– Ciocia Amabel jest wspaniałą artystką.
– Twoja ciotka bawiła się wieloma rzeczami, nic poza tym. Jeśli jest dobrą malarką, to czemu o niej nie słyszeliśmy? Sama widzisz, nikt o niej nie słyszał. Mieszka w tym zabitym dechami miasteczku i wiedzie jej się nieszczególnie. Zapomnij o Amabel. Jest nam z dziadkiem przykro, że ją odwiedziłaś. Nie możemy ci dać pieniędzy, Susan. Pewna jestem, że twój dziadek się ze mną zgodzi. Z pewnością rozumiesz dlaczego.
Spojrzała babce prosto w oczy.
– Nie, nie rozumiem. Wytłumacz mi, czemu nie dacie mi pieniędzy.
– Susan, kochanie – powiedziała babka cichym, kojącym głosem – nie czujesz się dobrze. Przykro nam z tego powodu i trochę jesteśmy tym oszołomieni, gdyż nigdy do tej pory nic takiego nie przytrafiło się w naszej rodzinie, oczywiście z wyjątkiem wujka Geoffreya. Nie możemy dać ci pieniędzy, bo mogłabyś je wykorzystać ze szkodą dla siebie. Jeśli usiądziesz na chwilę, albo nawet przenocujesz, zawiadomimy doktora Beadermeyera, który przyjedzie i cię zabierze. Zaufaj nam, kochanie.
– Tak, Susan, zaufaj nam. Zawsze cię kochaliśmy, zawsze chcieliśmy dla ciebie jak najlepiej.
– Tak jak dla swojej córki, a mojej matki, gdy ją odesłaliście do męża, który ją bil?
– Susan!
– Oboje wiecie, że to prawda. Tłukł ją jak cholera, kiedy tylko miał na to ochotę.
– Nie używaj takich słów w obecności babci, Susan – powiedział dziadek i zobaczyła, że zaciska wargi.
Patrzyła na niego, zastanawiając się, po co w ogóle tu przyjechała. Musiała jednak próbować. Musiała mieć pieniądze.
– Przez wiele lat usiłowałam chronić Noelle, ale nie mogłam jej uratować, bo pozwalała mu na to. Słyszycie mnie? Noelle pozwalała mu się bić. Była taka jak te wszystkie żałosne kobiety, o których tyle się słyszy.
– Nie bądź głupia, Susan – odezwała się babka głosem, którym mogłaby kruszyć skały. – Omówiliśmy tę sprawę z twoim dziadkiem i wiemy, że bite żony to słabe i głupie kobiety. Nie są niezależne. Nie mają motywacji. Nie mają chęci pracować nad sobą. Nie potrafią zmienić swojej sytuacji, bo rodzą dzieci jak króliki, a ich mężowie piją i nie mają pieniędzy.
– Twoja babcia ma całkowitą słuszność, Susan. To nie są kobiety z naszej sfery. Naturalnie należy im współczuć, ale nigdy nie zaliczaj do ich grona swojej matki.
– Amabel mówiła mi, że pewnego razu Noelle przyjechała tutaj, we wczesnym okresie jej małżeństwa, i opowiedziała wam obojgu, co wyprawia mój ojciec. Nie chcieliście tego słuchać. Nalegaliście, żeby wróciła. Odtrąciliście ją. Byliście przerażeni. Czy sądziliście choć przez chwilę, że zmyśliła to wszystko?
Sally przemknęło przez myśl, że z pewnością w ten sposób nie zdobędzie od nich pieniędzy. Nie zdawała sobie wcześniej sprawy, że drzemie w niej tak ogromna niechęć do dziadków.
– Nie będziemy z tobą dyskutować o twojej matce, Susan – stwierdziła babka. Dała dziadkowi znak głową, ale Sally to zauważyła. Dziadek postąpił krok w jej stronę. Zaciekawiło ją, czy będzie próbował ją przytrzymać, związać i wezwać doktora Beadermeyera.
W tamtej chwili szczerze pragnęła, żeby tego spróbował. Chętnie przyłożyłaby mu w te zacięte usta, maskujące słabość i głoszące banały.
Zrobiła krok do tyłu, wyciągając przed siebie ręce.
– Posłuchajcie, potrzeba mi trochę pieniędzy. Jeśli macie dla mnie choć odrobinę uczucia, proszę, dajcie mi jakieś pieniądze.
– W co ty się ubrałaś, Susan? To męska kurtka. Co zrobiłaś? Nie skrzywdziłaś chyba jakiegoś niewinnego człowieka, prawda? Co zrobiłaś?
Była głupia, że w ogóle tu przyjechała. Czego się spodziewała? Tkwili tak mocno osadzeni w świecie swoich racji, że nawet spychacz by ich stamtąd nie ruszył. Oglądali świat z jednego tylko punktu widzenia -z punktu widzenia babki.
