9. W dniu święta Matki Boskiej Gromnicznej
Wieczorem tego dnia kardynał Joseph Jellinek wchodził do swego mieszkania w Palazzo Chigi schodami. Loża portierska Annibale była pusta, co zdarzało się wcale nie tak rzadko, i kardynał poczuł przyjemne napięcie związane z oczekiwaniem, mimo iż było ono równoznaczne z jego moralnym upadkiem. Grzeszne myśli dręczyły jego mózg. Człapiąc szeroko wijącymi się schodami na górę starał się w miarę jak najgłośniej obwieścić swoje przybycie. W końcu, na trzecim podeście, spotkał ją idącą mu naprzeciw, przenoszącą swe jędrne, korpuletne ciało z jednej nogi na drugą w sposób uwydatniający biodra.
– Bouna sera, Eminenza ! – przyjaźnie zawołała już z daleka. Kardynał zobaczył tani, cienki materiał jej czarnego, zapinanego z przodu fartucha i poczuł się jak Mojżesz na górze Nebo, któremu Pan ukazał Ziemię Obiecaną, ale tylko ukazał, oznajmiając, iż nigdy na nią nie wstąpi.
– Buona sera, signora Giovanna! – odpowiedział uprzejmie Jellinek, starając się nadać głosowi szczególnie miłe brzmienie, a ponieważ mu się to nie udało, odchrząknął z zakłopotaniem.
– Zaziębił się ksiądz? – zapytała dozorczyni z uśmiechem. – W tym roku wiosna każe nam na siebie długo czekać – dodała zatrzymując się stopień wyżej od Jellinka, który musiałby obawiać się najgorszego, gdyby szerokim łukiem nie ominął przeszkody, jaka jak ucieleśnienie udręki wznosiła się przed nim.
– Nic dziwnego, signora Giovanna – odparł kaszląc, kiedy udało mu się już uporać z wrażeniem, jakie wywołało na nim to spotkanie – przy tej pogodzie. Raz gorąco, raz zimno! – I nie poświęcając już Giovannie ani jednego spojrzenia, aczkolwiek nie było nic przyjemniejszego dlań w tej sytuacji, kardynał Jellinek poczłapał dalej.
Wybawiony i zarazem rozczarowany udręką, jaką zadawała mu ta kobieta, kardynał Jellinek zatrzasnął za sobą drzwi mieszkania. Natychmiast zauważył, że ktoś w nim jest. W salonie paliło się światło.
– Siostro? – zawołał Jellinek, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Ale i obecność franciszkanki o tej porze w mieszkaniu byłaby czymś dziwnym. Wbrew wszelkim zwyczajom panującym w tym domu drzwi do salonu były otwarte. Wszedłszy do środka, Jellinek przestraszony cofnął się o krok. W fotelu siedział ubrany na czarno kleryk.
Kim brat jest? Czego brat chce? W jaki sposób w ogóle dostał się brat tutaj? – o to wszystko chciał zapytać kardynał, ale milczał, nie potrafiąc wydusić z siebie ani jednego dźwięku.
Ubrany na czarno mężczyzna, w przypadku którego kardynał wcale już nie był teraz taki pewny, czy jest klerykiem, czy też szatanem we własnej osobie, spojrzał na niego i odezwał się nagle bezceremonialnie: – Czy Wasza Eminencja otrzymał moją paczkę?
– A więc to od brata pochodzi ten tajemniczy podarunek?
– To nie jest podarunek, ale ostrzeżenie!
– Ostrzeżenie? – nie zrozumiał kardynał. – Kim pan jest? Czego pan chce? I w ogóle w jaki sposób dostał się pan tutaj?
Obcy machnął niechętnie ręką.
– A więc zawartość paczki nie jest Waszej Eminencji znana? Gianpaolo…
– Jezus Maria! – Jellinek zamilkł natychmiast. Kiedy obcy mężczyzna wymienił imię Gianpaola, natychmiast uświadomił sobie, jakie znaczenie ma dziwna zawartość pakietu. Kardynał poczuł, jak krew zaczyna mocno pulsować mu w skroniach. Okulary i pantofle papieża, który rządził tylko przez trzydzieści cztery dni! Tak, dopiero teraz przypomniał sobie (do tej pory nie przykładał nigdy wagi do tej sprawy), że wtedy, we wrześniu, krążyła po Watykanie pogłoska, iż zmarły Ojciec Święty został okradziony. Brakowało różnych, mało znaczących rzeczy z jego majątku. Jedna z plotek głosiła, iż zamordowano go, aby wejść w posiadanie tych przedmiotów. Kardynał przypomniał sobie to wszystko w chwili, kiedy obcy znowu odezwał się do niego z kamienną twarzą.
