Nagle urwał, kiedy zobaczył otwartą portmonetkę w jej dłoniach i dwu dolarowy banknot obok kawy. Mina mu zrzedła.
– Ile się spóźniłem?
– Nie za bardzo – odparła, nieco uspokojona jego zachowaniem. Jak mogła się bać takiego fajtłapy? Wciągnęła powietrze, czując się trochę jak dziecko, które przyłapano na łasowaniu w spiżarce. – Tak naprawdę to zmieniłam zdanie. Miałam złe doświadczenia z psychologami i psychiatrami.
– Masz wśród przyjaciół psychiatrów?
Ściągnęła brwi.
– Nie rozumiem, co to ma wspólnego z…
– Więc masz?
– Nie, ale…
– To może przynajmniej kogoś w rodzinie? Albo twój narzeczony jest psychologiem? – Znowu zaprzeczyła i Ben zrobił wielkie oczy. – A, więc chodzi ci o doświadczenia jako pacjentki?
– Tak. – Wysunęła do przodu brodę. – Miałam ich nawet sporo, kiedy byłam młodsza.
– Zaraz po porwaniu?
– To chyba oczywiste. – Spojrzała na niego z politowaniem.
Pojawił się kelner i Ben zamówił kawę z mlekiem i talerz beignetów. Następnie zwrócił się do niej:
– Ale ja przecież wcale nie chcę, żebyś była moją pacjentką. Chodzi mi o zupełnie inną relację.
– Inną? – zdziwiła się. – A jaką?
– Chciałbym z tobą porozmawiać jak autor z autorem, czy dziennikarz z ciekawą osobą. I może, jeśli będę miał szczęście, przyjaciel z przyjacielem.
Kąciki jej ust uniosły się w uśmiechu. Czy to możliwe, żeby polubiła tego śmiesznego facecika? Zdecydowanym ruchem zamknęła portmonetkę i włożyła z powrotem do torebki.
– Jesteś niezły – zauważyła.
Podziękował jej ze śmiechem, a następnie pochylił się, patrząc jej w oczy.
– Przecież wiesz, że mówię szczerze. Posłuchaj, nie chodzi mi o to, żeby cię wsadzić w kaftan bezpieczeństwa. Chciałbym, żebyśmy porozmawiali o twoim życiu i wyborach. O tym, dlaczego zrobiłaś to, a nie co innego.
– Obawiam się, że moje życie nie było szczególnie interesujące – rzekła sucho.
– Mylisz się. Dla mnie i dla moich czytelników będzie fascynujące. – Zreflektował się szybko. – Ale najpierw powinienem ci chyba powiedzieć, kim jestem i czym się zajmuję.
To powinno jej pomóc zrozumieć, dlaczego tak bardzo zależy mu na tych informacjach.
Zaczął opowiadać o sobie. Był jedynakiem wychowanym przez samotną matkę, którą uwielbiał. Matka nigdy nie opowiadała mu o ojcu, a poza jednym wujkiem nie miał żadnej rodziny. Prawie nie pamiętał wczesnego dzieciństwa, poza tym, że ciągle się gdzieś przeprowadzali.
– Nie miałem rodziny ani przyjaciół – ciągnął. – Czułem się samotny. Odżyłem dopiero wtedy, kiedy zaczęła się szkoła, bo świetnie radziłem sobie z nauką. Książki stały się moimi najlepszymi przyjaciółmi. Już mi tak nie przeszkadzało, że ciągle się gdzieś przenosimy, bo nie byłem sam.
Anna wsłuchiwała się w jego melodyjny głos, opierając brodę na dłoni. Jego historia naprawdę ją zaciekawiła.
– Skąd pomysł z psychologią? – spytała.
– Chciałem pomagać ludziom, ale nie znoszę widoku krwi. – Uśmiechnął się przepraszająco. – Poza tym ludzie mnie fascynują. Ich decyzje, ich sądy, co powoduje, że są, kim są.
Musiała przyznać, że ją, jako pisarkę, interesują te same sprawy, dlatego starała się tworzyć prawdziwe postaci – ani do końca dobre, ani złe, wyposażone w ludzkie potrzeby i słabości. Oczywiście nad tym wszystkim wisiało zawsze jakieś fatum. Tragedia. Zło wcielone, które miało dla niej zawsze jedno imię: Kurt.
– A skąd zainteresowanie traumatycznymi doświadczeniami z dzieciństwa?
