A Chołowanow — do półciężarówki. I pełnym gazem na lądowisko…
XII
Nastia ściągnęła spadochron za dwie dolne taśmy. Trzeba je wybierać szybko i sprawnie. Nie ma wiatru, więc czasza prędko opada. Zrzuciła uprząż i pędem do Kati.
Katia leży nieruchomo. Jak worek ziemniaków. I nie ściąga spadochronu. Instrukcja nakazuje natychmiast ściągać spadochron i zrzucać uprząż. Nastia biegnie, ale nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Ledwie może ustać. Tak mocno uderzyła przy lądowaniu, że ma wrażenie jakby oba kolana rozsypały się w drobny mak. I stopy i biodra. I kręgosłup jakby połamany w dziesięciu miejscach. Dlatego Nastia biegnie jak pokraczny manekin. Instrukcja mówi wyraźnie; ściągniesz swój spadochron — pędem do sąsiedniego. Ale nie ma co ściągać. Ledwie zaczerpnął powietrza. Nie jest napięty, jak powinien, tylko sflaczały, jak przekłuty balon.
Rozpostarła ręce, zagarnęła rozwiany jedwab. Spadochron nie stawiał oporu, zgasł pod jej ciężarem, choć Nastia nie wyróżnia się solidną budową. Teraz szybko zwinąć tkaninę w kłąb. Odczepić uprząż, żeby wiatr nie pociągnął ciała. Rozpina zamki, bojąc się spojrzeć na Katię.
Zajechała półciężarówka. Z kabiny wyskakuje Chołowanow. Katię w spadochron i na samochód. Drugi spadochron również. Nastię za rękę — i do kabiny. Dopiero wtedy spojrzał jej w twarz. I aż go rzuciło. Albo to jej mina, albo też nie spodziewał się ujrzeć ją żywą. Na zdrowy rozum, to przecież ona powinna być martwa.
A Katia żywa.
XIII
Ciało Kati wygląda strasznie.
Straciło kształty ciała. Całe zdeformowane. Wszędzie coś wystaje, same guzy i krwiaki. Zwłoki w oczach czernieją. Przemieniają się w jeden ogromny siniec.
Chołowanow za kierownicą. Nastia obok. Martwe wejrzenie. Zadziwił się Chołowanow: ani jednego słowa, ani jednej łzy. Ruszył ostro do przodu. Jak najdalej od tłumu. Jak najdalej od zgiełku.
Na niebie — masowy desant. Tysiąc skoczków na wielobarwnych spadochronach. Nie można oderwać oczu.
XIV
Kati Michajłowej urządzono skromny pogrzeb. I dyskretny. Chowano ją, jak chowa się komandosów na tyłach wroga. Owiniętą w spadochronowy jedwab, bez trumny. W nieznanym miejscu. Nie można postawić płyty nagrobnej. Nie można wygrawerować nazwiska. Prestiż państwa jest ponad indywidualne ofiary. Tylko krzyżyk na mapie. A mapę — do sejfu. Minie pięćdziesiąt lat, na całej kuli ziemskiej nastanie prawdziwy komunizm. Nie będzie wtedy granic państwowych, wszystkie kraje zjednoczą się w wielką rodzinę równoprawnych nacji. I wtedy wspomnimy o tobie, Katiu Michajłowa. Za pięćdziesiąt lat. Aż strach pomyśleć: w 1987 roku. Postawimy ci wtedy w tym miejscu imponujący pomnik. Z granitu. I wypiszemy złotymi literami: W trakcie pełnienia zaszczytnych obowiązków… podczas pionierskich prób z nową technologią, będącą dziełem geniuszu… Katia Michajłowa… Chichotka.
XV
Nastia nie płakała nocą.
W ogóle nie płakała. Chołowanow zamknął ją w spadochroniarni. Uprzedził: nie waż się pokazywać na zewnątrz. Przyniósł jej koc, poduszkę, mydło, ręcznik, proszek do zębów, szczotkę, grzebień, wiadro wody, pięć opakowań suchego prowiantu. Zażartował:
— Komandos uzbrojony w suchy prowiant jest właściwie nieśmiertelny.
Nie przyjęła tego żartu. Sam zresztą się zreflektował, że gadka o nieśmiertelności jest nie na miejscu.
I oto jest sama w wielkim magazynie. Pod dachem lata nietoperz. W okienku, pod samą kopułą hangaru, księżycowa poświata.
Wtuliła się w poduszkę i długo zagryzała wargi. Do samego świtu. Żeby nie zapłakać.
I nie zapłakała.
