profesjonalista, zimny jak lód, pozbawiony uczuć, uformowany w bezlitosnej szkole komunizmu…
Postąpiła w jego stronę, starając się nadać swojej twarzy szczególnie uwodzicielski wyraz.
Była świadoma swojej władzy nad mężczyznami.
Jeśli zdoła go podniecić, zyska przynajmniej na czasie.
Nagle upadła na kolana i objęła jego uda, z ustami na wysokości brzucha.
— Gotowa jestem zrobić, co pan zechce — wyszeptała błagalnie — tylko nie chcę umierać.
Generał el Husseini stał przez chwilę bez ruchu, a potem powiedział beznamiętnym głosem:
— W takim razie, być może jest coś do zrobienia. Wstań.
Szlomo Zamir tarmosił brutalnie swojego czerwonego psa, pogrążony w czarnych myślach.
Dzięki informacjom z podsłuchu, zebranym na bieżąco w biurze Jamala Nassiwa, od godziny już wiedział, że zamach na agenta CIA się nie udał.
Wiedział również, że szef służby bezpieczeństwa nie ponosił żadnej winy za niepowodzenie akcji.To go jednak wcale nie pocieszało.
Po raz dziesiąty przeczytał wyciąg z podsłuchu, który przy niósł mu Ezra Patir.
Był zawiedziony i zaintrygowany.
Od kilku dni wydawało mu się, że jeden z jego głównych „celów” w Mukhabaracie wie, iż jest podsłuchiwany.
Zebrano tylko banalne informacje, jakby w tej instytucji omawiano teraz wyłącznie sprawy mało ważne.
A przecież było to niemożliwe…
Szlomo miał wrażenie, że nagle stał się ślepy i głuchy.
W chwili, kiedy powinien być najlepiej poinformowany.
Operacja „Gog i Magog” osiągnęła punkt kulminacyjny.
Wszystkietryby machiny były dobrze „naoliwione”, wystarczyło tylko na cisnąć guzik.
Jednak wybór momentu nie zależał od Szlomo Zamira…
Nagle pojawiło się ziarenko piasku, które mogło sprawić, że operacja się nie powiedzie.
W tym przypadku również nie panował już nad sytuacją.
Zaczął się wyścig z czasem.
Czy zdąży unieszkodliwić to ziarenko, zanim ono spowoduje katastrofę jego projektu?
Wiele rzeczy od tego zależało, a on był bezradny w swoim biurze w Tel Awiwie, w odległości stu kilometrów w linii prostej od Gazy.
Spojrzał na starego breitlinga, pamiątkę z czasów, kiedy służył w wojsku.
Był tak zaprzątnięty swoimi kłopotami, że zapomniał o upływie czasu.
Znalazł się w położeniu defensywnym, a tego nienawidził.
Nagle wydało mu się, że wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu.
Stwierdził z żalem, iż musi przyspieszyć jeden z etapów operacji, z czym wiąże się pewne ryzyko.
Niestety, musiał wybrać mniejsze zło.
Malko wysiadł z samochodu Prewencyjnej Służby Bezpieczeństwa naprzeciwko Commodore.
Auto natychmiast odjechało.
Przez ponad pół godziny Jamal Nassiw rozpływał się w usprawiedliwieniach, przepraszając za incydent z LFWP i przyrzekając, że osobiście przeprowadzi śledztwo w tej sprawie. Pokazał mu nawet list z przeprosinami, który napisał do Jeffa O’Reilly.
Kiedy ten koncert hipokryzji dobiegł końca, rozeszli się każdy w swoją stronę…
Malko poszedł na górę, do pokoju.
Słońce zachodziło nad Morzem Śródziemnym oszałamiająco piękne.
Jednak atmosfera była pełna napięcia.
Od po nad pół godziny dwa izraelskie apache stały w locie wiszącym nad morzem, naprzeciwko al Muntada, chociaż Arafat był nie obecny w swojej kwaterze.
Potem helikoptery zniknęły we mgle i napięcie opadło.
Za dzwonił telefon komórkowy.
Była to Kyley Carn.
— Malko! — powiedziała dziennikarka — właśnie wróciłam.
Czy zjemy razem kolację?
— Z przyjemnością.
Właśnie zamierzał wyjść, kiedy zadzwonił hotelowy telefon.
— Someone wants to seeyou — oznajmiła recepcjonistka, wyraźnie podenerwowana.
To mogli być tylko ludzie generała el Husseiniego.
