– Czy Adam widział Spencera…?
W głosie Betsy słychać było strach. Czysty lęk. Nie zaniepokojenie. Była wystraszona i w końcu okazało się, że zupełnie słusznie.
Tia zamknęła oczy. Nagle nie mogła oddychać. Z trudem przełykała ślinę.
– Chcesz, żebym otworzył okno? – spytał Brett.
– Nic mi nie jest.
Pozbierała się i zadzwoniła do szpitala. Zdołała złapać lekarza, ale nie dowiedziała się niczego nowego. Mike został pobity i obrabowany. Z tego, co zrozumiała, grupka sprawców napadła na jej męża w zaułku. Doznał wstrząśnienia mózgu i przez kilka godzin był nieprzytomny, ale teraz odpoczywał i dochodził do siebie.
Złapała Hester Crimstein w domu. Szefowa okazała umiarkowaną troskę o zdrowie męża i syna Tii – oraz maksymalne zaniepokojenie sprawą przesłuchania.
– Wasz syn już uciekał, prawda? – zapytała Hester.
– Raz.
– Zatem zapewne zrobił to ponownie, nie uważasz?
– To może być coś więcej.
– Na przykład co? – spytała Hester. – Posłuchaj, o której jest to jutrzejsze przesłuchanie?
– O trzeciej po południu.
– Poproszę, żeby je przełożyli. Jeśli nie uzyskam zgody, będziesz musiała tam wrócić.
– Żartujesz, prawda?
– Z tego, co słyszę, wynika, że nic nie możesz tam zrobić. Możesz przez cały czas być pod telefonem. Załatwię ci prywatny odrzutowiec, żebyś mogła odlecieć z Teterboro.
– Mówimy o mojej rodzinie.
– Właśnie, o twoim rozstaniu z nią na kilka godzin. W niczym nie możesz im pomóc, jedynie poprawiasz swoje samopoczucie. Tymczasem mamy tu niewinnego człowieka, który może wylądować w więzieniu na dwadzieścia pięć lat, jeśli to spieprzymy.
Tia chciała natychmiast złożyć wymówienie, ale coś ją powstrzymało i ochłonęła na tyle, by powiedzieć:
– Zobaczymy, czy uda się przełożyć przesłuchanie.
– Zadzwonię do ciebie.
Tia rozłączyła się i spojrzała na telefon, jakby był jakąś obcą naroślą na jej ręce. Czy to zdarzyło się naprawdę?
Kiedy dotarła do pokoju Mike'a, Mo już tam był. Gwałtownie odwrócił się do niej, zaciskając pięści, z twarzą zalaną łzami.
– Nic mu nie jest – powiedział do niej Mo, kiedy weszła do środka. – Po prostu zasnął.
Tia przeszła przez pokój. Były w nim jeszcze dwa łóżka, oba zajęte. Pacjenci nie mieli teraz gości. Kiedy Tia spojrzała na twarz Mike'a, poczuła się tak, jakby ktoś spuścił jej na brzuch cementowy blok.
– Och, dobry Boże…
Mo stanął za nią i położył ręce na jej ramionach.
– Wygląda gorzej, niż jest naprawdę.
Miała nadzieję, że tak jest. Nie wiedziała, czego się spodziewać, ale to? Prawe oko było zupełnie zamknięte opuchlizną. Na jednym policzku miał skaleczenie wyglądające jak cięcie brzytwą, a na drugim siniak. Miał rozciętą wargę. Jedna ręka była schowana pod kocem, lecz na przedramieniu drugiej zobaczyła dwa duże sińce.
– Co oni mu zrobili? – szepnęła.
– Już nie żyją – powiedział Mo. – Słyszysz? Zamierzam ich znaleźć, ale nie będę ich bił. Pozabijam drani.
Tia położyła dłoń na przedramieniu męża. Jej mąż. Jej piękny, przystojny, silny mąż. Zakochała się w nim w Dartmouth. Dzieliła z nim łoże, miała dzieci, wybrała go na towarzysza życia. Nieczęsto myśli się o takich sprawach, ale tak jest. Wybierasz jednego człowieka, żeby dzielić z nim życie – co jest cholernie przerażające, gdy się nad tym zastanowić. Jak mogła pozwolić, żeby oddalili się od siebie choć odrobinę? Jak mogła dopuścić, żeby zwyciężyła rutyna, i nie robić wszystkiego, żeby każda sekunda ich wspólnego życia była jeszcze lepsza, jeszcze bardziej udana?
– Tak bardzo cię kocham – wyszeptała.
Zamrugał i otworzył oczy. Ujrzała w nich strach – i może to było najgorsze. Od kiedy znała Mike'a, nigdy nie widziała go przestraszonego. Nigdy nie widziała, żeby płakał. Domyślała się, że zdarzało mu się to, ale był jednym z tych, którzy nie pokazują tego po sobie. Chciał być dla niej oparciem i choć może zabrzmieć to staroświecko, ona też tego chciała.
