Mike spróbował obrócić głowę, ale nie zdołał. Nieważne. Wszystko spowijał mrok. Czuł pulsowanie w skroniach, gdy kobiecy głos w ciemnościach bez końca odmawiał modlitwę.
Tymczasem Mike w myślach powtarzał swoją mantrę: Adam. Gdzie jest Adam?
Mike powoli uświadomił sobie, że ma zamknięte oczy. Spróbował je otworzyć. Nie udało mu się to od razu. Nasłuchiwał jeszcze przez chwilę, usiłując skupić się na swoich powiekach, na prostej czynności uniesienia ich. Potrwało to chwilę, ale w końcu się poruszyły. Pulsowanie w skroniach zmieniło się w łomotanie. Podniósł rękę i przycisnął dłoń do głowy, jakby w ten sposób mógł złagodzić ból.
Zmrużył oczy w jaskrawym świetle jarzeniówki umieszczonej na białym suficie. Ktoś nadal modlił się po hiszpańsku. W powietrzu unosił się znajomy zapach: mieszanina środków dezynfekcyjnych, płynów ustrojowych, rozkładających się tkanek i wymuszonego obiegu powietrza. Głowa sama opadła Mike'owi na lewe ramię. Zobaczył plecy kobiety pochylonej nad łóżkiem. Przesuwała w palcach paciorki różańca. Zdawała się opierać głowę na piersi leżącego mężczyzny. Na przemian szlochała i modliła się albo robiła jedno i drugie jednocześnie.
Chciał wyciągnąć do niej rękę i powiedzieć coś pocieszającego. Zawsze lekarz. Jednak w jego ręce tkwiła końcówka kroplówki i powoli uświadomił sobie, że on też jest pacjentem. Usiłował sobie przypomnieć, co się stało, w jaki sposób się tutaj znalazł. Zajęło mu to długą chwilę. Miał pustkę w głowie. Myślenie przychodziło mu z trudem.
Kiedy się ocknął, czuł straszny niepokój. Postarał się zepchnąć go w głąb świadomości, ale teraz, ponieważ chciał odzyskać pamięć, pozwolił mu wrócić. Gdy tylko to zrobił, natychmiast powróciła mantra, tym razem jako jedno słowo: Adam.
Gwałtownie powróciła cała reszta. Pojechał szukać Adama. Rozmawiał z tym bramkarzem, Anthonym. Wszedł w zaułek. Tam była ta straszna kobieta w okropnej peruce…
I nóż.
Czy został dźgnięty?
Chyba nie. Obrócił głowę. Inny pacjent. Czarnoskóry mężczyzna z zamkniętymi oczami. Mike poszukał wzrokiem rodziny, ale nie znalazł. To nie powinno go dziwić – zapewne był tutaj niedługo. Będą musieli skontaktować się z Tią. Ona była w Bostonie. Trochę potrwa, zanim tu przyjedzie. Jill jest w domu Novaka. A Adam…?
Na filmach, kiedy pacjent budzi się po czymś takim, leży w izolatce, a przy nim jest pielęgniarka i lekarz, jakby czekali tam całą noc, uśmiechnięci i spieszący z wyjaśnieniami. Tu w zasięgu wzroku nie było nikogo z personelu. Mike znał procedury. Poszukał włącznika dzwonka, znalazł go przy wezgłowiu łóżka i nacisnął, wzywając pielęgniarkę.
Nie zjawiała się przez jakiś czas. Trudno powiedzieć jak długi. Czas wlókł się niemiłosiernie. Modląca się kobieta umilkła. Wstała i otarła łzy. Teraz Mike zobaczył leżącego na łóżku. Ten był znacznie młodszy od kobiety. Zapewne matka i syn. Mike zastanawiał się, jak się tu znaleźli. Spojrzał na okno za jej plecami. Zasłony były rozsunięte i zobaczył słońce.
Dzień.
Stracił przytomność w nocy. Kilka godzin temu. Albo dni. Kto wie? Zaczął ponownie dzwonić, wzywając pielęgniarkę, chociaż wiedział, że to na nic. Czuł paniczny lęk. Ból głowy narastał – jakby ktoś młotkiem tłukł go w prawą skroń.
– No, no.
Obrócił się do drzwi. Wmaszerowała przez nie pielęgniarka, krępa kobieta z okularami do czytania spoczywającymi na obfitym biuście. Jej identyfikator głosił: BERTHA BONDY. Spojrzała na niego i zmarszczyła brwi.
– Witamy w wolnym świecie, śpiochu. Jak się czujesz? Mike dopiero po paru sekundach odzyskał głos.
– Jakbym wpadł pod ciężarówkę.
– Co zapewne byłoby zdrowsze od tego, co zrobiłeś. Chce ci się pić?
– Jak diabli.
