– Tylko go nie upusc.
W moich rekach jest zycie Josha O’Daya – myslala Abby, kurczowo zaciskajac rece na pojemniku z lodem. Ruch na ulicach Bostonu byl zawsze duzy w godzinach popoludniowych. Jak za sprawa czarodziejskiej rozdzki w gaszczu samochodow pojawial sie przeswit. Kierowcy ustepowali miejsca karetce z migoczacym swiatlem. W innych okolicznosciach pewnie podobalaby sie jej ta jazda. To bylo niezwykle doswiadczenie patrzec, jak bostonscy kierowcy – zazwyczaj grubianscy – ustepowali drogi. W tej chwili jednak Abby byla zbyt skoncentrowana na tym, co trzymala na kolanach. Przez caly czas miala swiadomosc, ze kazda mijajaca sekunda oddala Josha od zycia.
– Wiezie tam pani jakies zycie, pani doktor? – spytal kierowca karetki, czlowiek o nazwisku Furillo.
– Mam tu serce – powiedziala Abby. – Wspaniale serce.
– Do kogo ono jedzie?
– Do siedemnastoletniego chlopca.
Furillo manewrowal pomiedzy zatrzymujacymi sie samochodami, jego rece krecily kierownica z wielka wprawa, niemal z artyzmem.
– Jezdzilem juz z nerkami z lotniska. Ale musze pani powiedziec, ze to moje pierwsze serce.
– Moje tez – przyznala Abby.
– Jak dlugo moze byc w takich warunkach, piec godzin?
– Cos kolo tego.
Furillo spojrzal na nia i usmiechnal sie.
– Prosze sie odprezyc. Kiedy tam dotrzemy, bedzie pani jeszcze miala cztery i pol godziny wolnego czasu.
– Nie martwie sie o serce, tylko o chlopca. Ostatnia wiadomosc, jaka o nim mialam, nie byla najlepsza.
Furillo skupil cala uwage na drodze.
– Jestesmy juz prawie na miejscu. Jeszcze najwyzej piec minut. Jakis glos zachrypial przez radio.
– Jednostka Dwadziescia Trzy, tu Bayside. Jednostka Dwadziescia Trzy, tu Bayside.
Furillo podniosl mikrofon.
– Dwadziescia Trzy, Furillo.
– Dwadziescia Trzy, prosze natychmiast wrocic do Bayside.
– To niemozliwe. Przewoze zywy organ do Mass Gen. Jestem w drodze do Mass Gen. Odbior.
– Dwadziescia Trzy, masz polecenie natychmiast wrocic do Bayside.
– Bayside, wezcie inna jednostke. My tutaj mamy na pokladzie zywy organ.
– To jest polecenie skierowane do jednostki Dwadziescia Trzy. Masz natychmiast wrocic.
– Kto wydal to polecenie?
– Doktor Aaron Levi, osobiscie. Masz nie jechac do Mass Gen. Odbior. Furillo spojrzal na Abby.
– O co w tym wszystkim chodzi, do cholery?
Dowiedzieli sie – pomyslala Abby. O Boze, dowiedzieli sie. I probuja nas zatrzymac…
Spojrzala na pojemnik zawierajacy serce Karen Terrio. Pomyslala o wszystkich miesiacach i latach, jakie powinien miec przed soba siedemnastoletni chlopak.
– Niech pan jedzie dalej. Prosze nie zawracac – powiedziala.
– Co takiego?
– Powiedzialam, niech pan jedzie dalej!
– Ale otrzymalem rozkaz.
– Jednostka Dwadziescia Trzy, tu Bayside – przerwalo mu radio. – Prosze odpowiedziec.
– Prosze dowiezc mnie tylko do Mass Gen – powiedziala Abby. – Koniecznie!
Furillo spojrzal na radio.
– Jezu, nie wiem…
– Dobra, to prosze mnie tu wysadzic! – zazadala Abby. – Reszte drogi przejde pieszo.
Glos przez radio powtorzyl:
– Jednostka Dwadziescia Trzy, tu Bayside. Prosze natychmiast odpowiedziec.
– Pieprzcie sie – wymruczal Furillo, patrzac na odbiornik. Dodal gazu. Pielegniarka w zielonym kitlu czekala juz na ambulans. Kiedy Abby wysiadla, trzymajac pudlo, pielegniarka spytala.
– Z Bayside?
– Mam serce!
– Prosze za mna!
Abby zdazyla odwrocic sie i tylko gestem podziekowac kierowcy, potem ruszyla za pielegniarka. Prawie biegla, mijajac korytarze i zatloczone poczekalnie. Obie wsiadly do windy. Pielegniarka nacisnela guzik.
– Co z chlopcem? – spytala Abby.
– Zalozyli mu bypass. Nie mozna bylo dluzej zwlekac.
– Znowu trzeba go bylo reanimowac?
