Przypadkowo albo i nie, nadeszło jedno z najsuchszych lat w Oklahomie od czasu słynnych burz piaskowych. Zbóż nie dało się już uratować, a gdyby wyschły płytkie studnie, zdechłoby także bydło. Miejscowy oddział stowarzyszenia hodowców zaprosił Grega na spotkanie. Johnny znalazł wiele opowieści o późniejszych zdarzeniach; był to jeden z wielkich momentów w karierze Stillsona. Żadna z tych historii nie wystawiała go na kompletne pośmiewisko i Johnny potrafił zrozumieć, dlaczego. Były w nich wszystkie cechy amerykańskiego mitu, nie tak znowu różne od opowieści o Davym Croketcie, Pecos Billu, Paulu Bunyanie. Nie dało się zaprzeczyć, że rzeczywiście zdarzyło się c o ś. Ale prawda o tym, co, była już nie do odkrycia.
Jedno wydawało się pewne. Zebranie stowarzyszenia hodowców musiało być jednym z najdziwniejszych w jego historii. Ranczerzy zaprosili dwudziestu kilku zaklinaczy z całego południowego wschodu i południowego zachodu. Mniej więcej połowę stanowili Murzyni. Dwóch było Indianami: półkrwi Paunis i czystej krwi Apacz. Był wśród nich także żujący pejotl
Meksykanin. Greg znalazł się pośród dziesięciu białych jako jedyny chłopak z miasteczka.
Ranczerzy wysłuchiwali ofert zaklinaczy deszczu i różdżkarzy, jednego po drugim. Stopniowo podzielili się oni na dwie grupy: tych, którzy z góry wzięliby połowę wynagrodzenia (bezzwrotnie), i tych, którzy z góry wzięliby całe wynagrodzenie (bezzwrotnie).
Kiedy nadeszła jego kolej, Greg Stillson wstał, wsadził kciuki za szlufki pasa swych dżinsów i – podobno – powiedział:
– Przypuszczam, iż wiecie, panowie, że nabrałem zdolności sprowadzania deszczu po tym, gdy oddałem swe serce Jezusowi. Przedtem grzęzłem w grzechu i szedłem drogami występku. A jedną z głównych dróg grzechu jest ta, po której poruszaliśmy się tu dzisiaj, i jest ona wybrukowana dolarami.
Ranczerzy poczuli nagły przypływ zainteresowania.W wieku dziewiętnastu lat Stillson sprawiał wrażenie raczej komicznego maga. I złożył im propozycję nie do odrzucenia. Ponieważ narodził się na nowo jako chrześcijanin i ponieważ wiedział, że umiłowanie pieniędzy leży u źródeł wszelkiego zła, sprowadzi deszcz, a oni potem zapłacą mu, ile będą uważali.
Wybrano go przez aklamację i w dwa dni później, ubrany w czarny płaszcz i kapelusz z małą główką (jaki noszą kaznodzieje), klęczał już na ciężarówce jeżdżącej powoli po drogach i bezdrożach środkowej Oklahomy, modląc się o deszcz przez dwie kolumny podłączone do samochodowego akumulatora. Tysiące ludzi wychodziło, bo go obejrzeć.
Koniec historii, łatwy do przewidzenia, był całkiem satysfakcjonujący. Po południu w drugim dniu modłów na niebie pojawiły się chmury i następnego dnia spadł deszcz. Padało trzy dni i dwie noce, gwałtowne powodzie zabiły cztery osoby, rzeka Greenwood niosła całe domy, na dachach których siedziały kury, studnie wypełniły się wodą, bydło zostało uratowane, a Stowarzyszenie Ranczerów i Hodowców Oklahomy zdecydowało, że deszcze najprawdopodobniej nadeszłyby i bez zaklinania czy modłów. Na następnym spotkaniu puścili w ruch kapelusz i zebrali dla młodego zaklinacza królewską sumę siedemnastu dolarów.
Greg Stillson wcale się tym nie zmieszał. Siedemnaście dolarów zużył na umieszczenie ogłoszenia w Heraldzie z Oklahoma City. W ogłoszeniu wskazał, że podobna rzecz przydarzyła się kiedyś pewnemu szczurołapowi w miasteczku Hamlin. Jako chrześcijanin, mówiło dalej ogłoszenie, Greg Stillson nie ma zamiaru zabierać dzieci, a poza tym doskonale orientuje się, że nie może podjąć działań prawnych przeciw organizacji tak wielkiej i potężnej jak Stowarzyszenie Ranczerów i Hodowców Oklahomy. Ale trzeba postępować uczciwie. Ma w końcu na utrzymaniu starą matkę, której zdrowie zaczyna szwankować. Ogłoszenie sugerowało, że Greg modlił się aż do wyczerpania za bandę bogatych, niewdzięcznych snobów; takich jak ci, którzy w latach trzydziestych rozjeżdżali traktorami ludzi podobnych do Joadów. Ogłoszenie sugerowało, że Greg ocalił bydło wartości dziesiątek tysięcy, za co dostał całe siedemnaście dolców. Ponieważ jest prawym chrześcijaninem, tego rodzaju niewdzięczność nie oburza go, ale może dobrzy obywatele hrabstwa powinni odrobinę się nad tym zastanowić. Ludzie zdrowo myślący mogą wysyłać datki na adres Heralda, skrytka pocztowa 471.
