekawe, dlaczego tak bardzo mi zależy na tym, żeby to nie był Kurt? Przecież tak naprawdę niczego to nie zmienia. Jeden potwór wart drugiego.
– Złapię tego faceta, obiecuję. Nie pozwolę, żeby zrobił ci coś złego. – Sygnalizator w telefonie komórkowym znowu się odezwał. Dopiero teraz uświadomił sobie, że czas mija, i zaklął siarczyście. – Niestety, muszę już iść, Anno.
– Tak, oczywiście. – Cofnęła się i zasłoniła nagie ciało połami szlafroka. – Masz przecież pracę.
– Ale nie zostawię cię tu samej. Zaraz zadzwonię po mundurowego policjanta.
Potrząsnęła głową.
– Nie, nie chcę tutaj nikogo obcego. Zadzwonię po Billa i Daltona. Na pewno przyjdą. – Uniosła brwi, widząc grymas na jego twarzy. – To moi przyjaciele, Quen. Nic mi nie zrobią.
Gdyby miał chociaż najmniejszy dowód na to, że któryś z jej sąsiadów może być groźny, natychmiast by tego zakazał. Jednak w tej chwili nic nie mógł zrobić.
– Dobrze, pójdę się ubrać. Zadzwoń od razu. Nie wyjdę, dopóki…
– Nie będę miała kolejnej niańki? Dziękuję.
Szybko pozbierał swoje ubrania i wziął prysznic, a potem umył zęby, posługując się palcem. Kiedy wyszedł z łazienki, Anna miała na sobie spodnie khaki i biały golf. Uczesała też włosy i spięła je z tyłu szylkretową klamerką.
Unikała jego wzroku.
– Nie gniewaj się na mnie, Anno – poprosił, wyciągając dłoń w jej stronę. – Wcale nie chcę wychodzić, ale sama…
– Ależ ja się nie gniewam. Nie jestem też rozczarowana. Masz przecież pracę.
Czuł, jak narasta między nimi dystans, a wraz z nim wszechobejmujący chłód.
– Więc dlaczego nie chcesz na mnie spojrzeć? – westchnął. – Dlaczego się ode mnie odsuwasz?
– Bo wiem, że gdybym cię dotknęła, na pewno bym się załamała, a nie mogę sobie na to pozwolić. Nie teraz. – Zacisnęła usta, żeby powstrzymać ich drżenie. Usłyszeli głośne pukanie do drzwi, a potem głos Daltona.
– Zadzwonię, jak będę coś wiedział – powiedział Quentin, zbierając się do wyjścia.
Dalton i Bill aż otworzyli usta ze zdziwienia, kiedy go zobaczyli. Gapili się na niego bez słowa. Policzki Daltona zrobiły się różowe, a Bill patrzył to na nią, to znów na Malone’a.
Nie wyglądają na zachwyconych moim widokiem, pomyślał Quentin.
Читать дальше