I
Po moskiewskich tramwajach krążą plotki. Kursują po bazarach i bramach. Spiera się gawiedź. Powiadają, że na powietrznej paradzie pokazano bardzo zabawny numer: zrzucono z samolotu dziewczynę ze spadochronem i worek kartofli — też ze spadochronem. Worek roztrzaskał się o ziemię, a dziewczyna cała i zdrowa. Śmiechu było co niemiara!
Ale nie wszyscy tak mówią. Niektórzy twierdzą, że były dwie dziewczyny. Jedna żyje, a druga zginęła. Worek kartofli wymyślono na wszelki wypadek, gdyby coś się nie powiodło. A w rzeczywistości były dwie. Widziano je na własne oczy. Jedna doświadczona. Ta się uratowała. A druga kompletnie zielona. Skakała i ciągle chciała się wyróżnić. No i doskakała się.
II
Chołowanow położył towarzyszowi Stalinowi na biurku równy plik zadrukowanych kartek. Raport operacyjny o moskiewskich plotkach w minionym tygodniu. Towarzysz Stalin siedzi za biurkiem. Czyta. Milczy. Chołowanow zamarł. Obcasy ściągnięte. Czubki lśniących oficerek rozchylone na przepisową odległość. Ręce wyprężone wzdłuż szwów.
Niedobrze, gdy towarzysz Stalin milczy. Jeszcze gorzej, gdy milczy i nie proponuje usiąść. Sam siedzi. Szeleści kartkami raportu, jakby zapomniał o Chołowanowie. Raport liczy siedem stron, tyle ile jest dni w tygodniu. Rocznie 52 raporty operacyjne. 365 stron.
Towarzysz Stalin czyta i odkłada na bok przejrzane strony. Pierwsza. Druga. Trzecia. Towarzysz Stalin czyta czwartą stronę, a Chołowanow wie, o czym czyta w tej właśnie chwili. Łatwo zapamiętać, co jest na każdej kartce. Na pierwszej — uporczywie szerzące się pogłoski, że w trakcie pokazów zabiła się pewna spadochroniarka. Na drugiej — o tym samym. I na trzeciej i na czwartej. I tak dalej. Z tym, że na każdej stronie dochodzą kolejne fantastyczne domysły. Pierwszego i drugiego dnia plotki nie wymieniają nazwiska rzekomo zabitej. Poczynając od trzeciego dnia stopniowo wyjaśnia się, że miała na nazwisko Strielnikowa, albo Striełkowa. Cała Moskwa huczy wciąż
O niej. Wszystkie plotki spływają do Chołowanowa. Specjalny wydział zajmuje się sortowaniem materiałów i redagowaniem raportów. Chołowanow je podpisuje, po czym dostarcza na biurko towarzysza Stalina. Miałby wielką chęć opisać w raporcie jakieś inne pogłoski, o spadochroniarce wspominając mimochodem. Nic z tego. Prócz jego raportu na biurku wyląduje raport o moskiewskich plotkach autorstwa NKWD. Z podpisem towarzysza Jeżowa.
I jeszcze jeden, z KC. Z podpisem towarzysza Malenkowa. Malenkow nie wie, o czym informuje Jeżow. Jeżow nie wie, o czym donosi Malenkow. Obaj nie mają pojęcia, co przyniesie Chołowanow. W zasadzie Jeżow, Malenkow i ich podwładni w ogóle nie powinni wiedzieć, że Chołowanow ze swoimi chłopcami dubluje niektóre aspekty działalności KC i NKWD. A Chołowanow nie ma dostępu do raportów tych dwóch organizacji. Prócz nich jest jeszcze ktoś, kto informuje towarzysza Stalina. Poza Chołowanowem. Poza KC i NKWD. I wszyscy tylko o jednym — o spadochroniarce.
System został tak pomyślany, by wszystkie źródła informacji były od siebie niezależne. Żeby nikt nie miał wyłączności. Jak w tej sytuacji Chołowanow mógłby skłamać? Nie ma jak. Na tle innych raportów każdy wybieg zostanie natychmiast zdemaskowany. Właśnie dlatego bite siedem stron jego raportu jest poświęcone tylko tej jednej sprawie, która poruszyła całą stolicę, od podziemnych stacji metra aż po kremlowskie gwiazdy. (Chołowanow otrzymał rano meldunek: wczoraj trzej robotnicy polerowali czerwoną gwiazdę na wieży Świętej Trójcy i bez przerwy paplali o spadochroniarce. Informacja pochodziła z trzech niezależnych źródeł…)
Spróbuj w takich warunkach cokolwiek zataić.
Towarzysz Stalin zakończył lekturę, ułożył kartki w stos i przypomniał sobie o człowieku w lśniących oficerkach:
Читать дальше