Kobieta pokiwała głową.
– Tak, znałam jeszcze jedną kobietę której próbował pomóc. Nazywała się Valerie Striker. Myślę, że jest prostytutką. Była w kościele, kiedy tam przyszłam. Wpadła na chwilę zamienić kilka słów z księdzem Michaelem Josephem. Wyszła może pięć minut przed tym, jak przyszedł zabójca.
– Cholera. Ciekawe, czy go widziała? – ożywił się Delion.
– To całkiem możliwe – powiedział Dane.
– Czy widziała ją pani po wyjściu z kościoła, panno Jones? Pokręciła głową.
– Valerie Striker – powtórzył Delion i zapisał to nazwisko w swoim notesie. – Sprawdzimy ją. Może coś widziała.
– A może on ją widział – powiedziała Nick – Dobry Boże, oby nie.
Bardzo mi przykro, że stracił pan brata, panie Carver – powiedziała Nick. Dane odruchowo zacisnął dłonie na kolanach.
– Dziękuję – powiedział, nie podnosząc wzroku. Po chwili milczenia zapytał: – Mówiła pani, że byliście przyjaciółmi. Jak dobrze się znaliście?
– Jak już panu mówiłam, poznaliśmy się zaledwie dwa tygodnie temu. Ksiądz Michael Joseph odwiedził schronisko parę dni po tym, jak do niego trafiłam. Rozmawialiśmy o historii średniowiecza. Prawdę mówiąc, nie pamiętam, jak zaczęliśmy na ten temat. Ojciec Michael Joseph był bardzo miłym i niezwykle oczytanym człowiekiem. W trakcie dyskusji wyznał, że jest, a właściwie był, zafascynowany królem Anglii Edwardem I, a szczególnie jego ostatnią krucjatą do Ziemi Świętej, która doprowadziła do zawarcia traktatu w Cezarei. – Wzruszyła ramionami, próbując wyglądać lekceważąco, ale Dane nie dał się oszukać. Kim ona była?
– Zaprosił mnie na kawę do małej kawiarni nieopodal Mason. Nie obchodziło go, jak wyglądam, nie dbał o to, co pomyślą inni, oczywiście nie był to jakiś luksusowy lokal.
Spojrzała na Dane'a, wlepiła w niego wzrok i znów zaczęła płakać. Dane nic nie mówił, nie mógł nic powiedzieć, żal ściskał mu gardło. Chciało mu się płakać, ale nie mógł sobie na to pozwolić, nie w tej chwili. Jedyne, co teraz mógł zrobić, to czekać. Kiedy na chwilę przestała szlochać, zapytał:
– Czy mój brat dał pani coś na przechowanie?
– Czy coś mi dał? Nie, nie przypominam sobie. A dlaczego pan pyta?
– Szkoda.
Delion wszedł do biura porucznika i powiedział:
– Valerie Striker mieszka na Dickers Avenue. Pójdę tam. Chcesz iść ze mną, Dane?
Nick zerwała się na równe nogi.
– Proszę mi pozwolić iść z panem. Poznałam Valerie, jest piękna i naprawdę bardzo miła. Była nieszczęśliwa, pogubiła się, nie wiedziała, co robić. I ten człowiek, który jej groził. Proszę wziąć mnie z sobą. Może, jeśli mnie zobaczy, zgodzi się z panem rozmawiać.
– To jest zadanie dla policji. Na litość boską, pani nie jest policjantką, po prostu pani nie może.
– Proszę – powtórzyła Nick i schwyciła Deliona za rękaw. – To dla mnie bardzo ważne, proszę. Obiecuję, że nie będę panu przeszkadzać, inspektorze, nie odezwę się słowem…
– Ja też jestem tu obcy, Delion – powiedział Dane. – Ona może być pomocna, jeśli panna Striker nie zechce z nami rozmawiać.
W ten sposób wyraźnie dał Delionowi do zrozumienia, że panna Jones może im znowu zniknąć.
– Jeśli byłoby to śledztwo FBI, pozwoliłby jej pan wlec się za sobą? – szepnął Delion do Dane'a.
– Oczywiście.
– Ta, jasne – westchnął i powiedział do Nick: – W porządku, panno Jones, tylko ten jeden raz. Dane, jesteś za nią odpowiedzialny.
– Oczywiście, nie ma problemu.
– Zanim udamy się do mieszkania Valerie, poczekajmy na rysownika policyjnego, bo panna Jones zdąży zapomnieć rysopis mordercy.
Godzinę później Jenny Butler, jedna z dwóch rysowników policyjnych, miała już gotowy szkic portretu. Teraz wszyscy mogli go obejrzeć.
