– I został pan napadnięty.
– Tak. – I Mike zaraz dodał: – Jeśli mnie śledziliście, to dlaczego mi nie pomogliście?
LeCrue wzruszył ramionami.
– Kto powiedział, że śledziliśmy?
Scott Duncan podniósł głowę i dodał:
– Kto powiedział, że nie pomogliśmy?
Zapadła cisza.
– Był pan tam wcześniej?
– W klubie Jaguar? Nie.
– Nigdy?
– Nigdy.
– Żeby wszystko było jasne: mówi pan, że do zeszłej nocy nigdy nie był pan w klubie Jaguar?
– Zeszłej nocy też tam nie byłem.
– Przepraszam?
– Zeszłej nocy nie byłem tam, ponieważ zostałem napadnięty, zanim tam dotarłem.
– A w ogóle jak pan się znalazł w tym zaułku?
– Śledziłem kogoś.
– Kogo?
– Nazywa się DJ Huff. To kolega z klasy mojego syna.
– Zatem mówi pan, że przed dzisiejszym dniem nigdy nie był pan w klubie Jaguar?
Mike z trudem opanował rosnącą irytację.
– Zgadza się. Niech pan posłucha, agencie LeCrue. Czy możemy to jakoś przyspieszyć? Mój syn zaginął. Martwię się o niego.
– Oczywiście. Zatem przejdźmy dalej, dobrze? Co z Rosemary McDevitt, prezesem i założycielką klubu Jaguar?
– A co z nią?
– Kiedy się poznaliście?
– Dzisiaj.
LeCrue odwrócił się do Duncana.
– Kupujesz to, Scott?
Scott Duncan podniósł rękę i zakołysał dłonią w powietrzu.
– Ja też mam z tym kłopot.
– Proszę, wysłuchajcie mnie – rzekł Mike, starając się, by nie zabrzmiało to błagalnie. – Muszę stąd wyjść i znaleźć mojego syna.
– Nie wierzy pan w skuteczność policji?
– Wierzę. Tylko nie sądzę, żeby uważali sprawę zaginięcia mojego syna za priorytetową.
– Jasne. Pozwoli pan, że o coś spytam. Czy pan wie, co to jest farmaceutyczna impreza?
Mike zastanowił się.
– Gdzieś słyszałem to określenie, ale jakoś go nie kojarzę.
– Może ja panu pomogę, doktorze Baye. Jest pan lekarzem medycyny, prawda?
– Prawda.
– Zatem tytułowanie pana doktorem jest jak najbardziej słuszne. Nienawidzę nazywania doktorem każdego głupka z dyplomem, na przykład doktora filozofii, kręgarza lub gościa, który pomaga mi dobrać szkła kontaktowe w Pearle Express. Wie pan, co mam na myśli?
Mike spróbował naprowadzić go z powrotem na temat.
– Pytał mnie pan o farmaceutyczną imprezę?
– Taak, zgadza się. Panu się spieszy i w ogóle, a ja tu sobie gadam. Zatem przejdźmy do sedna sprawy. Jest pan lekarzem medycyny, więc zna pan kosmiczne ceny lekarstw, prawda?
– Znam.
– Zatem pozwoli pan, że wyjaśnię, czym jest farmaceutyczna impreza. Krótko mówiąc, nastolatki podbierają lekarstwa z apteczek rodziców. W dzisiejszych czasach w każdym domu leżą jakieś lekarstwa na receptę: vicodin, adderal, ritalin, xanax, prozac, oxycontin, percoset, demerol, valium – co chcesz. Co robią nastolatki? Kradną te lekarstwa, zbierają się i wsypują je do miski albo mielą na proszek. Otrzymują odurzającą mieszankę. I mają odlot.
LeCrue umilkł. Dopiero teraz wziął sobie krzesło, odwrócił je i usiadł na nim okrakiem. Zmierzył Mike'a wzrokiem. Ten nawet nie mrugnął.
Na chwilę zapadła cisza. Przerwał ją Mike.
– No to teraz już wiem.
– Teraz pan wie. W każdym razie od tego się zaczyna. Grupka dzieciaków zbiera się i myśli, hej, te lekarstwa są legalne, nie jak amfa czy kokaina. Może młodszy braciszek bierze ritalin, ponieważ jest nadpobudliwy. Tata zażywa oxycontin na ból kolana po operacji. Obojętnie. Dzieciaki czują się bezpieczne.
– Rozumiem.
– Naprawdę?
– Tak.
– Widzi pan, jakie to łatwe? Ma pan w domu jakieś lekarstwa na receptę?
Mike pomyślał o swoim kolanie, o recepcie na oxycontin, o tym, jak się starał nie zażywać zbyt wielu tabletek. Istotnie, były w jego apteczce. Czy zauważyłby, gdyby kilku brakowało? A co z rodzicami, którzy nic nie wiedzą o lekach? Czy brak kilku pigułek wzbudziłby ich podejrzenia?
– Jak pan powiedział, w każdym domu są jakieś.
