Gérard De Villiers - Cyklon w ONZ
Здесь есть возможность читать онлайн «Gérard De Villiers - Cyklon w ONZ» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 1992, ISBN: 1992, Издательство: Temark, Жанр: Шпионский детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Cyklon w ONZ
- Автор:
- Издательство:Temark
- Жанр:
- Год:1992
- ISBN:83-85241-04-3
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Cyklon w ONZ: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Cyklon w ONZ»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Cyklon w ONZ — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Cyklon w ONZ», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Malko z niepokojem śledził przebieg głosowania. Na tablicy świetlnej od dobrej chwili nie przestawała zapalać się zielona lampka. Odetchnął z ulgą po głosowaniu Japonii i Jordanii. Teraz już większość dwóch trzecich nie mogła być osiągnięta.
Dyskretnie wymknął się z sali Zgromadzenia Ogólnego i poszedł do biura pułkownika MacCarthy’ego, którego brytyjska flegma znikała w miarę rozwoju wydarzeń. Ostatni cios zadano mu informując, że jeden z szacownych przedstawicieli Japonii poszukiwany jest nie za byle błahostkę, lecz za dwa morderstwa nie licząc paru pomniejszych wyczynów.
Bogu dzięki, chodziło o Azjatę... Jednak sprawa do głębi wstrząsnęła MacCarthy’em. Od czasów podboju Indii dyplomaci bronią posługiwali się jedynie za pośrednictwem osób opłaconych.
— Nie odnalazł pan pułkownika Tanaki? — zapytał Malko.
MacCarthy usiłował przywołać resztki swej flegmy, rzucając Malkowi posępne spojrzenie. Odczuwał autentyczną przykrość, uświadamiając sobie, że ten chłopak o wyglądzie dżentelmena, doskonale ubrany, dystyngowany, idealne uosobienie wzoru prawdziwego dyplomaty, był w rzeczywistości jednym z jego tajnych agentów pozbawionych sumienia i zasad.
— Jeżeli przestąpi próg ONZ-u, odnajdziemy go — oświadczył sucho. — Nie ma obawy.
Malko nie do końca był przekonany o słuszności tej opinii, jednak przyjął ją do wiadomości. Na szczęście budynek patrolował Chris Jones z kilkoma innymi agentami FBI. Sama myśl o aresztowanu dyplomaty na obszarze ONZ-u przyprawiała pułkownika MacCarthy’ego o chorobę. Modlił się gorąco, by Tanaka okazał dość przyzwoitości i dał się złapać gdzie indziej. Gdy Malko wychodził, udając się do sali Zgromadzenia Ogólnego, pułkownik gładził właśnie swe wspaniałe wąsy.
Pułkownik Tanaka bez przeszkód dostał się na parking Narodów Zjednoczonych, okazując strażnikowi kartę, na którą ten ledwie spojrzał. Zaparkował białego buicka i wysiadł, trzymając w ręce pudełko cyklonu B.
Kolta ukrył za paskiem. Nim wysiadł z samochodu, wprowadził kulę do lufy.
Rozejrzał się. W myśli przywołał rozkład trzeciego podziemnego poziomu, na którym się znalazł.
Tu właśnie mieściła się główna instalacja klimatyzacyjna — potężne zielone machiny stały w sali godnej „Titanica”. Pokazano mu je, gdy przybył do ONZ-u.
Teraz sobie przypomniał: biuro dyżurnego znajdowało się po prawej stronie w głębi.
Joe Ruark, gruby majster odpowiedzialny za stan klimatyzacji, powszechnie znany z racji dwustu osiemdziesięciu funtów wagi jako Tłuścioch, opowiadał właśnie świńską historyjkę swemu pomocnikowi, szczupłemu młodzieńcowi w okularach, gdy w drzwiach do ciasnego biura stanął z koltem w garści Tanaka. Mężczyźni oniemieli ze zdumienia, przede wszystkim na widok wycelowanej w nich broni — Który z was zajmuje się klimatyzacją? — zapytał Japończyk swą nienaganną, lekko świszczącą angielszczyzną.
Joe, gruby majster, pomyślał sobie, że ma do czynienia z szaleńcem. Przede wszystkim nie należy go drażnić.
— Ja — odpowiedział uprzejmie, jakby nie widział pistoletu.
— Gdzie znajduje się wlot powietrza?
— Na szóstym, na piętnastym i na dwudziestym piętrze, sir, ale...
— Dla Sali Zgromadzenia Ogólnego?
— Na szóstym.
Zadzwonił telefon i grubas wyciągnął rękę w stronę słuchawki.
Pułkownik Tanaka nie uniósł nawet głosu, a jednak grubas cofnął rękę.
— Niech pan nie odbiera.
Nagle Amerykanin doznał wrażenia, że ma przed sobą bardzo groźnego człowieka.
Telefon nie przestawał dzwonić. Wreszcie umilkł.
