Pochylił się i pocałował Annę. W tym momencie odezwał się jego sygnalizator. Wiedział, że to oficer dyżurna, która chce sprawdzić, gdzie jest, ale nie puścił Anny.
– Uważaj na siebie – rzucił. – Gdybyś czegoś potrzebowała…
– Idź już – mruknęła, odsuwając się od niego. Cała drżała, ale starała się nad sobą panować. – Złap tego mordercę. Pomścij te wszystkie biedne kobiety. I zrób to dla mnie.
Wtorek, 30 stycznia
Dzielnica Francuska
Quentin ostatni przybył na miejsce zbrodni. Pozdrowił kolegów i podszedł do ofiary. Pochylił się, czując, jak serce skacze mu do gardła.
Na chwilę zamknął oczy, żeby się uspokoić. Musi traktować tę sprawę bezosobowo i profesjonalnie, inaczej nie będzie mógł jej prowadzić. Ale kiedy spojrzał na ofiarę, zobaczył w jej miejscu Annę. Bo to miała być Anna.
Raz jeszcze wciągnął powietrze przez nos, żeby się uspokoić. Nie może stwierdzić tego na pewno. Nie może formułować gotowych wniosków. Musi skupić się na zamordowanej i na tym, co się stało. Intelekt musi przeważyć nad emocjami.
Johnson przykucnął obok.
– Wyciągnęliśmy cię z łóżka, co? – mruknął. – Pewnie nie swojego.
– Pocałuj mnie w dupę.
Kolega ukazał zęby w uśmiechu.
– Nie, dzięki. Wolę wysokie blondynki.
Quentin skrzywił się. Johnson znany był z tego, że bierze babki jak leci.
– Kogo tu mamy?
– Nazywa się Jessica Jackson. Miała dwadzieścia jeden lat. Ładna, inteligentna, bogata z domu. Studiowała w Tulane.
Cholera jasna!
– Za młoda – westchnął Malone. – Za młoda, żeby umierać.
– Tak, to poważna sprawa. Ten facet zaczyna mi już działać na nerwy. – Johnson przeciągnął dłonią po twarzy. – Walden sprawdza okolicę, wypytuje mieszkańców. Może ktoś coś widział lub słyszał.
Quentin spojrzał na zwykle pogodnego kolegę. Johnson słynął ze swego dobrego humoru, ale teraz wyglądał na zmęczonego i przygnębionego.
– Słyszałeś o poprzednim napadzie?
– Na Annę North? Tak, oczywiście. – Spojrzał na Malone’a. – Zupełnie inna metoda pracy. Zaatakował ją w domu, nie na ulicy.
– Ale jest ruda. Tydzień temu była w „Tipitinie“, a potem ktoś szedł za nią, ale na szczęście się wystraszył.
Kolega zmrużył oczy.
– Może warto się tym zająć. Może…
– To jeszcze nie wszystko – przerwał mu Quentin. – Wydaje mi się, że z jej powodu zabójca zmienił sposób działania.
Johnson spojrzał na niego zaskoczony.
– To znaczy?
– Anna North nie ma małego palca u prawej ręki.
Po jego minie widział, jak wielkie zrobiło to na nim wrażenie. Johnson gwizdnął i pokręcił głową.
– Tak jak ta – mruknął.
Pochylili się jeszcze bardziej nad ofiarą. Quentin starał się uchwycić wszystko, co różniło to morderstwo od pozostałych. Oczywiście najbardziej rzucała się w oczy zakrwawiona ręka dziewczyny. Quentin zmarszczył brwi i skupił się na niej. Zabójca nie wykazał się specjalną delikatnością. Niemal wyrwał palec ofierze, zostawiając ohydnie postrzępioną ranę. Prawdopodobnie uciął palec scyzorykiem albo czymś równie mało niebezpiecznym.
Nie był przygotowany. Anna mówiła o sekatorze.
– Sądząc po kolorze i ilości krwi, zrobił to po uduszeniu tej małej – powiedział Johnson.
Quentin skinął głową. Spojrzał na twarz ofiary. Mimo śmiertelnej maski była naprawdę ładna. Delikatne, regularne rysy, niebieskie oczy, naturalnie rude włosy, trochę jaśniejsze niż u Anny.
– Poszło mu znacznie gorzej niż z poprzednimi. – Malone wyciągnął rękę. – Popatrz na siniaki na twarzy i szyi. Tamte ofiary nie miały niczego w tym rodzaju.
