Kuzyn rozwinął ją i ukazał się automatyczny pistolet desert eagle 44 magnum.
Broń o przerażającej sile, którą Malko wziął do ręki pod zacie kawionymi spojrzeniami tanzim.
Pistolet ważył prawie dwa kilogramy!
Malko nie wyobrażał sobie powrotu do Izraela z tą haubicą.
Lecz mógłby przynajmniej bronić się w czasie pobytu w Gazie.
— Dobrze — powiedział. — Biorę go.
Odliczył tysiąc dolarów w banknotach studolarowych.
Kuzyn podziękował gorąco za pośrednictwem Fajsala.
— Jego rodzina będzie mogła kupić jedzenie i ufundować piękny kamień nagrobny.
Jeszcze trochę herbaty i wrócili do samochodu.
— Jest pan zadowolony?
— zapytał Fajsal.
— Wolałbym coś dyskretniejszego — powiedział Malko.
— W każdym razie zostawię go panu, wyjeżdżając z Gazy.
— Zaraz ruszymy z powrotem.
Mam nadzieję, że droga nie będzie zamknięta.
Droga nie była zamknięta, lecz musieli czekać ponad godzinę w korku nie do opisania.
Mercedes przed nimi miał białą tablicę rejestracyjną.
— Ten samochód nie jest stąd? — zapytał Malko.
Palestyńczyk uśmiechnął się.
— Ależ tak.
Lecz został ukradziony w Izraelu i sprzedany przez mafię ludziom z Gazy.
Oni załatwili mu specjalną rejestrację.
Telefon Fajsala Balaui zadzwonił.
— Jemy jutro śniadanie u Hani el Hassana — oznajmił Palestyńczyk.
Ma pan szczęście.
Ford zjechał z asfaltowej drogi, wjechał w poprzeczną ulicę, wyboistą jak afrykańska ścieżka i zatrzymał się przed willą ukrytą za wysokim murem.
Fajsal i Malko wysiedli z samochodu, witani przez gromadę wąsatych, roześmianych mężczyzn.
Malko wszedł do ogrodu.
Kiedy się odwrócił, zobaczył dwóch mężczyzn w samochodzie, który zatrzymał się w pobliżu.
Puls zabił mu szybciej.
Kierowca był ubrany we wspaniałą, zieloną marynarkę.
W tej sytuacji nie żałował, że poprzedniego dnia przywiózł z Khan Junes pistolet.
— Widział pan? — szepnął Malko do Fajsala.
Człowiek w zielonej marynarce.
Palestyńczyk skinął głową.
— Tak.
Dziwne, nie zauważyłem, że jestem śledzony.
To znaczy, że Prewencyjna Służba Bezpieczeństwa założyła mi podsłuch.
Jamal Nassiw interesuje się panem.
Przeszli przez kordon uzbrojonych po zęby tajnych agentów i znaleźli się na pierwszym piętrze willi, w salonie bez wyrazu, gdzie pod pokrytymi tapetą ścianami stały starannie ustawione rzędem krzesła.
Nie minęły nawet trzy minuty, gdy do salonu wszedł korpulentny mężczyzna ubrany w płócienną koszulę i spodnie.
Miał rzadkie włosy, orli nos oraz lekko gąbczastą, uśmiechniętą i pełną inteligencji twarz.
Dobiegał sześćdziesiątki.
Trzy razy uściskał Fajsala, który przedstawił ich sobie z Malko:
— Pan Hani el Hassan, jeden z założycieli OWP i doradca polityczny Arafata.
Na pewno jeden z najlepiej poinformowanych ludzi w Gazie.
— Cieszę się, że mogę panów gościć u siebie — zwrócił się do Malko świetnym angielskim.
Tu, w Gazie, jesteśmy trochę odizolowani od świata i zapominamy, co się dzieje na ze wnątrz…Fajsal mówił, że ma pan do mnie sprawę.
Zawsze z radością pomagam naszym amerykańskim przyjaciołom.
Jestem jednym z siedmiu żyjących założycieli OWP.
Może pan ze mną rozmawiać z pełnym zaufaniem.
Nawet jeśli nie zgadzam się z Abu Amarem w pewnych sprawach, nie zdradzę go nigdy i uważam, że jest ojcem naszego młodego narodu.
Chodźmy, zjemy razem śniadanie…
Przeszli do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie czekał na nich zastawiony stół: były tam ryby wszelkich rozmiarów i nie śmiertelne sałatki, wzorowane na libańskich mezze.