– Właśnie, więc pozostańmy przez chwilę przy tym temacie. Zna pan wartość tych tabletek. Wie pan, że dzieciaki urządzają sobie balangi. Powiedzmy więc, że jest pan przedsiębiorczy. Co pan robi? Idzie pan dalej. Próbuje zarobić. Powiedzmy, że prowadzi pan klub i dostaje część zysków. Może zachęca dzieciaki, żeby podkradały więcej lekarstw z apteczek. Może nawet daje im pan zastępcze tabletki.
– Zastępcze tabletki?
– Jasne. Jeśli tabletki są białe, no cóż, wystarczy zwyczajna aspiryna. Kto to zauważy? Można dostać tabletki z cukru, które nie mają jakiegokolwiek działania, tylko wyglądają jak lekarstwo. Rozumie pan? Kto zauważy różnicę? Istnieje ogromny czarny rynek leków na receptę. Można nieźle zarobić. Jednak i tu myśli pan jak przedsiębiorca. Nie potrzeba panu jakichś gównianych prywatek na ośmioro dzieciaków. Potrzeba czegoś dużego. Chce pan zachęcić setki, jeśli nie tysiące. Na przykład, powiedzmy, w klubie.
Teraz Mike zrozumiał.
– Sądzicie, że to właśnie robią w klubie Jaguar.
Nagle przypomniał sobie, że Spencer Hill popełnił samobójstwo, zażywając lekarstwa wyniesione z domu. Przynajmniej tak głosiła plotka. Ukradł lekarstwa z apteczki rodziców i przedawkował.
LeCrue skinął głową.
– Mógłby pan, będąc naprawdę przedsiębiorczy, posunąć się jeszcze dalej. Wszystkie leki mają swoją wartość na czarnym rynku. Może to być stare opakowanie amoksycyliny, której nie skończył pan zażywać. Albo trochę viagry pozostałej po dziadku. Nikt tego nie pilnuje, prawda, doktorze?
– Rzadko.
– Właśnie, a jeśli czegoś brakuje, no cóż, składa się to na karb oszustwa w aptece, roztargnienia lub dwukrotnego zażycia przez pomyłkę. Niemal w żaden sposób nie da się dowieść, że lek ukradł nastolatek. Widzi pan, jakie to sprytne?
Mike chciał zapytać, co to ma wspólnego z nim lub z Adamem, ale wiedział, że nie powinien.
LeCrue nachylił się do niego.
– Hej, doktorze? – szepnął.
Mike czekał.
– Czy pan wie, jaki byłby następny szczebel tej drabiny przedsiębiorczości?
– LeCrue? – wtrącił się Duncan.
LeCrue obejrzał się.
– Co jest, Scott?
– Bardzo lubisz to słowo. Przedsiębiorczy.
– Rzeczywiście. – Znów odwrócił się do Mike'a. – Panu podoba się to słowo, doktorze?
– Jest wspaniałe.
LeCrue zachichotał, jakby byli starymi przyjaciółmi.
– W każdym razie sprytny, przedsiębiorczy dzieciak może wymyślić różne sposoby, żeby wynieść z domu jeszcze więcej lekarstw. Jakie? Na przykład może dzwonić i wcześniej poprosić o ponowne wystawienie recepty. Jeśli oboje rodzice pracują, a lekarstwa są dostarczane do domu, odbierze je po powrocie ze szkoły, zanim oni wrócą. A jeśli rodzic spróbuje poprosić o ponowne wystawienie recepty i spotka się z odmową, no cóż, znów złoży to na karb pomyłki lub przeoczenia. Widzi pan, jak już się to zacznie, można ładnie zarobić na wiele różnych sposobów. To niemal zbrodnia doskonała.
Mike w myślach raz po raz zadawał sobie oczywiste pytanie: Czy Adam mógł zrobić coś takiego?
– I kogo możemy zamknąć? Niech pan się zastanowi. Mamy grupkę bogatych, nieletnich dzieciaków mogących sobie pozwolić na najlepszych adwokatów, które co właściwie zrobiły? Wzięły legalnie przepisane lekarstwa ze swoich domów. Kogo to obchodzi? Widzi pan, jaki to łatwy pieniądz?
– Domyślam się.
– Domyśla się pan, doktorze Baye? Niech pan da spokój, nie bawmy się w podchody. Nie musi pan zgadywać. Pan to wie. To niemal bezbłędne. Pan wie, jak zwykle działamy. Nie chcemy zamykać grupki głupich, balangujących dzieciaków. Chcemy złapać grubą rybę. Jednak jeśli ta gruba ryba była sprytna – tylko roboczo zakładamy, że to „ona”, żeby nie oskarżono nas o seksizm, dobrze? – pozwalałaby, żeby te leki rozprowadzali za nią nieletni. Głupi gówniarze, którzy musieliby wejść szczebel wyżej na drabinie pokarmowej, żeby w razie potrzeby zostać przegranymi. Czuliby się ważni, a gdyby ona była wystrzałowym towarem, zapewne mogłaby ich skłonić, żeby robili wszystko, co ona zechce, rozumie pan, o czym mówię?
Читать дальше