– Czy nienawidzisz mnie tak bardzo tylko dlatego, że usiłowałam osłaniać matkę przed twoimi pięściami?
– Właściwie nie. To oczywiste, że i tak bym zanadto za tobą nie przepadał.
– Czy ze względu na swoje przekonanie, że dowiedziałam się o twoich nielegalnych interesach z bronią?
– A wiedziałaś?
– Nie.
– Moje układy z rządami innych państw nie mają tu nic do rzeczy. Scott bał się, że coś zauważyłaś, ale ja wiedziałem, że gdyby tak było, zareagowałabyś błyskawicznie. Nie, to mnie nie martwiło. Istotne było natomiast to, że iae«jesteś moją córką. Jesteś przeklętym, małym bękartem. I dlatego właśnie, Sally, Noelle nigdy mnie nie rzuciła. Kiedyś spróbowała, gdy byłaś jeszcze niemowlęciem. Nie uwierzyła mi, gdy powiedziałem jej, że związała się ze mną na całe życie. Może myślała, że podda mnie próbie. Uciekła do Filadelfii, do swoich bogatych, koszmarnych rodziców, którzy zareagowali dokładnie tak, jak to przewidziałem. Kazali jej wracać do męża i nie rozpowiadać kłamstw na mój temat. Przecież uratowałem jej skórę. Jak może wygadywać takie rzeczy na mnie, wspaniałego człowieka, który ożenił się z nią, gdy była w ciąży z innym?
Wybuchnął długim, głębokim śmiechem, od którego ścierpła jej skóra. Przez cały czas delikatnie szarpała krępujący ją sznur. Niewątpliwie był już trochę luźniejszy, ale nie sznur ją teraz obchodził najbardziej. Próbowała go zrozumieć, naprawdę pojąć, co mówi. Lecz było to takie trudne.
Ciągnął dalej matowym głosem:
– Kiedy teraz o tym myślę, zaczynam rozumieć, że Noelle naprawdę mi nie wierzyła. Nie wierzyła, że zapłatą za ślub z nią, poza pięciuset tysiącami dolarów, które dostałem od jej rodziców, ma być jej wierne trwanie przy mnie na zawsze, albo do chwili, kiedy nie będę jej już chciał. Kiedy przywlokła się z powrotem z tobą, skrzeczącym bachorem, zabrałem cię od niej i przytrzymałem nad ogniem, palącym się w kominku. Ogień był naprawdę spory, Opalił ci delikatne włoski na głowie i brwi. Och, jak krzyczała. Zagroziłem, że jeśli jeszcze raz spróbuje zrobić coś takiego, zabiję cię. I mówiłem to na serio. Pewien jestem, że zastanawiasz się teraz, kim był twój ojciec.
Poczuła się tak, jakby w jej ciało wpompowano tonę narkotyków. Nie mogła pojąć, co mówił. Rozumiała słowa – że nie był jej ojcem – ale nie była w stanie ich przyjąć.
– Nie jesteś moim ojcem – powtórzyła, ponad jego lewym ramieniem patrząc w stronę otwartych drzwi. Chciała krzyczeć z radości. Nie miała ani jednej kropli krwi tego potwora. – Trzymałeś Noelle przy sobie, grożąc, że zabijesz mnie, jej jedyne dziecko.
– Tak. Moja droga małżonka w końcu mi uwierzyła. Nie potrafię ci opowiedzieć, jaką przyjemność sprawiało mi bicie tej bogatej suki. A ona musiała na to przystać. Nie miała wyjścia. A potem, kiedy skończyłaś szesnaście lat, zobaczyłaś, jak ją uderzyłem. Niedobrze. To zmieniało wszystko, ale miałem konkretny powód, żeby się ciebie pozbyć. Pamiętasz ten ostatni raz? Wróciłaś do domu, kiedy ją kopałem i złapałaś za telefon, żeby wezwać pomoc. A ona przyczołgała się do ciebie i błagała, żebyś nie dzwoniła. Podobało mi się. Bawiło mnie przyglądanie się, jak tracisz z nią kontakt. Kiedy sobie poszłaś, kopnąłem ją jeszcze parę razy. Jęczała naprawdę zachwycająco. Potem ją wziąłem, a ona przez cały czas płakała. Po tym zdarzeniu przez jakiś czas miałem spokój od ciebie. Te cztery lata, kiedy znikłaś z mojego domu i z życia twojej matki, były naprawdę dość dobre. Ale chciałem ci odpłacić. Skłoniłem Scotta, żeby się z tobą ożenił. To znów na chwile przytrzymało cię z daleka od nas, ale szybko przestałaś go chcieć, prawda? Niemal natychmiast uświadomiłaś sobie, że udawał. Cóż, to nie miało najmniejszego znaczenia. Musiałem tylko zyskać na czasie. Kiedy ujrzałem Jackiego, wiedziałem, co mam zrobić. Widzisz, federalni deptali mi po piętach. Nie jestem głupi. Zdawałem sobie sprawę, że to tylko kwestia czasu. Stałem się bardzo bogaty, ale sprzedaż broni do takich krajów jak Irak zawsze jest ryzykowna. Tak, to była jedynie kwestia czasu. Chciałem ci odpłacić za wszelkie kłopoty, których mi przysporzyłaś. Te pół roku twojego pobytu w sanatorium doktora Beadermeyera było dla mnie cudowne. Uwielbiałem mieć cię pod sobą, patrzącą, jak cię pieszczę, a potem pieszczę siebie. Ubóstwiałem bić cię i przyglądać się, jak wijesz się z bólu. Ale potem uciekłaś i wszystko zepsułaś. – Pochylił się i uderzył ją, najpierw w lewy, potem w prawy policzek. Raz, drugi, i jeszcze raz.
