Savich westchnął i powiedział:
– Po tej strzelaninie, którą mieliśmy w księgarni Barnes & Noble w Georgetown, Sherlock była na mnie bardzo zła, bo mało brakowało, a Perky mogła mnie zabić. Żeby ratować moje małżeństwo, dałem jej się pokonać na sali gimnastycznej. A teraz, proszę na nią spojrzeć. Leży na łóżku, bez śledziony, a ja jestem załamany.
– Już po wszystkim, nikt nie umarł, a wszyscy twoi agenci uwijają się, żeby nadrobić wasze śledztwa. Kontrolerzy przejrzeli księgi rachunkowe Abbottów. Powinieneś zobaczyć, co znaleźliśmy.
Savich pomyślał o tym przez chwilę, po czym powiedział:
– Jest coś, co powinien pan wiedzieć o senatorze Abbotcie – i opowiedział ze szczegółami o zajściu sprzed osiemnastu miesięcy.
– Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś, Savich – westchnął Maitland. – Nikt z nas tego nie chce, ale to i tak prędzej czy później się wyda podczas procesu. Przykro mi z powodu tego wszystkiego.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi. Pielęgniarka zajrzała do środka.
– Agencie Savich? Pańska teściowa błagała mnie, bym pana stąd wyciągnęła, żeby ona mogła tutaj przyjść i zobaczyć córkę.
Savich pocałował Sherlock w usta, wyprostował się i powiedział:
– No dobra, dam jej pięć minut. Pielęgniarka uśmiechnęła się.
– Wszyscy tutaj są – rzekł Maitland. – Twoja matka, syn, siostra i teściowie z San Francisco i połowa jednostki. Zastanawiam się, kiedy przyjdzie dyrektor Mueller. Mamy tu nawet jakieś media. Nie martw się, poradzimy sobie z nimi, kiedy przyjdzie czas.
Maitland położył swoją wielką dłoń na ramieniu Savicha.
– Kiedy Sherlock się obudzi, powinieneś przyprowadzić do niej Seana. Jest przerażony, ale dobrze się trzyma.
Jeszcze raz spojrzał na Sherlock. Jej błyszczące, rude włosy były rozrzucone na białej poduszce, ale jej twarz nadal była blada, zbyt blada.
Zastanawiał się, kiedy ma powiedzieć Sherlock, że terier Seana pogryzł jej najlepszą i najdroższą, właściwie jedyną parę szpilek, tę, którą miała na sobie podczas przyjęcia w Jefferson Club.
Jamajka
Cztery dni później
Savich i Jack przeszli wzdłuż wapiennych klifów do wąskiego cypla, gdzie mężczyzna ubrany w obszerne bermudy, tenisówki i koszulkę Redskins siedział pod drzewem mango i patrzył gdzieś w dal.
To nie było miejsce cywilizowane i oblegane przez turystów, jak Negril, najbliższe miasto. Powietrze pachniało dzikością, wiatr wiał gwałtownie, ziemia była gorąca i sucha, a klify wznosiły się jakieś dwadzieścia metrów nad lazurową wodą, która rozbryzgiwała się o czarne kamienie, tworząc spienione fale, których szum działał hipnotyzująco.
Mężczyzna nie ruszał się, nic nie mówił, nie zauważył ich, kiedy Savich usiadł po jego jednej stronie, a Jack po drugiej, chociaż obaj wiedzieli, że słyszał, jak nadchodzą.
– Zastanawiałem się, kiedy ktoś po mnie przyjedzie – powiedział. – Jesteście z CIA?
– Ja jestem agent Savich z FBI, a to jest agent Jack Crowne. Mężczyzna dalej się nie ruszał.
– Tutaj turyści nie skaczą do wody z klifów, tak jak w Negril. Te wszystkie skały wystają z wody jak czarne zęby, a jeszcze więcej jest ich pod powierzchnią wody. Mogą rozerwać ciało na strzępy.
Savich spojrzał na profil młodego mężczyzny, ciemną karnację, gęste, proste, czarne włosy. To był miły, zdrowo wyglądający mężczyzna, bardzo podobny do swojego ojca, ale nie mógł być tego zupełnie pewny, ponieważ dotąd nie widzieli go en face.
– Nie powiedzieliśmy jeszcze twoim rodzicom, że żyjesz, masz się dobrze i mieszkasz na Jamajce – powiedział Savich.