– Bo to absolutna podstawa. Pierwsze, formacyjne lata. To one wyznaczają późniejszy szlak dorosłego życia. – Wypił trochę kawy. – Zająłem się tym z powodu niezwykłego przypadku, z którym zetknąłem się w czasie praktyki w szpitalu. To było dysocjacyjne zaburzenie tożsamości.
– Możesz mówić w ludzkim języku?
– Rodzaj wielokrotnego zaburzenia czy raczej rozszczepienia świadomości.
Anna zastanawiała się chwilę, starając się przypomnieć sobie, co o tym wie. Ponieważ nie wiedziała nic, powiedziała o tym Benowi.
Skinął głową.
– To zaburzenie, które powstaje w wyniku powtarzających się aktów sadystycznych wobec dzieci. Żeby chronić się przed tym, przed czym nie mogą uciec, dzieci wytwarzają sobie zupełnie nową osobowość. Taką, w którą mogą uciekać przed aktami gwałtu. Chociaż powiedziałem, że „wytwarzają sobie“, najczęściej dzieje się to zupełnie bez udziału ich świadomości.
Zrobił przerwę.
– Ta kobieta miała osiemnaście różnych osobowości, z których każda spełniała oddzielną, określoną rolę.
Oboje umilkli, nie słysząc nawet odgłosów ulicy. Anna, wstrząśnięta tą informacją, czuła, że powinna coś powiedzieć, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Wzięła więc zimną kawę i wypiła parę łyków, patrząc na rozsypany na stoliku cukier puder.
Po chwili chrząknęła i spojrzała na Bena. Zauważyła, że dziwnie patrzy na jej okaleczoną dłoń. Zesztywniała i cofnęła ręce.
– Wiesz, kim jestem i jak to się stało – mruknęła cicho. Ponieważ nie odpowiedział, chrząknęła raz jeszcze. – Ben!
Zamrugał tak, jakby obudziła go ze snu.
– Słucham?
– Gapiłeś się na moją dłoń!
Najpierw się zdziwił, a potem bardzo zawstydził.
– Naprawdę? Czasami, kiedy zaczynam myśleć o pracy, zapominam o bożym świecie. Przepraszam.
Tylko machnęła ręką.
– Nie ma o czym mówić. Po tylu latach nauczyłam się z tym żyć.
– Z okaleczeniem, czy z ludzką ciekawością?
– Mam mówić prawdę? Czasami trudno mi znieść, jak się na mnie gapią.
– Zdarzało się, że ktoś cię potraktował po chamsku dlatego, że masz cztery palce?
– Tak, ale rzadko.
Trochę się odprężyli i Ben znowu zaczął opowiadać o kobiecie z zaburzeniem tożsamości. Była to niezwykła historia i Anna z otwartymi ustami wsłuchiwała się w jego słowa.
– Rozumiem, czemu cię to tak interesuje – szepnęła, kiedy skończył. – To fascynujący temat.
– W sam raz do twojej nowej książki.
– Chyba czytasz mi w myślach. – Zaśmiała się i z podziwem potrząsnęła głową. – Właśnie się nad tym zastanawiałam.
– Wiesz co, jeśli pomożesz mi z moją książką, dostarczę ci materiałów do twojej – zaproponował.
Już chciała się zgodzić. Otworzyła nawet usta, żeby to powiedzieć i poprosić o radę w rozwiązywaniu swoich problemów, ale zamiast tego zadała mu pytanie dotyczące jego praktyki w Nowym Orleanie. Ben zaczął o tym mówić, a ona słuchała jednym uchem, starając się zrozumieć powody swojego wahania. Polubiła go. Był zabawny i inteligentny, a jednocześnie rzeczowy i otwarty, czego się nie spodziewała. Wierzyła, że potrafi pomóc innym. A gdyby poprosiła, również jej.
Więc dlaczego miała takie opory?
– Coś cię powstrzymuje?
– Tak.
– Może przekona cię to, że moja książka nie tylko będzie zawierała informacje dotyczące traumatologii dziecięcej. Moim zdaniem powinna również pomóc dorosłym, którzy mieli jakieś straszne doświadczenia w dzieciństwie. Wierzę w to, że wiedza potrafi uzdrawiać. Przynosi ona zrozumienie i pogodzenie z losem, a wtedy można mówić o rozpoczęciu terapii.
– Pacjencie, lecz się sam?
– Tak, do pewnego stopnia. – Spojrzał jej szczerze w oczy. – Przecież wszyscy mamy zdolności samo lecznicze. Organizm broni się przed każdą dolegliwością, dotyczy to również, i to w szczególności, chorób psychicznych. Najważniejsze, to zdać sobie z tego sprawę.
Читать дальше