Palestyńczyk wysiadł z auta i powiedział kierowcy:
— Przyjedź po mnie za godzinę.
Wolał, żeby nie widziano jego mercedesa parkującego obok czerwonego audi.
Otworzył drzwi willi własnym kluczem, wszedł do środka i zszedł po kilku stopniach do wysokiej sutereny.
Kiedy popchnął drzwi w głębi, ukazał się pokój w stylu hollywoodzkim, ze ścianami obitymi materiałem i z wielkim łóżkiem wyeksponowanym dodatkowo przez lustra, po którego obu stronach stały stoliki nocne.
Przyjaciel Nassiwa umeblował cały dom u Romeo w Paryżu.
Wyciągnięta na niebieskiej satynowej narzucie Leila wstała i czule objęła kochanka na powitanie:
— Habibi! Udało ci się przyjść!
Jamal Nassiw dotknął jej piersi, przycisnął ją do ściany i na jakiś czas zapomniał o kłopotach.
Leila el Mugrabi pochyliła się w miłosnym zapamiętaniu nad Jamalem i wzięła jego członek do ust.
Był to najlepszy sposób, by doprowadzić go do wzwodu.
Niczego nie lubił bardziej od tej pieszczoty, rzadko praktykowanej w świecie muzułmańskim.
Minęła już prawie cała godzina i mimo pozornego podniecenia, Palestyńczyk nie zdołał się do tej pory rozbudzić seksualnie, co mu się zdarzało rzadko.
Pomysł Leili okazał się doskonały: nieoczekiwane fellatio podziałało na Jamala jak rażenie prądem.
Pięć minut później atakował swoją kochankę potężnymi ruchami lędźwi, klęcząc za nią na hollywoodzkim łóżku Claude’a Dalie.
Przez cały czas myślał o tym, że kierowca musi już czekać na niego przed domem.
Doszedł, zanim ona osiągnęła pełną rozkosz, więc kochał się z nią dalej, leżąc na jej wyciągniętym ciele i korzystając z cudownych chwil odprężenia.
Leila odwróciła się do niego i zapytała z uśmiechem:
— Właśnie to cię martwi?
Miała na myśli teczkę Marwana Rażuba, którą wziął ze sobą do willi.
— Tak — wyznał.
Rozluźniony, wyjaśnił dziewczynie, na czym polega jego kłopot.
Czuł, że te dokumenty są jak granat, który może w każ dej chwili wybuchnąć mu w rękach.
A on nie ma najmniejszego pojęcia, w jaki sposób go rozbroić.
Ta historia musiała mieć nie lada znaczenie, w przeciwnym wypadku agent CIA nie myszkowałby w Gazie.
Leila el Mugrabi poradziła mu lekkim tonem:
— Nie myśl już o tym w tej chwili.
Obserwuj tego człowieka, który prowadzi śledztwo zamiast ciebie.
Kiedy przyjdzie pora, zaczniesz działać.
Zawsze umiała znaleźć dobrą radę.
Pocałował ją szyję.
— Masz rację, ale teraz muszę już iść.
Wstał i zaczął się ubierać.
W mgnieniu oka był gotowy.
Na pożegnanie pocałował Leilę w zagłębienie lędźwi.
— Do zobaczenia wkrótce.
— Do zobaczenia, habibi — powiedziała czule.
Mieli się spotkać jak zwykle w biurze.
Ta sytuacja była dość podniecająca.
Malko jadł śniadanie w zupełnie pustej sali restauracyjnej hotelu Commodore i podziwiał widok na zewnątrz przez za mknięte szczelnie drzwi balkonowe.
Ten port bez jakichkolwiek śladów życia, te nieruchome statki, jakby uwięzione w lodach, wszystko to robiło przeraźliwie smutne wrażenie.
Gaza rzeczywiście była zadupiem świata.
Czymś w rodzaju mrowiska — getta, którego mieszkańcy, nie mogąc z niego wyjść, wykonywali tylko ruchy Browna.
Życie sprowadzało się tutaj do jego najprostszych przejawów: żadnych widowisk, żadnego kina, żadnych barów czy dyskotek.
Nikt nie spacerował po plaży, skażonej i brudnej.
Nawet dzieci wydawały się smutne.
Jedyną aktywność wyzwalał konflikt z Izraelczykami: palestyńskie wyrostki odreagowywały i umierały w wątpliwej walce, z góry skazanej na przegraną.
Rytm życia wyznaczały syreny karetek pogotowia, zabierających rannych do szpitali.