– Czy to on, panno Jones? – zapytał Delion. Nick powoli pokiwała głową.
– Na tyle, na ile mogłam go zapamiętać. Czy to pomoże?
– To się dopiero okaże. Dziękuję, Jenny. Jak tam Tommy?
– Jest po prostu uroczy, Vince. Im starszy, tym bardziej niesforny. – A do Nick i Dane'a powiedziała: – To mój mąż. Do zobaczenia, Vince.
– Dziękuję, panno Jones. Szkic będzie wydrukowany i rozesłany. Pani dane nie zostaną ujawnione.
Delion chwycił swoją marynarkę i wyszedł na dwór, Nick i Dane ruszyli za nim.
Piętnaście minut później zaparkował policyjnego forda o jedną przecznicę od miejsca, do którego zmierzali, na Dickers Avenue.
Cała trójka zatrzymała się na moment, przypatrując się staremu, wiktoriańskiemu domowi, w którym mieszkała Valerie Striker. Delion spojrzał na pannę Jones – bezdomną kobietę, która podała fałszywe nazwisko, i powiedział:
– Świetnie, po prostu świetnie. Idę przesłuchiwać świadka, a towarzyszą mi federalny i zwykła obywatelka. Bomba!
– Szaleje z radości – powiedział Dane do Nicki. Obserwowali, jak Delion pokonuje sześć stopni schodów do drzwi wejściowych wiktoriańskiego domu, pomalowanego na cztery odcienie zieleni. Odwrócił się.
– Hej, proszę kończyć tę pogawędkę. Zobaczmy, co Valerie ma nam do powiedzenia.
– Ten dom wygląda imponująco – powiedział Dane, dotykając bladozielonego, pokrytego patyną rzygacza, jednego z trzech unoszących się ponad drzwiami wejściowymi i patrzących na nich z góry. – Musi im się powodzić.
– Rozmawiałem z jednym z policjantów z Vice; powiedział, że mieszka tu osiem prostytutek. Wszystko bardzo dyskretnie, porządnie, nie jestem pewny, czy sąsiedzi cokolwiek wiedzą. Tu jest tylne wejście; to się nazywa intymność. Delion nacisnął dzwonek mieszkania 4B.
– Na każdym piętrze znajdują się cztery mieszkania – wyjaśnił.
Nikt nie otwierał. Zadzwonił ponownie. Nadal nic.
– Jest jeszcze wcześnie – powiedział Dane. – Na pewno jeszcze śpi.
– Możliwe, obudzimy ją dzwonkiem. – Delion nacisnął kciukiem i przytrzymał dzwonek.
Trzy minuty później zadzwonił do mieszkania 4C.
– Kto tam? O co chodzi?
– Bardzo uprzejmie, bardzo grzecznie – wyszeptał do siebie Delion, a dalej mówił przez domofon: – Tu inspektor Vincent Delion z policji. Wiem, że panią budzę, ale musimy z panią porozmawiać. Nie chcemy pani aresztować, nic z tych rzeczy. Nie jesteśmy tu z pani powodu, po prostu chcemy zadać pani parę pytań.
Po chwili usłyszeli chrzęst zamka.
Staromodne wiktoriańskie wejście, ciemnoczerwony dywan – gruby i kosztowny. Rzeczywiście, wszystko było ekskluzywne.
Dane ukradkiem spojrzał na Nick Jones. Wyglądała na urzeczoną. Pewnie nigdy nie była w burdelu. Pomyślał chwilę i doszedł do wniosku, że dla niego to też pierwszy raz. Interes najwyraźniej kwitł, pomyślał, przeciągając ręką po pięknym rzeźbionym słupku balustrady.
Weszli po schodach na pierwsze piętro, skręcili w prawo. Tam też leżał puszysty dywan. Ściany szerokiego korytarza pokryte były wysokiej jakości boazerią.
W otwartych drzwiach lokalu 4C stała kobieta w pięknym czarnym kimono. Była młoda.
Rozczochrane, czarne włosy opadały na ramiona, była prawie bez makijażu. Delion przyglądał jej się uważnie i pomyślał, że mniej niż pięćset dolców nie bierze, to nie ulegało wątpliwości.
– Panna…?
– Elaine Books. O co chodzi? Hej, ona nie jest z policji, to bezdomna! Wiem, Valerie mi o tobie opowiadała. Mówiła, że jesteś z tych, co chowają się, kiedy ktoś się pojawia, że ty rozmawiasz tylko z tym księdzem. A ty – wskazała na Dane'a – nie jesteś stąd. Spójrzcie tylko na te buty, dużo lepsze niż tutaj się nosi. Jesteś adwokatem? Co tu się dzieje?
Читать дальше