Spojrzał w przestrzeń szeroko otwartymi teraz oczami, jakby widział jakiegoś wyimaginowanego napastnika.
– Mike – powiedziała Tia. – Jestem tutaj.
Napotkał jej spojrzenie, ale wciąż był przestraszony. I jeśli ucieszył się na jej widok, to tego nie okazał. Tia ujęła jego dłoń.
– Wszystko będzie dobrze – rzekła.
Wciąż patrzył jej w oczy i wreszcie zrozumiała. Wiedziała, co powie, zanim te słowa padły z jego ust.
– Co z Adamem? Gdzie on jest?
Dolly Lewiston znów zobaczyła ten samochód, przejeżdżał pod ich domem.
Zwolnił. Tak jak ostatnio. I jak poprzednim razem.
– To znowu on – powiedziała.
Jej mąż, wychowawca piątej klasy, Joe Lewiston, nie podniósł głowy. Z przesadnym skupieniem poprawiał wypracowania.
– Joe?
– Słyszałem cię, Dolly – warknął. – I co mam z tym zrobić?
– On nie ma prawa. – Patrzyła, jak odjeżdża. Samochód zdawał się roztapiać w oddali. – Może powinniśmy zadzwonić na policję.
– I co im powiemy?
– To, że on nas nęka.
– Przejeżdża po naszej ulicy. Prawo tego nie zabrania.
– Zwalnia.
– To też nie jest przestępstwem.
– Mógłbyś im powiedzieć, co się stało.
Prychnął, nie odrywając wzroku od wypracowań.
– A policja z pewnością okazałaby mi wiele zrozumienia.
– Mamy dziecko.
W tym momencie obserwowała małą Allie, ich trzyletnią, córeczkę, na ekranie komputera. Strona internetowa K – Little Gym pozwala ci oglądać twoje dziecko przez kamerę umieszczoną w sali – jak je posiłki, bawi się klockami, czyta, śpiewa – tak więc zawsze możesz mieć je na oku. Właśnie dlatego Dolly wybrała K – Little.
Ona i Joe pracowali jako nauczyciele nauczania podstawowego. Joe był wychowawcą piątej klasy w szkole Mount Riker. Ona nauczała drugoklasistów w Paramus. Dolly Lewiston chętnie zrezygnowałaby z pracy, ale potrzebowali obu pensji. Jej mąż nadal kochał nauczać, ale w Dolly ta miłość w którymś momencie zgasła. Ktoś mógłby zauważyć, że straciła zamiłowanie do zawodu mniej więcej w tym samym czasie, kiedy urodziła się Allie, ale Dolly uważała, że było w tym coś więcej. Mimo to robiła swoje i uspokajała niezadowolonych rodziców, ale tak naprawdę chciała tylko oglądać stronę internetową K – Little i mieć pewność, że jej dziecko jest bezpieczne.
Guy Novak, człowiek w samochodzie przejeżdżającym pod jej domem, nie mógł obserwować swojej córki ani upewnić się, że jest bezpieczna. Tak więc Dolly w zasadzie zrozumiała jego punkt widzenia, a nawet mu współczuła. To jednak nie oznaczało, że pozwoli, by skrzywdził jej rodzinę. Na tym świecie często tak już jest, że oni albo my, więc prędzej szlag ją trafi, niż dopuści, by była to jej rodzina.
Odwróciła się i spojrzała na Joego. Miał zamknięte oczy i spuszczoną głowę.
Stanęła za nim i położyła dłonie na jego ramionach. Skurczył się pod jej dotknięciem. Ten skurcz trwał najwyżej sekundę, nie dłużej, ale wstrząsnął całym jej ciałem. Przez kilka ostatnich tygodni był taki spięty. Nie zabrała rąk, dopóki się nie odprężył. Zaczęła masować mu ramiona. Kiedyś to uwielbiał. Po kilku minutach zaczął się rozluźniać.
– W porządku – powiedziała.
– Po prostu wyszedłem z siebie.
– Wiem.
– Poniosło mnie jak zawsze, a wtedy…
– Wiem.
Wiedziała. Właśnie dlatego Joe Lewiston był takim dobrym nauczycielem. Miał pasję. Przykuwał uwagę uczniów, opowiadał im kawały, czasem nawet odrobinę nieodpowiednie, ale dzieciaki kochały go za to. Dzięki temu uważały i więcej się uczyły. Wcześniej nieraz rodzice bywali zirytowani zachowaniem Joego, ale miał dość obrońców, żeby się tym nie przejmować. Ogromna większość rodziców biła się o to, żeby ich dzieci dostały się do klasy pana Lewistona. Lubili, kiedy ich dzieci cieszyły się szkołą i miały nauczyciela, który wykazuje szczery entuzjazm, a nie tylko robi swoje.
Читать дальше