Odpowiedź Lincolna zginęła w nagłym crescendo głosów. Claire widziała na jego twarzy frustrację, nagły rumieniec gniewu.
– To nie jest problem przywieziony skądinąd – oświadczył Lincoln. – Ten kryzys jest miejscowy. To nasz problem i to nasze dzieci pakują się w kłopoty – Ale kto wszystko zaczął? – rzucił Reid. – Kto ich nakręcił? Dla niektórych po prostu nie powinno tu być miejsca!
Drewniany młotek Glena Rydera znów stukał, ale bezskutecznie. Słowa Jacka Reida podburzyły tłum i teraz wszyscy wrzeszczeli naraz.
Przez hałas przebił się ostry głos kobiecy:
– A co z pogłoskami o odwiecznych praktykach satanistycznych? – spytała Damaris Horne, wstając. Trudno było nie zauważyć tej dzikiej grzywy blond włosów. Trudno było także nie zauważyć pełnych zainteresowania spojrzeń, jakimi obrzucali ją mężczyźni. – Wszyscy słyszeliśmy o tych starych kościach wykopanych nad jeziorem. Jak rozumiem, było to masowe morderstwo. Może nawet rytualna ofiara.
– To się zdarzyło ponad sto lat temu – powiedział Lincoln – i nie ma żadnego związku ze sprawą.
– Może nie. Ale Nowa Anglia ma długą historię satanistycznych kultów.
Lincoln szybko tracił panowanie nad sobą.
– Jedyny kult w tym miasteczku – rzucił – to ten, który kreujesz na użytek swojej kolorowej szmaty!
– Może więc pan wyjaśni wszystkie niepokojące pogłoski, które do mnie dotarły – zaproponowała Damaris, nie tracąc zimnej krwi. – Na przykład liczba sześć-sześć-sześć, wymalowana na ścianie szkoły.
Lincoln rzucił Fern zaskoczone spojrzenie. Claire natychmiast zrozumiała, co ono oznacza. Najwyraźniej oboje byli zaniepokojeni tym, że reporterka dowiedziała się o niedawnym zdarzeniu.
– W zeszłym miesiącu stodoła została zbryzgana krwią – mówiła dalej Damaris. – Jak to wyjaśnić?
– To była puszka czerwonej farby, nie krew.
– A te światła, migające w nocy na Beech Hill? Powiedziano mi, że to leśny rezerwat.
– Zaraz, chwileczkę – wtrąciła się Lois Cuthbert z Rady Miejskiej. – To mogę wytłumaczyć. To ten biolog, doktor Tutwiler, który w nocy zbiera salamandry. Parę tygodni temu niemal przejechałam go w ciemnościach, gdy wracał ze wzgórza.
– No dobrze – ustąpiła Damaris. – Zapomnijmy o światłach na Beech Hill. Uważam jednak, że w tym miasteczku dzieje się wiele dziwnych i niewytłumaczalnych rzeczy. Gdyby ktokolwiek chciał ze mną o tym później porozmawiać, chętnie posłucham. – Usiadła.
– Zgadzam się z nią – odezwał się drżący głos. Kobieta, która przemówiła, stała z tyłu sali: drobna, blada osóbka, ściskająca swój płaszcz. – Coś w tym mieście jest nie w porządku. Od dawna to czuję. Może pan temu zaprzeczać, panie komendancie, ale mamy tu zło. Nie mówię, że to Szatan. Nie wiem, co to jest. Wiem jednak, że nie mogę już tutaj mieszkać. Wystawiłam dom na sprzedaż i w przyszłym tygodniu wyjeżdżam. Zanim coś się przytrafi mojej rodzinie. – Odwróciła się i wyszła z ucichłej sali.
W ciszę wdarł się ostry sygnał pagera Claire. Zobaczyła, że to szpital próbuje ją znaleźć. Przepchała się przez tłum na dwór, żeby zadzwonić z telefonu komórkowego.
Po przegrzanej kafeterii wiatr na dworze przenikał do szpiku kości. Skuliła się przy ścianie budynku, trzęsąc się z zimna i czekając, aż ktoś odbierze telefon.
– Laboratorium. Mówi Clive.
– Tu doktor Elliot. Szukaliście mnie.
– Nie byłem pewien, czy w dalszym ciągu interesują panią wyniki analiz, skoro pacjent nie żyje. Ale dostałem analizy Scotty’ego Braxtona.
– Tak, chcę usłyszeć, jak wypadły.
– Po pierwsze, mam tu końcowy raport z Anson Biologicals na temat szczegółowej analizy toksykologicznej. Nic nie wykryto.