– Praktycznie bez przerwy – pielegniarka spojrzala na pojemnik. – Pani trzyma jego ostatnia szanse.
Wysiadly z windy i znowu biegly przez szereg automatycznie otwieranych drzwi do skrzydla, w ktorym znajdowala sie chirurgia.
– To juz tu. Ja wezme serce – powiedziala pielegniarka.
Przez przeszklona sciane Abby widziala twarze w maskach patrzace jak zahipnotyzowane na pojemnik przekazywany na sali operacyjnej. Natychmiast serce wyjeto z lodu.
– Jezeli wlozy pani swiezy fartuch, to bedzie mogla tam wejsc – powiedziala pielegniarka. – Do damskiej przebieralni idzie sie tym korytarzem.
– Dziekuje. Chyba tak zrobie.
Zanim Abby wlozyla nowy kitel, czepek i pokrowce na buty, zespol na sali operacyjnej juz wyjmowal chore serce z piersi Josha. Abby wcisnela sie miedzy personel, ale nie widziala zbyt wiele, slyszala tylko rozmowe chirurgow. Poczula sie spokojna, a nawet radosna. Wlasciwie wszystkie sale operacyjne wygladaly podobnie, taka sama nierdzewna stal, niebieskozielone pokrowce i jasne lampy. Ale atmosfera panujaca wsrod personelu zalezna byla od glownego chirurga. Slyszac swobodna i spokojna wymiane zdan, Abby wyczula, ze Ivan Tarasoff byl lekarzem, z ktorym przyjemnie sie pracowalo. Przeszla na druga strone i stanela obok anestezjologa. Monitor nad jej glowa przecinala prosta linia. W piersi Josha nie bylo jeszcze bijacego serca; bypass przejal chwilowo jego funkcje. Powieki chlopca byly zaklejone specjalna tasma, by chronic rogowke przed nadmiernym wysuszeniem. Wlosy Josha schowano pod papierowym czepkiem, jeden czarny kosmyk wysliznal sie i wil na jego czole. Ciagle jeszcze tu z nami jestes – pomyslala. Uda ci sie, dzieciaku.
Anestezjolog spojrzal na Abby.
– Pani jest z Bayside? – spytal szeptem.
– Tak, przywiozlam serce. Czy jak dotad wszystko w porzadku?
– Przez jakis czas bylo naprawde goraco. Ale najgorsze mamy juz za soba. Tarasoff jest szybki. Juz pracuje nad aorta. – Skinal glowa w kierunku chirurga.
Ivan Tarasoff mial snieznobiale brwi i lagodne oczy. Wszyscy tak wlasnie wyobrazamy sobie doskonalego dziadka. Jego prosby o igle czy odsysacz byly wypowiadane takim samym milym tonem, jakim moglby prosic o kolejna filizanke herbaty, bez okazywania wyzszosci, po prostu profesjonalista przy pracy. Abby znowu spojrzala na monitor. Wciaz przecinala go linia prosta. Josh w dalszym ciagu nie dawal oznak zycia.
Rodzice Josha O’Daya byli w poczekalni, plakali i smiali sie na przemian. Zreszta wszyscy dookola byli radosni. O szostej rano zakonczyla sie zwyciesko walka o zycie.
– Nowe serce sprawuje sie bardzo dobrze – powiedzial doktor Tarasoff. – Zaczelo bic wczesniej, niz sie spodziewalismy. To dobre, silne serce. Powinno wystarczyc Joshowi na cale zycie.
– Nie wiedzielismy, co sie dzieje – powiedzial pan O’Day. – Powiedziano nam tylko, ze przeniesli go tutaj. Ze to bylo cos bardzo naglego. Myslelismy… myslelismy… – odwrocil sie do zony i objal ja. Stali tak przy sobie, milczeli, nie byli w stanie mowic.
Pielegniarka powiedziala lagodnie.
– Gdyby panstwo chcieli zobaczyc Josha, to chlopiec wlasnie zaczyna sie budzic.
Tarasoff z usmiechem patrzyl, jak rodzicow Josha poprowadzono na sale pooperacyjna. Potem odwrocil sie i spojrzal na Abby.
– Wlasnie dlatego robimy to – powiedzial cicho – dla chwil takich, jak ta.
– Malo brakowalo – stwierdzila Abby.
– Naprawde malo – pokrecil glowa. – Robie sie chyba za stary na takie emocje.
Weszli do pokoju chirurgow. Tarasoff nalal dwie kawy. Bez czepka, z siwymi wlosami w nieladzie przypominal raczej szalonego profesorka, a nie slawnego kardiochirurga. Podal Abby kubek z kawa.
– Prosze przekazac Vivian, ze nastepnym razem chcialbym, zeby dala mi znac nieco wczesniej – powiedzial. – Ledwo do mnie zadzwonila, a dzieciak juz byl na progu szpitala. Malo brakowalo, a to mnie musieliby reanimowac.
Читать дальше