– Myślisz, że to ten sam, który załatwił Kent i Parker?
– Raczej tak – odparł. – Ale na razie nie możemy tego stwierdzić na pewno.
– Wygląda na to, że ją zgwałcił.
– Jeśli to ten sam facet, to moim zdaniem był z jakiegoś powodu wściekły. Wyraźnie widać, że nie był tak ostrożny. Być może zdecydował się na to morderstwo pod wpływem impulsu…
– Chcesz powiedzieć, że mu nie wyszło z Anną North i dlatego szybko znalazł inną?
– I uciął jej palec, żeby wyglądała jak Anna North – dodał Quentin.
Być może one wszystkie miały symbolizować Annę, pomyślał.
– Tak. – Johnson podrapał się po głowie. – Tylko jak mu się udało tak szybko znaleźć następną rudą dziewczynę?
Quentin zmarszczył brwi, wiedząc, że to pytanie należy traktować bardzo poważnie.
– Może wcale nie musiał jej szukać – mruknął. – Może często chodzi do różnych knajp i obserwuje bawiące się kobiety. Może ma nawet listę i zna ich zwyczaje. Nie musi sprawdzać, jak i kiedy wracają do domu.
– No jasne – westchnął ponuro Johnson. – Kiedy nie wyszło mu z North, od razu wiedział, gdzie szukać. To miejsce jest bardzo blisko jej mieszkania, o ile dobrze pamiętam.
Co znaczy, że morderca wkrótce wróci do Anny, przeraził się Quentin.
Johnson natychmiast odgadł, o czym myśli.
– Sądzisz, że jeszcze raz napadnie na North?
Malone wstał, czując, że robi mu się niedobrze.
– Tak. Jest wściekły, że mu się wymknęła.
– Więc musimy urządzić zasadzkę i czekać. W ten sposób go złapiemy.
– Tylko nie chcę żadnego ryzyka – mruknął i spojrzał na kolegę. – W tej sprawie nie chcę nawet najmniejszego ryzyka.
ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY PIERWSZY
Wtorek, 30 stycznia
Okolice centrum
Ben wolno dochodził do siebie. Bolała go nie tylko głowa, ale całe ciało. Chciał się przewrócić na drugi bok, ale ból przeszył go niczym prąd elektryczny. Jęknął i otworzył oczy.
Gdzie jestem? – pomyślał.
Przesunął wzrokiem po aseptycznie białych ścianach, zatrzymując się na chwilę na umocowanym przy suficie telewizorze, szafce i metalowej poręczy łóżka. Był w szpitalu.
Zupełnie zdezorientowany, uniósł dłoń do oczu.
Jak się tu dostałem? – zastanawiał się.
– Dzień dobry, panie doktorze. – Pielęgniarka, która pchała wózek z lekarstwami, pozdrowiła go od drzwi, a potem uśmiechnęła się szeroko. – Witamy w świecie żywych.
Podeszła do łóżka i włożyła plastikową osłonkę na końcówkę termometra. Ben otworzył usta. Pielęgniarka wetknęła mu go pod język.
– Jestem siostra Abrams. Jak się pan teraz czuje?
Nie mógł odpowiedzieć z powodu termometra, ale pielęgniarce wcale to nie przeszkadzało. Ben zdołał odczytać z plakietki, że ma na imię Beverly i pracuje w Baptist Mercy Hospital.
Sprawdziła jego tętno, a potem ciśnienie krwi. Wyjęła termometr z jego ust, następnie naniosła wszystkie wyniki na kartę.
– Temperatura normalna. Wszystko w granicach normy. Zaraz przyjdzie tu lekarz – poinformowała.
– Dlaczego tu jestem?
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– Skąd się tu wziąłem, skoro wszystko jest w porządku?
– Nie pamięta pan, co się stało?
– Nie, gdybym pamiętał…
Nagle jego głowa wypełniła się strzępami obrazów, które przedstawiały to, co wydarzyło się, zanim stracił przytomność.
Zakochałeś się w niej. A ona umrze jeszcze dziś wieczorem.
O Boże, Anna. Odrzucił kołdrę i usiadł na łóżku. Świat wokół niego zawirował i Ben omal nie spadł na podłogę. Pielęgniarka dopadła go w dwóch susach i złapała za ramię.
– Co pan robi?! Nie wolno panu!
– Muszę iść… Moja przyjaciółka… wypadek… – bełkotał.
Читать дальше