– Nie ma nic na temat nagłego wzrostu na jego chromatogramie?
– Nie w tym raporcie.
– To musi być jakiś błąd. Coś powinno było wyjść w analizach.
– Tutaj napisane jest wyłącznie „nie wykryto”. Mamy także ostateczne rezultaty posiewu z wydzieliny nosowej chłopca. Jest to dość długa lista, ponieważ chciała pani, by zidentyfikowano wszystko. W większości jest to to, co zwykle. Staph epidermis, alpha strep. Takie rzeczy, których normalnie nawet się nie wyszczególnia.
– A czy jest także coś niezwykłego?
– Tak. Vibrio fischeri.
Zapisała nazwę na kawałku papieru.
– Nigdy nie słyszałam o takim organizmie.
– My też nie. Nigdy nie mieliśmy w posiewie niczego takiego. To musi być po prostu jakieś zanieczyszczenie.
– Ależ pobrałam próbkę na posiew wprost z błony śluzowej nosa pacjenta.
– No, wątpię w każdym razie, by ten organizm pochodził z naszego laboratorium. Takiej bakterii raczej nie znajdzie się w szpitalu.
– Co to jest Vibrio fischeri! Gdzie to zazwyczaj występuje?
– Spytałem mikrobiologa w Bangore, to oni hodowali posiew. Powiedział mi, że ten gatunek zwykle kolonizuje bezkręgowce, takie jak kałamarnice czy mięczaki morskie. Żyje z nimi w symbiozie. Bezkręgowiec zapewnia bakterii bezpieczne środowisko życiowe.
– A co Vibrio za to daje?
– Dostarcza energii do organu świetlnego gospodarza. Dopiero po chwili do Claire w pełni dotarło znaczenie tego faktu.
– Czy to znaczy, że te bakterie są bioluminescencyjne? – spytała ostro.
– Tak. Kałamamica zbiera je w przejrzystym worku. Wykorzystuje ich światło do przyciągania innych kałamarnic. Coś w rodzaju neonu, zapraszającego do seksu.
Muszę iść – przerwała. – Porozmawiamy później. – Wyłączyła telefon i pośpieszyła z powrotem do szkolnej kafeterii Glen Ryder znów próbował uciszyć zgromadzonych, bezskutecznie waląc młotkiem w stół, zagłuszany przez chór konkurencyjnych głosów. Wydawał się zaskoczony, gdy Claire przepchnęła się do mównicy.
– Muszę coś ogłosić – powiedziała. – Mam alarm zdrowotny dla tego miasta.
– To nie ma związku z tym zebraniem, pani doktor.
– Uważam, że ma. Proszę pozwolić mi mówić. Kiwnął głową i znów zaczął stukać w stół z nową energią.
– Doktor Elliot ma coś do ogłoszenia!
Claire stanęła pośrodku sali, przed zgromadzonymi, świadoma, że wszyscy na nią patrzą. Odetchnęła głęboko i zaczęła:
– Te ataki przerażają nas wszystkich, powodują, że wskazujemy palcami na sąsiadów, na szkołę, na nowo przybyłych. Uważam jednak, że istnieje ich medyczne wytłumaczenie. Właśnie rozmawiałam z laboratorium szpitalnym i mam pewną koncepcję na temat tego, co się dzieje. – Uniosła karteczkę z nazwą bakterii. – Chodzi o bakterię pod nazwą Vibrio fischeri. Znajdowała się w wydzielinie nosowej Scotty’ego Braxtona. Niewykluczone, że to, czego jesteśmy świadkami – agresywne zachowanie naszych dzieci – jest objawem infekcji. Vibrio fischeri może wywoływać odmianę zapalenia opon mózgowych, której nie jesteśmy w stanie wykryć za pomocą rutynowych analiz. Może także wywoływać coś, co w żargonie medycznym nazywane jest „reakcją sąsiadującą” – infekcję zatokową, sięgającą do mózgu…
– Zaraz, zaraz – przerwał jej Adam DelRay, wstając. – Od dziesięciu lat jestem tu lekarzem. Nigdy nie spotkałem się z infekcją tej… jak to się nazywa?
– Vibrio fischeri. Zazwyczaj nie występuje u ludzi. Ale laboratorium zidentyfikowało ją w posiewie mojego pacjenta.
– A skąd twój pacjent wziął tę bakterię?
– Przypuszczam, że z jeziora. Scotty Braxton i Taylor Darnell pływali w lecie w jeziorze niemal codziennie. Tak samo jak wiele innych dzieciaków. Jeśli w wodzie jeziora mamy wysokie stężenie Vibrio, wyjaśniałoby to, jak się zarazili.
Читать дальше