Jean David Barbeau w końcu odwrócił się do nich twarz. Rzeczywiście był bardzo podobny do ojca, ale w przeciwieństwie do niego, nie był potwornie blady z żalu i zgryzoty, a jego czarne oczy nie były smutne i puste. Wyglądał na spokojnego, prawie obojętnego, jakby nie obchodziło go, że oni tutaj byli i że dla niego wszystko było skończone.
– Jak mnie znaleźliście? – zapytał.
– Twojego ciała nigdy nie odnaleziono – odpowiedział Jack. – Więc zacząłem zastanawiać się, skąd wzięła się ta motorówka, która uderzyła w łódź, w której byłeś ze swoim ojcem, i dlaczego właściwie tam się znalazła? W raporcie było napisane, że łódź nazywała się Wodna Bestia. Sprawdziłem ją i odkryłem, że jej właściciel miał siostrzeńca, który studiował razem z tobą na Harwardzie. Nie myśl, że od razu cię wydał. Zabraliśmy młodego analityka finansowego Davida Caldicotta na czwarte piętro budynku FBI, napędziliśmy mu niezłego stracha i w końcu przyznał, że pomógł ci zainscenizować samobójstwo.
– David zadzwonił do mnie wczoraj w nocy – powiedział Jean David. – Opowiedział mi, że groziliście jemu i jego rodzicom i powiedział, że musiał, że nie miał wyboru. Przepraszał mnie.
– Wiem. Sami daliśmy mu telefon. Jean David ożywił się.
– Dlaczego?
– Żeby cię zlokalizować. Chcieliśmy sprawdzić, czy naprawdę jesteś tam, gdzie Caldicott twierdził, że byłeś.
– Dowiedzieliśmy się, że posługujesz się paszportem na panieńskie nazwisko swojej matki. Użyłeś go, kiedy przyjechałeś tutaj po tym, jak próbowałeś zabić doktora MacLeana w szpitalu w Waszyngtonie.
– Obawiałem się, że oskarżycie o to mojego ojca.
– Nie pasował – wyjaśnił Savich. – Twój ojciec jest starszy, a jego ruchy nie przypominają ruchów młodego mężczyzny, jakie obserwowaliśmy na nagraniach ze szpitalnych kamer, twoich ruchów. Przez chwilę udało ci się wodzić nas za nos i kręciliśmy się w kółko, ale w końcu jesteś studentem strategii, prawda Jean David? Roześmiał się ironicznie.
– Tak, jestem ekspertem do spraw strategicznych. Zawsze byłem bystry, słyszałem to od ludzi w szkole i w CIA. Moi szefowie podkreślali, jaki niesamowity jest mój mózg, ale powiem wam, że jeżeli chodzi o mnie, to mózg nie ma większego znaczenia.
– Mówisz o Annie Radcliff – zauważył Savich.
– Tak, o Annie.
– Naprawdę nazywa się Halimah Rahman, a nie Anna – powiedział Savich.
– Nieprawda, ma na imię Anna. Ten sukinsyn MacLean powiedział wam, jak się nazywa, tak? I tak do niej dotarliście.
– Doktor MacLean powiedział, że twój ojciec wspominał coś o Annie – rzekł Savich. – Nie było trudno znaleźć ją i kilku jej przyjaciół terrorystów.
– Gdyby tylko mnie posłuchała – głos Jeana Davida zadrżał lekko. – Mówiłem jej, że doktor MacLean wszystko o nas wygadał, i że powinna wyjechać z kraju. Przysiągłem, że do niej dołączę, ale ona nie wyjechała.
Spojrzał w dal przed siebie, ale na pewno nie podziwiał karaibskich widoków.
– Wiecie, że nadal myślę o niej jako o Annie – powiedział Jean Dawid. – Tak mi się przedstawiła w tej kawiarni w Cambridge. – Roześmiał się, wskazując na fulmara, ptaka nurkującego do wody. – Wiem, że naprawdę ma na imię Halimah. Ale dla mnie zawsze będzie Anną.
Ufała mi, chwaliła mnie, była mnie ciekawa, ciekawa tego, co myślałem i miałem do powiedzenia. I była tak nieziemsko piękna. Zakochałem się w niej, po prostu przepadłem z kretesem. Było nam świetnie w łóżku, ale ważniejszy był sposób, w jaki do mnie mówiła, jak mnie słuchała, śmiała się ze mną, podziwiała wszystko, co mówiłem. Zupełnie oszalałem z miłości do niej.
Patrzył, jak ogromny kormoran szybował nad powierzchnią wody niedaleko fulmara, leniwie poszukując czegoś do jedzenia. Bacznie obserwował rybę, pływającą tuż pod powierzchnią wody oraz gołębia.
Читать дальше