W sali zapanowało długie milczenie. Kardynałowie, prałaci i pozostali obecni nieruchomo wpatrywali się w kartkę trzymaną w drżącej ręce kardynała.
Biblioteka jako miejsce zemsty? Jak należało to rozumieć? Co ukrywa w sobie Biblioteka Watykańska? Jeden po drugim zebrani szukali wzrokiem archiwariusza, padre Augustyna, na którego miejscu siedział teraz jednakże jego następca, padre Pio.
Ujrzawszy, iż oczy wszystkich skierowane są na niego, padre Pio bezradnie wzruszył ramionami, odwrócił dłonie do góry i patrzył przed siebie jak młodzieniaszek Kleofas na widok Pana. Jednakże nie ukazał się żaden znak, jaki otworzyłby oczy obecnych i pomógł w zrozumieniu tajemnicy.
Kardynał Sekretarz Stanu, zmieszany, uśmiechnął się krzywo i aby rozładować atmosferę, zapytał Manninga, co sądzi o tej interpretacji.
– Nic – odparł bez ogródek semiotyk, uzasadniając swoją odpowiedź niedostateczną zdolnością dowodową tego rozwiązania, które co prawda wydaje się ujmująco proste, ale brakuje mu za to logiki. Dlaczego nagle pierwsza litera alfabetu ma oznaczać najpierw atramentum, potem argumentum, a w końcu nawet aptavi ? A jeżeli nawet miałoby tak być, gdzie zawarta jest wskazówka, iż w ten właśnie sposób należy dokonać interpretacji napisu? Nie, Michelangelo na pewno nie przygotowałby dla potomnych tak łatwej zagadki, nie Michelangelo!
Jako pierwszy odzyskał panowanie nad sobą kardynał Sekretarz Stanu, Cascone, który zapytał z rozdrażnieniem i jednocześnie rozczarowaniem, dlaczego Manning jest tak pewny swego zdania i nie chce uznać za zasadne rozwiązanie Eminencji kardynała Jellinka, aczkolwiek sam powiedział jeszcze przed chwilą, że nie znalazł w ogóle żadnego wyjaśnienia. Profesor nie odpowiedział więc Cascone zwrócił się do kardynała Jellinka, pytając, czy potrafi podać treściowe lub formalne wyjaśnienie dotyczące wyniku jego badań.
– Nie potrafię uzasadnić tego rozwiązania – odparł Jellinek – ani w sposób formalny, ani jeśli idzie o treść. Po prostu puściłem wodze mej fantazji, tak jak to niegdyś mógł uczynić Michelangelo, kiedy zabierał się do swego dzieła. Michelangelo nie był semiotykiem, a już na pewno nie był naukowcem. Tworzył z głębi swojej duszy, przekładał uczucia na rzeczy materialne. Wątpię, czy ten artysta zastanawiał się zbyt długo, z jakiego powodu i gdzie ma umieścić te litery. Jeśli zaś idzie o treść – stwierdził kardynał – nie chciałbym się na ten temat wyrażać publicznie i proszę kardynała Sekretarza Stanu o rozmowę w cztery oczy, specialissimo modo, po zakończeniu posiedzenia consilium.
W tym momencie unieśli się z miejsc zakonnicy, padre Pio z zakonu Braci Kaznodziejów, fra Desiderio, kanonik z San Calo, Pier Luigi Zalba z zakonu Służebników Marii, a okrągłe, płaskie okulary Adama Melcera z Towarzystwa Jezusowego zaczęły rzucać groźne błyski, gdy mówił uderzając przy tym nawet pięścią w stół. Melcer krzyczał wzburzony jak Nabuchodonozor przed piecem ognistym, iż to consilium zamienia się w farsę, gdyż niektórzy wiedzą więcej, a przed pozostałymi zamyka się możliwość poznania istotnych faktów. Z tego powodu on, Adam Melcer, składa dymisję. Pozostali zakonnicy przyłączyli się do żądania jezuity.
Zaledwie to powiedział, także i inni uczestnicy zebrania dali upust swemu wzburzeniu, rezygnując ze współpracy w consilium, między innymi Jego Eminencja kardynał Giuseppe Bellini, prefekt Kongregacji Sakramentów i Służby Bożej. W krótkim czasie w sali Świętego Oficjum zapanował wielki chaos i nawet szeroko rozłożone ramiona Jellinka nie były w stanie uspokoić ogólnego zamieszania.
– Każdy z uczestników tego czcigodnego zebrania – Jellinek z trudem usiłował zdobyć sobie posłuch – zostanie uświadomiony co do wszelkich kulis i faktów, jednakże część z nich wywodzi się z Tajnego Archiwum Watykańskiego i są specialisimo modo niedostępne nawet dla najwyższych kręgów Kurii.