Hani el Hassan troskliwie napełnił talerz Malko jedzeniem, którego wystarczyłoby do nakarmienia ośmioosobowej rodziny, i zapytał z uśmiechem:
— Ma pan złe nowiny?
Ostatnio nie mieliśmy wielu dobrych nowin.
Chociaż z wielu ryb zostały już tylko ości, Hani el Hassan wciąż zachęcał Malko do jedzenia, jakby ten nie miał nic w ustach od ośmiu dni.
Do tej pory nie mówili o niczym ważnym.
Wreszcie sekretarz przyniósł herbatę.
Malko zastanawiał się, jak ma zacząć rozmowę, lecz Hani el Hassan go ubiegł.
— Panie Linge — zwrócił się do Malko — Fajsal Balaui mówił mi, że chce się pan spotkać z generałem Atepem el Husseinin.
Mogę zapytać dlaczego?
Czy to jest oficjalne życzenie CIA?
Czy ma pan dla niego jakąś wiadomość?
Od początku śniadania Malko zastanawiał się, w jaki sposób ma przedstawić cel swojej wizyty.
Z całą pewnością generał el Husseini był nieufny.
Jedynym sposobem, aby zainteresować jego problemem, było jego „udramatyzowanie”.
Malko musiał się odkryć.
— Panie el Hassan, czy sądzi pan, że Izraelczycy chcą zabić Jasera Arafata?
— zapytał.
Palestyńczyk wziął spokojnie wykałaczkę i odpowiedział z uśmiechem:
— Kiedyś często o tym myśleli, przede wszystkim w Bejrucie, a nawet w Tunisie.
Nie sądzę jednak, by później mieli taki zamiar.
— Nawet po powrocie Szarona?
El Hassan potrząsnął głową.
— Nie.
To wzburzyłoby natychmiast naród palestyński i wywołałoby zamieszki, których rozmiarów nikt nie jest w stanie oszacować.
Jednak myślę, że skoro pan mnie o to pyta, ma pan ważny powód…
— Tak — powiedział Malko.
Zdecydował się zaufać temu staremu towarzyszowi Arafata, którego niełatwo było przestraszyć, odpornemu dzięki swojej zamożności na przekupstwo, przyzwyczajonemu do podróży i spotkań z ludźmi, ceniącemu Amerykanów i Europejczyków.
Byłoby dobrze, gdyby Malko Linge mógł zacząć swoje śledztwo.
Jednym tchem opowiedział więc el Hassanowi o dwóch wydarzeniach, które zaalarmowały szefa rezydentury CIA i o podejrzeniach bankiera z Ramalli…
Doradca Jasera Arafata wysłuchał go z zainteresowaniem, a potem rzekł:
— Pańska opowieść jest niepokojąca, lecz brakuje w niej zasadniczego elementu: Izraelczycy nie mogą wziąć na siebie odpowiedzialności za zlikwidowanie Jasera Arafata, nawet, jeśli Ariel Szaron, który wciąż demonizuje naszego przywódcę, miałby wielką ochotę go zabić.
Ze względów politycznych byłoby to nie do przyjęcia, także dla Amerykanów.
Zatem jest jeszcze coś, o czym pan nie wie, albo jest to po prostu balon próbny.
— A co pan sądzi o Abu Kazerze?
Następny uśmiech.
— Bardzo dużo dobrego.
W wyjątkowo zadowalający sposób prowadził negocjacje z Izraelczykami.
To jeden z naszych najstarszych towarzyszy, odegrał wybitną rolę w palestyńskiej historii.
— Czy jest w Gazie?
— Nie. Nie w tej chwili.
Zbudował sobie na razie bardzo piękny dom, lecz mieszka w Ramalli.
Myślę, że jest bardzo zmęczony.
Ostatnio nie bierze udziału w naszych posiedzeniach.
Kiedy Abu Alah został powtórnie wybrany na przewodniczącego Rady palestyńskiej, nie przyjechał.
Chociaż, jak sądzę, Izraelczycy nie mogliby mu, ze względów politycznych, odmówić prawa przejazdu.
Nie mam jednak żadnego potwierdzenia kontaktów Abu Kazera z nimi.
Oczywiście, warto było by wyjaśnić tę sprawę.
Osobiście nigdy nie uwierzę, że mógłby zdradzić swojego starego towarzysza.
— To może być bardziej skomplikowane — stwierdził Malko.
Widział, że mimo wszystko jego informacje poruszyły Hani el Hassana.
Wykorzystał więc okazję:
Читать дальше