Poczuła smak krwi. Rozciął jej wargę.
– Ty pieprzony tchórzu! – Plunęła na niego, ale w porę uskoczył. Znów ją spoliczkował.
– W sanatorium nigdy nie miałem ochoty na seks z tobą – powiedział tuż przy jej twarzy – chociaż miałem okazję. Tyle razy widziałem cię nagą, ale nigdy cię nie chciałem. Do diabła, Scott nawet nie spojrzał na ciebie. Zabrał się za ciebie tylko jeden raz, bo nalegałem. A teraz wina spadnie na tego drania, bo mnie tu nie będzie. No proszę, Sally, opluj mnie jeszcze raz. To ty jesteś tchórzem, nie ja.
Plunęła, i tym razem nie spudłowała. Patrzyła, jak wierzchem dłoni wyciera usta i policzek. Potem uśmiechnął się do niej. Przypomniał jej się wyraźnie taki sam uśmiech, którym obdarzał ją w sanatorium.
– Nie – wyszeptała, ale to niczego nie mogło zmienić.
Uderzył ją bardzo mocno i zapadła w ciemność. W ostatniej chwili zdążyła tylko pomyśleć, jak bardzo się cieszy, że nie dał jej więcej środków oszałamiających.
– Nieźle wpadliśmy – powiedział z przekonaniem Quinlan, nie miał jednak na myśli siebie i pozostałych agentów, tylko Sally. Jeśli jest gdzieś tutaj, musi nadal być nieprzytomna. Albo nie żyje.
Usłyszał chrząknięcie Thomasa Shreddera i „tak" Corey Harper. To prawda. Wpadli po uszy. Było również prawdą, że w pokoju, gdzie ich trzymano, było ciemniej niż w kotle czarownicy.
Nie, to nie był pokój. Raczej szałas z brudną podłogą. Prawdopodobnie szopa za domkiem doktora Spivera.
– Słuchajcie – odezwał się Thomas. – Quinlan ma rację. Jesteśmy w kropce, ale jesteśmy świetnie wyszkolonymi agentami. Wydostaniemy się stąd. Jeśli nam się to nie uda, wyleją nas. Stracimy pracę i rządowe pensje. Daję wam słowo, że nie uśmiecha mi się utrata rządowego ubezpieczenia zdrowotnego.
Pomimo zdrętwiałych nóg Corey Harper wybuchnęła śmiechem. Ręce jej nie zdrętwiały, pewnie dlatego, że jako kobiecie nie związano ich zbyt ciasno. Jednak więzy były solidne, nie było szansy, że się zsuną.
– To najśmieszniejsza rzecz, jaką usłyszałam z twoich ust, Thomas.
Szarpiąc liny na swoich rękach, Quinlan rzucił:
– Jeden z tych pajaców musiał służyć w marynarce w czasie drugiej wojny światowej. Te węzły są doskonałe, żaden nie puszcza. Czy ktoś chciałby spróbować swoich rąk czy zębów?
– Ja – odparła Corey – ale przywiązana jestem do ściany. Tak, jestem przepasana liną, której drugi koniec, jak wyczuwam, jest przywiązany do jednej z belek w ścianie. Tak, solidna robota. Nawet gdybym miała ogromne zęby i długą linę, nie sięgnęłabym do ciebie.
– Też jestem przywiązany – powiedział Thomas. – Psiakrew!
– Przynajmniej wszyscy żyjemy – stwierdził Quinlan. – Martwię się, co się stało z Davidem. – Ale martwił się o Sally. Bał się tylko wypowiedzieć na głos jej imię.
– Prawdopodobnie zjechał z drogi – powiedział beznamiętnie Thomas. – Tutaj go nie ma. Może już nie żyje.
Читать дальше