– A więc zrozumiał ksiądz?
– Czy zrozumiałem? – Jellinek poczuł nagle strach, trudny do wyjaśnienia śmieszny, zwykły strach. Poczuł lęk przed zemstą ubranego na czarno mężczyzny, jak Eliasz przed wściekłością Jezabel. – Nie – powiedział bezdźwięcznie – nic nie zrozumiałem. Proszę powiedzieć, czego pan chce ode mnie i kto pana do mnie przysłał?
Obcy uśmiechnął się szyderczo, w sposób, jaki człowiek uświadomiony uśmiecha się do nie uświadomionego.
– Zadaje ksiądz za dużo pytań, kardynale. Pytanie było pierwszym grzechem.
– Niech brat powie w końcu, czego chce! – powtórzył kardynał z uporem i zauważył, że drżą mu ręce.
– Ja? – odparł ironicznie ubrany na czarno mężczyzna. – Ja nie chcę niczego. Przychodzę z wyższego polecenia. Moi zleceniodawcy wyrażają życzenie, aby zaprzestano dochodzenia mającego wyjaśnić sens inskrypcji z Kaplicy Sykstyńskiej!
Kardynał Jellinek milczał. Był przygotowany na wiele odpowiedzi, ale ta odjęła mu mowę.
– Mój panie! – zawołał wzburzony po dłuższej chwili, kiedy się już opanował. – W Kaplicy Sykstyńskiej pojawiło się osiem zagadkowych liter, których nie można przemilczeć ani zlekceważyć. Posiadają one jakieś fatalne, tajemnicze znaczenie. Otrzymałem ex officio polecenie jego wyjaśnienia, które ustrzegłoby instytucję Kościoła od większych szkód. Z tego też powodu jako przewodniczący Świętego Oficjum zwołałem consilium, które będzie obradowało tak długo, aż nie zostanie znalezione rozwiązanie. I bez względu na motywy pańskiego życzenia może być pan pewny, iż byłoby największą głupotą zmycie tych liter lub ich zamalowanie, wtedy bowiem otwarto by drogę do wszelkiego rodzaju spekulacji.
– Być może jest to słuszne, co mówi Wasza Eminencja – odparł obcy – ale myli się ksiądz pod jednym względem: to nie jest życzenie, aby Wasza Eminencja zaprzestał swoich dochodzeń, to rozkaz!
– Otrzymałem polecenie ex officio…
– Nawet gdyby Pan Jezus osobiście polecił wykonanie tego zadania, Eminencjo, ma ksiądz zaprzestać dochodzeń. Niech Wasza Eminencja znajdzie jakieś szybkie wyjaśnienie, opłaci któregoś z ekspertów i opublikuje wyniki swoich „badań”, ale musi ksiądz wstrzymać prace consilium!
– A jeżeli odmówię?
– Nie wiem, kto jest bardziej przydatny Kurii, żywy czy martwy kardynał. Przesłano księdzu tę paczkę dlatego, aby Wasza Eminencja zrozumiał, jak poważna jest sytuacja. Chcę przez to powiedzieć, iż jeżeli usunięcie bez śladów papieża nie sprawiło, jak widać, żadnych większych trudności, to może ksiądz być pewny, że kardynał Jellinek zniknie o wiele szybciej i łatwiej. Śmierć Waszej Eminencji nie wywoła nawet sensacji w gazetach, jedynie drobne ogłoszenia w prasie codziennej, nekrolog w „Osservatore Romano”: „Kardynał Jellinek zmarł na skutek wypadku”, a w najgorszym razie: „Kardynał Jellinek popełnił samobójstwo”. Nic więcej.
– Niech pan zamilknie!
– Zamilknąć? Kuria, do której Wasza Eminencja należy, popełniła więcej błędów milcząc aniżeli mówiąc. Byłoby mi niezmiernie przykro, gdybyśmy nie doszli do porozumienia; jestem jednak pewny, że nie będzie ksiądz tak głupi, kardynale… Ale zaczynam się już powtarzać.
Jellinek podszedł do obcego. Był teraz w takim usposobieniu, jakie pojawia się u człowieka, kiedy to wściekłość zaczyna zamieniać się w odwagę.
– Niech pan posłucha, dziwny świętoszku – powiedział chwytając obcego za ramiona – natychmiast opuści pan moje mieszkanie…
– Albo…? – zapytał prowokująco kleryk.
Читать дальше