Słowa Jellinka wywołały znowu na scenę Adama Melcera, który gwałtownie skrytykował kardynała, poddając pod rozwagę obecnych, czy to consilium nie jest przypadkiem zwykłą pozorowaną potyczką z nieznanym przeciwnikiem i czy owa zagadkowa tajemnica fresków nie została już dawno wyjaśniona, co z nieznanych powodów ukrywane jest przez zebranymi.
– Bo w jaki inny sposób należałoby rozumieć interpretację Jego Eminencji kardynała Jellinka, który jako człowiek znający tajemnice najwyższego rzędu twierdzi, iż znalazł rozwiązanie problemu, mającego swoje źródło w Tajnym Archiwum, do którego nie ma jednak dostępu żaden zwykły śmiertelnik? Moim zdaniem – mówił dalej Melcer – prawdziwa treść inskrypcji jest już od dawna znana i ma tak druzgocącą wymowę dla Kościoła, że to consilium zostało zwołane tylko po to, aby znaleźć bardziej przystępne i w miarę nieszkodliwe wyjaśnienie. Takie postępowanie jest równie faryzejskie jak pytania kapłanów i Lewitów do Jana po drugiej stronie Jordanu.
Jellinek zerwał się z miejsca, zakazał mówić Melcerowi grożąc mu wyciągniętym palcem i nazwał jego słowa niegodnymi prawdziwego chrześcijanina, a na dodatek nieprzemyślanymi, milczenie bowiem, o ile jego przypuszczenie jest trafne, byłoby najlepszym rozwiązaniem problemu. Mimo iż słowa Melcera były uwłaczające czci i godne rozprawy przed sądm honorowym, kardynał postanowił nie wnosić sprawy o ukaranie, nerwy wszystkich zebranych bowiem napięte są do ostateczności i Melcer zapewne już jutro odczuje skruchę.
– Nie – kontynuował Jellinek – także i ja nie mam najmniejszego pojęcia i chciałem tylko swoją próbą wyjaśnienia ukazać, że respektuję opinię profesora.
Wtedy Manning okreśił jako haniebne, nieprzyzwoite i dalekie od jakiejkolwiek cnoty chrześcijańskiej powierzenie mu badania sprawy, która od dawna znalazła już swoje rozwiązanie i potrzebuje jedynie ukazania jej w lepszym świetle, aby zgadzała się z polityką Kurii.
– Żądam więc dostępu do Tajnego Archiwum – zakończył profesor – w przeciwnym wypadku będę zmuszony złożyć swój mandat.
Przyciśnięty w ten sposób do muru Jellinek również oświadczył, że będzie zmuszony prosić o dymisję.
– Non est possibile, ex officio ! – przerwał mu głos kardynała Sekretarza Stanu, który zwrócił się jednocześnie do wszystkich obecnych, aby uszanowali spokój miejsca, w jakim się znajdują.
W ten sposób członkowie consilium rozeszli się przedwcześnie i nieoczekiwanie, nie zbliżywszy się nawet ani na krok do rozwiązania zagadki, a wręcz przeciwnie, do ogólnego zamieszania dołączył teraz jeszcze wzajemny brak zaufania. Jeden nie dowierzał drugiemu: zakonnicy kardynałom, kardynałowie profesorom, profesorowie kardynałom, kardynał Bellini kardynałowi Jellinkowi, kardynał Jellinek kardynałowi Sekretarzowi Stanu, kardynał Sekretarz Stanu kardynałowi Jellinkowi, kardynał Jellinek monsignore Sticklerowi, monsignore Stickler kardynałowi Jellinkowi, Melcer kardynałowi Jellinkowi – jak się wydawało, kardynał Jellinek miał już teraz w Kurii tylko wrogów, a nad Watykanem zawisł jak niegdyś nad Sodomą i Gomorą gniew Najwyższego.
Tego samego dnia w Oratorium na Awentynie doszło do niespodziewanego spotkania padre Pio Segoniego z opatem tego klasztoru. Opat zaprzeczył, jakoby znał benedyktyna z Monte Cassino, ale Pio twierdził z uporem, że przebywali razem w tym samym seminarium duchownym. Upierał się przy tym tak głośno, że opat, z rękami ukrytymi w rękawach zakonnego habitu, nakazał mu powściągliwość.
– One muszą się tu znajdować – mówił z płonącymi oczyma padre Pio o dokumenach z dawnych czasów – wiem o tym, przeniesienie ich bowiem gdziekolwiek indziej nie dałoby się utrzymać w tajemnicy. Proszę mi powiedzieć, gdzie są ukryte!
Читать дальше