Johnny zastanawiał się, ile właściwie Stillson dostał po opublikowaniu tego ogłoszenia. Podawano różne sumy, ale na jesieni jeździł już po mieście nowiuteńkim mercurym. Trzyletnie, zaległe podatki za dom, który pozostawiła im matka Mary Lou, zostały spłacone. Sama Mary Lou (wcale nie taka chora i wówczas najwyżej czterdziestopięcioletnia) obnosiła futro z szynszyli. Stillson odkrył najwyraźniej jedną z podstawowych, ukrytych zasad rządzących naszym światem: jeśli ci, którzy dużo mają, nie zapłacą, zapłacą za nich, chętnie i bez żadnego szczególnego powodu, ci, którzy mają niewiele. Przypuszczalnie ta sama zasada sprawia, że politykom nigdy nie zabraknie młodych ludzi, napędzających machinę wojny.
Ranczerzy odkryli, że wsadzili swą kolektywną dłoń w gniazdo szerszeni. Kiedy członkowie stowarzyszenia pojawiali się w mieście, obstępowały ich kpiące tłumy. We wszystkich zakątkach hrabstwa księża wypominali ich z ambon. Z trudnością przychodziło im sprzedać w okolicy mięso wystawiane na sprzedaż dzięki deszczom i musieli wozić je całkiem daleko.
W listopadzie tego pamiętnego roku na progu domu Stillsona pojawili się dwaj młodzi mężczyźni z mosiężnymi kastetami w rękach i niklowanymi trzydziestkami dwójkami w kieszeniach, najwyraźniej wynajęci przez Stowarzyszenie z Oklahomy, by zasugerować mu – wszystkimi dostępnymi sposobami – że gdzie indziej klimat sprzyjałby Stillsonom o wiele bardziej. Obaj skończyli w szpitalu. Jeden z nich z pękniętą czaszką, drugi z czterema wybitymi zębami i obrażeniami wewnętrznymi. Obu znaleziono za rogiem przecznicy, przy której mieszkał Greg, sans portek. Mosiężne kastety wetknięte mieli w tę część ciała, którą najczęściej kojarzy się z czynnością siadania, a w przypadku jednego z nich konieczna była drobna operacja chirurgiczna dla usunięcia z organizmu ciała obcego.
Stowarzyszenie poddało się. Na spotkaniu w początkach grudnia z funduszy ogólnych wycofano siedemset dolarów i wysłano Gregowi czek odpowiedniej wysokości.
Dostał, czego chciał.
W 1953 roku wraz z matką przeniósł się do Nebraski. Zaklinanie deszczu i – jak twierdzili inni – gra w bilard na pieniądze przestały przynosić wystarczające dochody. Niezależnie od powodów przeprowadzki, Stillsonowie pojawili się w Omaha, gdzie Greg otworzył firmę malowania domów, która dwa lata później zbankrutowała. Lepiej powiodło mu się jako sprzedawcy Amerykańskich Jedynych Prawdziwych Biblii. Dużo podróżował, jadał obiady w towarzystwie tysięcy ciężko pracujących, bogobojnych wiejskich rodzin, opowiadał im historię swego nawrócenia i sprzedawał Biblie, plakietki, świecące plastykowe figurki Jezusa, śpiewniki, płyty, traktaty i wściekle prawicową broszurkę zatytułowaną: Jedyna prawdziwa Ameryka: komunistyczno-żydowski spisek przeciw naszym Stanom Zjednoczonym. Starzejącego się merkury'ego zastąpiła w 1957 roku nowiuteńka półciężarówka Forda.
W 1958 roku Marty Lou Stillson zmarła na raka. W tym samym roku Greg Stillson porzucił ten „jestem jak nowonarodzony" interes ze sprzedażą Biblii i pojechał na Wschód. Spędził rok w Nowym Jorku, po czym przeniósł się do Albany. Rok w Nowym Jorku poświęcił wysiłkom rozszyfrowania tajemnic zawodu aktora. Była to jedna z niewielu (łącznie z malowaniem domów) prac, na których nie zarobił nawet dolca. Ale prawdopodobnie nie z braku talentu, pomyślał złośliwie Johnny.
Читать дальше