Ten hotel, nowoczesny, elegancki i pusty, był jeszcze bardziej przygnębiający.
Przypominał zamek nawiedzany przez duchy.
Kelner przyniósł jajko na miękko, tosty, kawę i nieuniknioną herbatę.
Do tego rogalik, chyba odlany w betonie.
Najlepszy posiłek dnia.
Bezczynny od wczorajszego śniadania, Malko próbował przeanalizować wypadki w porządku chronologicznym.
Najpierw śmierć majora Rażuba: nie wiedział o niej nic pewnego.
Wprawdzie Izraelczycy kłamali, lecz można to było wytłumaczyć na wiele sposobów.
Przypadek młodego Izraelczyka — pacyfisty był bardziej niepokojący, lecz także niejednoznaczny, jak długo Malko nie wiedział, dla jakiego wydziału Szin Bet chłopak pracował.
Mógł mieć chociażby jakąś złą wiadomość, która w jego oczach na brała zbyt wielkiego znaczenia.
Nie sposób było to zweryfikować, skoro agent Szin Bet nie mógł niczego wyjaśnić.
Jeśli na przykład Szaron zdecydował się na zorganizowanie wypadu do strefy A, chłopak mógł uznać, że nie można do tego dopuścić…
Pozostaje zdarzenie w Ramalli.
Tym razem również niczego nie można być pewnym.
Malko miał wrażenie, że to do niego strzelano, lecz wcześniejsze do świadczenia pokazywały, że izraelscy snajperzy byli nieprzewidywalni.
Mógł się po prostu zdarzyć wypadek.
Kiedy strzelec wyborowy się wprawiał, palec ześlizgnął mu się z cyngla.
Wprawdzie w pobliżu nie było żadnej demonstracji, lecz to niczego nie dowodzi.
Poza tym Izraelczycy mogli z nieznanej przyczyny celować w Józefa.
Spotkanie z Jamalem Nassiwem nie rozproszyło wątpliwości Malko.
Szef służby bezpieczeństwa także powinien sobie zadać kilka pytań.
Twierdząc, że jego podwładny rozpracowywał siatkę Hamasu, zapewne nie mijał się z prawdą.
Chodziło jednak o zadanie zbyt delikatne, by miał ochotę zdradzić Mal ko więcej szczegółów.
Za często oskarżano Prewencyjną Służbę Bezpieczeństwa o to, że za pośrednictwem Amerykanów pracuje dla Izraelczyków, by Nassiw chciał udostępnić agento wi CIA swoje dokumenty…
Wschód był krainą pogłosek, prowokacji, teatrem cieni.
Nic nie było tutaj jednoznaczne.
Malko powiedział sobie, że jeżeli spotkanie z generałem el Husseinim nic nie da, wyjedzie z Gazy.
Atmosfera zaczynała mu ciążyć.
Podniósł głowę.
Fajsal Balaui wysiadł właśnie z windy i zmierzał w jego kierunku, ze swoim wyglądem zmartwionego błazna i z wysuniętym do przodu nosem.
— Niech pan kończy szybko śniadanie — rzucił.
— Generał el Husseini czeka na pana w swoim biurze.
Hani el Hassan nie tracił czasu.
Malko porzucił bez żalu prawie surowe jajko i betonowy rogalik i poszedł za Fajsalem Ba laui, który był do głębi przejęty tym spotkaniem.
— Jego zastępca zadzwonił na moją komórkę!
— wyjaśnił.
— Generał jest po Abu Amarze najpotężniejszym człowiekiem w Gazie.
I jest uczciwy, co się tutaj rzadko zdarza.
Przejeżdżali w obłoku kurzu przez obóz al Szati, chcąc dostać się na drogę nadmorską, gdzie ford galaxy mógłby wreszcie przekroczyć prędkość trzydziestu kilometrów na godzinę.
Fajsal uśmiechał się pod nosem.
— Jeśli Jamal Nassiw dowie się o pańskim spotkaniu z generałem el Husseinim, będzie wściekły.
Zwykle to on ma wyłącz ność na kontakty operacyjne z Amerykanami.
Generał widuje tylko wielkich szefów CIA, takich jak Georege Tenet.
I nie ufa nikomu.
To była szkoła Stasi.
— Czy mówi pan po niemiecku? — spytał Palestyńczyk.
Malko zaśmiał się.
— Oczywiście, jestem Austriakiem.
— Proszę z nim rozmawiać po niemiecku.
On to uwielbia.
Читать дальше