Spojrzał na swojego breitlinga crosswind: była siódma trzydzieści.
Ky ley będzie chyba musiała na niego poczekać…
Nie pomylił się. Dwaj roześmiani, mało rozmowni, wąsaci mężczyźni zabrali go do czarnego BMW i posadzili na tylnym siedzeniu.
Ruszyli natychmiast z piskiem opon.
Kiedy pojechali na wschód, zrozumiał, że nie jadą do „piramidy”.
Odległość do apartamentu generała była niewielka, podróż trwała zaledwie pięć minut.
Chociaż za każdym razem budynek wydawał się równie opustoszały, zaledwie Malko ruszył w głąb hallu, natychmiast pojawiło się dwóch silnie zbudowanych mężczyzn z pistoletami maszynowymi w garści.
Kiedy poznali Malko, złagodnieli, a potem jeden z męż czyzn wsiadł z nim do windy.
Generał pracował, siedząc przy stoliku do brydża, pośrodku swojego pustego salonu.
Przywitał Malko gorącym uściskiem dłoni i oznajmił natychmiast:
— Mam dobrą nowinę, Leila el Mugrabi zgodziła się na współpracę.
— Nie powie o niczym Nassiwowi? — zaniepokoił się Malko.
Generał przeciągnął ręką po swoich siwych włosach.
— Nie sądzę. Bardzo się bała.
— Groził jej pan?
— Uprzedziłem ją, że jeśli nie będzie współpracować, zawiadomię Abu Amara ojej powiązaniach z Hamasem.
— Nie wie o tym?
— Nie. A jego reakcja byłaby bezwzględna.
Kariera Leili by łaby skończona i pewnie także straciłaby życie.
I dorzucił z lekkim uśmiechem:
— Od tej chwili ma trzech pracodawców: Harnaś, mnie i Prewencyjną Służbę Bezpieczeństwa…
Nazywają to grą znaczonymi kartami.
Malko zapytał, patrząc na pokrytą zmarszczkami twarz generała:
— Czego pan od niej zażądał?
— Tego, o co pan prosił jej szefa: raportu z ostatnich działań majora Rażuba.
Ze wszystkimi szczegółami. Może dowiemy się z niego czegoś interesującego…
Malko zauważył, że generał powiedział „my”.
El Husseini wypił łyk herbaty i dorzucił, zamyślony:
— Mam złe przeczucie.
Izraelczycy podnoszą krzyk i coraz bardziej zdecydowanie oskarżają Abu Amara o terroryzm, o zdalne sterowanie fanatycznymi samobójcami, którzy wysadzają się ze swoimi bombami w Izraelu.
Dzisiaj ostrzelali rakietami i z moździerzy Ramallę i Hebron, wiedzą jednak, że to nic nie da.
Jeśli Ariel Szaron nie chce zostać odrzucony przez swoich wyborców, musi podjąć stanowcze kroki.
Palestyńczyk nie powiedział nic więcej, lecz Malko zrozumiał, że od tej pory generał będzie poważnie traktował hipotezę Jeffa O’Reilly, którą zlekceważył tydzień wcześniej.
Chciał jednak wystąpić w roli adwokata diabła.
— Izraelczycy bez trudu mogą doszczętnie zniszczyć kwaterę główną Arafata.
Nie macie nawet D.C.A.
— To prawda — przyznał generał.
— Lecz co potem?
To je dyny sposób, by zjednoczyć świat arabski przeciwko Izraelowi.
Nie mówiąc o opinii międzynarodowej. Niech pan pomyśli o reakcji na Terytoriach Okupowanych.
Trudno to sobie wyobrazić. Dlatego zapewne myślą o czymś innym.
— Kiedy będzie pan coś wiedział?
— Dałem jej czas do jutra wieczorem — powiedział generał.
— Ma mi przynieść pisemne sprawozdanie z ostatnich działań majora Rażuba.
— Nie będzie próbowała go spreparować?
— Nie, ponieważ mam sposoby, aby to sprawdzić.
A zatem zobaczymy się jutro wieczorem.
Mam dużo pracy. Jeden z moich ludzi zawiezie pana z powrotem do Commodore.
Inaczej mówiąc, generał wyprosił go.
Kiedy Malko wrócił do hotelu, była godzina ósma trzydzieści, a on nie czuł głodu.
Nie miał też ochoty na spotkanie z au stralijską dziennikarką.
Napięcie nerwowe paraliżowało jego li bido.
Читать дальше