– Nie czujesz się dobrze, prawda, Sally? Gdybyś była zdrowa, nie nosiłabyś takiego nieeleganckiego stroju. Może położysz się na chwilę, a my tymczasem zadzwonimy po doktora Beadermeyera?
Dziadek znów zaczął się zbliżać w jej kierunku i wiedziała, że tym razem będzie chciał ją przytrzymać. Miała w zanadrzu kartę atutową i zagrała nią. Nawet się uśmiechnęła do tych starych ludzi, którzy kiedyś, być może, na swój sposób ją kochali.
– Ściga mnie FBI. Wkrótce tu będą. Chyba nie chcesz, dziadku, żeby złapali mnie agenci FBI?
Stanął jak wryty i spojrzał na żonę, która pobladła na twarzy. Babka spytała:
– Skąd mogliby wiedzieć, że tu przyjedziesz?
– Znam jednego z agentów. Jest sprytniejszy, niż powinien, a w dodatku ma ten szósty zmysł. Widziałam go w akcji. Możecie mi uwierzyć. Będzie tu niedługo ze swoim partnerem. Jeśli mnie znajdą, zabiorą mnie z powrotem. A wtedy wszystko wypłynie na wierzch. Powiem całemu światu, że mój ojciec – ten wspaniały, bardzo bogaty prawnik – bił moją matkę, a was to nie obchodziło. Udawaliście, że wszystko jest w porządku, pławiąc się w szczęściu z posiadania odnoszącego takie sukcesy zięcia.
– Nie najładniej się zachowujesz, Susan – powiedziała babka, a na jej bardzo białych policzkach wykwitly dwie jasnoczerwone plamy. Prawdopodobnie objaw gniewu. – To chyba z powodu twojej choroby. Nigdy taka nie byłaś.
– Dajcie mi pieniądze, a zniknę w okamgnieniu. Rozmawiajmy dalej, a zjawi się tu FBI i mnie stąd wywlecze.
Tym razem dziadek nie spojrzał nawet na żonę. Wyciągnął portfel. Nie przeliczył pieniędzy. Wyjął wszystkie banknoty, złożył je i wyciągnął ku niej. Nie chciał jej dotykać. Znów ją to zastanowiło. Czyżby obawiał się, że zarazi się jej szaleństwem?
– Powinnaś natychmiast pojechać z powrotem do doktora Beadermeyera – rzekł, powoli wymawiając słowa, jakby była idiotką. – On cię obroni. Zabezpieczy cię przed policją i FBI.
Wsadziła banknoty do kieszeni dżinsów. Spodnie były bardzo dopasowane.
– Do widzenia i dziękuję za pieniądze. – Z ręką na klamce przerwała na chwilę. – Co wiecie o doktorze Beadermeyerze?
– Ma świetne rekomendacje, kochanie. Wróć do niego. Zrób, jak radzi dziadek. Wróć.
– To okropny człowiek. Więził mnie. Robił mi straszliwe rzeczy. Ale to samo robił mój ojciec. Naturalnie nie wierzycie w to, prawda? Ojciec jest taki wspaniały, a raczej był taki wspaniały. Nie martwicie się, że wasz zięć został zamordowany? To raczej nie zdarza się w wyższych sferach, prawda?
Patrzyli na nią bez słowa.
– Do widzenia. – Ale zanim zdążyła wyjść z pokoju, babka zawołała za nią: – Dlaczego mówisz takie rzeczy, Susan? Nie mogę uwierzyć, że tak się zachowujesz. I nie chodzi mi tylko o nas, ale o twoją matkę. I co z twoim kochanym mężem? Chyba o nim nie opowiadasz kłamstw, prawda?
– Ani jednego – odpada Sally i wymknęła się z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Przez moment na jej twarzy zagościł uśmiech.
W korytarzu stała Cecylia.
– Nie wezwałam policji. Poza tym nikogo nie ma w domu. Nie musi się pani martwić. Ale niech się pani pospieszy, panienko Susan.
– Czy my się znamy?
– Nie, ale moja mama zawsze zajmowała się panienką, kiedy co roku rodzice przywozili tu panienkę. Mówiła, że była pani najmądrzejszym, słodkim szkrabem. Opowiadała, że potrafiła pani pisać wspaniałe wierszyki na kartkach urodzinowych. Do dziś zachowałam kilka takich kart, zrobionych przez mamę, na których są pani wierszyki. Powodzenia, panienko Susan.
– Dziękuję, Cecylio.
*
– Jestem agent Quinlan, a to agent Savich. Czy zastaliśmy państwa Harrison?
Читать дальше