Bertha kiwnęła głową, wzięła kubek z zimną wodą. Przytknęła mu go do ust. Woda miała posmak lekarstw, ale pił z przyjemnością!
– Jesteś w szpitalu Lebanon w Bronksie – powiedziała Bertha. – Pamiętasz, co się stało?
– Ktoś mnie napadł. Chyba kilku facetów.
– Hm, hm. Jak się nazywasz?
– Mike Baye.
– Możesz mi przeliterować nazwisko?
Zrobił to, wiedząc, że to badanie na zdolność kojarzenia, więc dobrowolnie udzielił kilku dodatkowych informacji.
– Jestem lekarzem – powiedział. – Chirurgiem transplantologiem w nowojorskim szpitalu Prezbiterian.
Zmarszczyła brwi, jakby udzielił błędnej odpowiedzi.
– Naprawdę?
– Tak.
Jeszcze mocniej zmarszczyła brwi.
– Przeszedłem? – zapytał.
– Co?
– Test na zdolność kojarzenia.
– Nie jestem lekarzem. On zaraz tu przyjdzie. Zapytałam o pańskie nazwisko, ponieważ nie wiemy, kim pan jest. Nie miał pan portfela, telefonu komórkowego, kluczyków, nic. Ten, kto na pana napadł, zabrał wszystko.
Mike już miał powiedzieć coś jeszcze, gdy poczuł przeszywający ból głowy. Znieruchomiał, wyłączył się, policzył w myślach do dziesięciu. Gdy ból minął, Mike znów przemówił.
– Jak długo byłem nieprzytomny?
– Całą noc. Sześć, siedem godzin.
– Która godzina?
– Ósma rano.
– Zatem nikt nie zawiadomił mojej rodziny.
– Mówiłam. Nie wiedzieliśmy, kim pan jest.
– Potrzebny mi telefon. Muszę zadzwonić do żony.
– Do żony? Jest pan pewien?
Mike miał zamęt w głowie. Zapewne podano mu jakieś leki, więc może z tego powodu nie mógł zrozumieć, dlaczego zadała mu takie niemądre pytanie.
– Oczywiście, że jestem pewny.
Bertha wzruszyła ramionami.
– Telefon jest obok łóżka, ale będę musiała poprosić, żeby go podłączyli. Pewnie potrzebna będzie panu pomoc przy wybieraniu numeru, prawda?
– Chyba tak.
– Och, a czy jest pan ubezpieczony? Mamy kilka formularzy, które trzeba wypełnić.
Mike miał ochotę się roześmiać. Oto, co najważniejsze.
– Mam.
– Przyślę kogoś z rejestracji, żeby zrobił wywiad. Wkrótce powinien przyjść lekarz, żeby porozmawiać o pańskich obrażeniach.
– Czy są poważne?
– Został pan mocno pobity, a ponieważ tak długo był pan nieprzytomny, niewątpliwie doszło do wstrząśnienia mózgu i obrażeń głowy. Jednak dokładny opis pozostawię lekarzowi, jeśli można. Sprawdzę, czy nie uda mi się ściągnąć go tu szybciej.
Mike zrozumiał. Pielęgniarki nie powinny stawiać diagnoz.
– Boli? – zapytała Bertha.
– Umiarkowanie.
– Teraz jest pan pod wpływem jakiegoś środka przeciwbólowego, więc będzie gorzej zanim będzie lepiej. Podłączę panu kroplówkę z analgetykiem.
– Dzięki.
– Zaraz wracam.
Ruszyła do drzwi. Mike'owi przyszło do głowy coś jeszcze.
– Siostro?
Odwróciła się do niego.
– Nie ma tu jakiegoś policjanta, który chciałby ze mną porozmawiać?
– Słucham?
– Zostałem napadnięty i z tego, co słyszę, obrabowany. Żaden policjant się tym nie interesuje?
Założyła ręce na piersi.
– I myśli pan, że co, siedzą tu i czekają, aż pan się ocknie?
Miała rację – jak z tym lekarzem czekającym w telewizji.
– Poza tym większość ludzi nie zgłasza czegoś takiego – dodała Bertha.
– Czegoś takiego?
Znowu zmarszczyła brwi.
– Chce pan, żebym wezwała policję?
– Lepiej najpierw zadzwonię do żony.
– Taak – mruknęła. – Chyba tak będzie lepiej.
Sięgnął ręką do regulatorów położenia łóżka. Poczuł potworny ból w klatce piersiowej. Nie mógł złapać tchu. Namacał przyciski i wdusił najwyższy z nich. Jego ciało wygięło się wraz z łóżkiem. Spróbował się wyprostować. Potem powoli sięgnął po telefon. Przyłożył słuchawkę do ucha. Jeszcze nie został podłączony.
Читать дальше