Napięcie w małym pokoiku stawało się nieznośne. Tanaka spoglądał na przypięte do ściany grafiki. Aby je odczytać, trzeba by godzin. Grubas był mu bezwzględnie potrzebny. Przez szybę rzucił okiem na halę maszyn, nieco niżej. Wyglądała na pustą.
— Nie ma tu nikogo? — zapytał.
Grubas potrząsnął głową, nie będąc w stanie odpowiedzieć. Konał ze strachu. Gdyby chociaż przewidziano jakikolwiek system alarmowy! Trzeba było odebrać telefon i wzywać pomocy na cały głos.
Tyle, że to byłyby z pewnością jego ostatnie słowa...
— Pan także zna system? — zapytał spokojnie Tanaka robotnika w okularach. Chłopak ledwie wykrztusił:
— Nie, sir.
Tanaka zwrócił się ponownie do grubasa:
— Zaprowadzi mnie pan natychmiast do wlotów powietrza dla sali Zgromadzenia Ogólnego.
Grubas zdobył się na odwagę, potrząsając głową:
— Nie mogę, sir, to wykluczone. Ryzykowałbym pracę.
— Jeżeli pan odmówi — łagodnie ciągnął Tanaka — będę zmuszony pana zabić.
Grobowa cisza.
— Nie mogę — jęknął Joe. — Nie mogę.
Tanaka nie odpowiedział. Znał naturę ludzką i jej słabostki. Słowa były niczym wobec czynów. Lufa pistoletu obróciła się o 90 stopni i człowiek w okularach zdążył tylko się skrzywić.
Wystrzał ogłuszył Joego. Cofnął się, uderzył o stół, rozrzucając długopisy. Jego kolega z wybałuszonymi oczyma, dłońmi obejmując brzuch, osunął się powoli na ziemię.
Gryzący zapach prochu rozszedł się po małym pokoiku. Huk wystrzału ciągle jeszcze rozbrzmiewał w uszach majstra.
Joego paraliżował widok małej, czarnej dziurki, zwróconej teraz ku niemu.
— Proszę się pospieszyć — nękał go Tanaka — bo i pana zabiję.
Joe spojrzał na ciało kolegi i pomyślał że chłopak dogorywa. Nie był zresztą w stanie normalnie myśleć.
— Już, już, ale chciałbym zająć się kumplem.
— Nie rób z siebie idioty — mruknął Tanaka. — Idziemy.
Jak w koszmarnym śnie, Joe sięgnął po pęk kluczy z szóstego piętra i wyszedł, prowadząc Japończyka. Tanaka schował broń. W lewej ręce niósł pudełko.
— Są tu gdzieś schody? Nie chcę korzystać z windy.
Joe ruszył ku wąskim betonowym schodkom.
Sam Goodis, pełniący służbę w Control Room przed dwunastoma monitorami strzegącymi strategicznych punktów ONZ-u, dostrzegł na jednym z ekranów dwie postacie. Pierwszą był bez wątpienia gruby Joe. Nikt inny w ONZ nie miał takiego brzucha.
Zastanawiał się przez moment, kto mu towarzyszy, ale to nie była jego sprawa. Joe był służbistą i skoro ktoś z nim szedł, musiał być O.K. Spojrzał na zegarek:
dziesięć po szóstej. Pracował do ósmej.
Ktoś otworzył drzwi. Odwrócił się i uśmiechnął poznając Dennisa, jednego z cywilnych strażników, w towarzystwie blondyna o dziwnych, złotych oczach.
— Wszystko w porządku, Sam? — zapytał Dennis. — Nic szczególnego?
— W porządku. A dlaczego?
— Szukamy wariata. Japończyka.
Sam Goodis już miał wspomnieć o człowieku, który szedł z Joe, ale ugryzł się w język. Joe zbyt rygorystycznie traktował regulamin, żeby podjąć ryzyko.
Gruby Joe zadrasnął sobie palec, odkręcając nakrętkę. Dalej nic nie rozumiał. Nieznajomy kazał mu zamknąć drzwi na klucz. Sprawdzali teraz kolejno wszystkie wyloty powietrza. Ale system był bardzo zróżnicowany. Samą tylko ogromną salę Zgromadzenia Ogólnego obsługiwało niemal dziewiętnaście różnych obiegów.
Otworzył niektóre. Japończyk natychmiast wsypał w nie malinowe granulki. Za chwilę przewody wypełni gaz.
— Proszę się odsunąć — rozkazał Tanaka. — I nie oddychać.
Joe nie miał pojęcia, czemu nagle poczuł silny ból głowy i nudności.
— Szybciej — komenderował człowiek z pistoletem.
Przerażony Joe działał najszybciej, jak tylko potrafił.
Tanaka doznał rodzaju okrutnej satysfakcji. Za pięć minut pierwsi delegaci poczują działanie trucizny. Jeszcze pół godziny pracy. Pozostanie mu tylko pozbyć się tego kretyna i spróbować wybrać honorową śmierć.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Cyklon w ONZ»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Cyklon w ONZ» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Cyklon w ONZ» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.