– Wydajecie się zapominać, bracia w Chrystusie, że to nie Galileo Galilei nie miał racji, ale Święte Oficjum i że nie myliła się astronomia czy geometria, ale teologia. A może u Eremitów św. Augustyna Słońce jeszcze do dzisiaj kręci się wokół Ziemi? (słowa Jego Eminencji Josepha kardynała Jellinka wywołały wyraźny niepokój pośród obecnych).
Kardynał Jellinek, kontynuując swoją wypowiedź: – Galileusz bezwzględnie dawał pierwszeństwo teologii przed innymi naukami, jeśli idzie o cudowne pouczenia, boskie objawienia czy wieczne zbawienie. Nazwał nawet teologię królową wszelkich nauk, jednocześnie żądając, aby nie zniżała się do niskich, mniejszej rangi spekulacji nauk wewnętrznych, nie wznoszą one bowiem nic do kwestii zbawienia, ich słudzy zaś nie mogą sobie rościć prawa do autorytetu i decydowania w dziedzinach naukowych, o których nie mają pojęcia.
W tym momencie monsignore Ugo Pironio z wściekłością zacytował fragment z Genesis ad litteram św. Augustyna w taki sposób, że żaden inny nawołujący do pokuty kaznodzieja nie potrafiłby uczynić tego gwałtowniej: – Hoc indubitanter tenendum est, ut quidquid sapientes huius mundi de natura rerum demonstrare potuerint, ostendamus nostris libris non esse contrarium; quidquid autem illi in suis voluminibus contrarium Sacris Literis docent, sine ulla dubitatione credamus id falsissimum esse, et, quoquomodo possumus, etiam ostendamus* *
Przedmówcy odpowiedział Jego Eminencja Mario Lopez, podsekretarz Kongregacji Wiary i arcybiskup tytularny Cezarei: – Monsignore Pironio, wyjaśnianie problemów kosmicznych nie jest sprawą Pisma, podobnie jak nie jest sprawą wiedzy świeckiej objaśnianie nauki o zbawieniu głoszonej przez Święty Kościół Katolicki. To nie są moje słowa, bracie w Chrystusie, ale te, jakie wypowiedział Galileo Galilei.
– Zadaniem Pisma nie jest uczenie o właściwościach rzeczy, nie wnoszą one bowiem nic do zbawienia człowieka. Znacie te słowa z encykliki Providentissimus Deus * Jego Świątobliwości Leona XIII! (okrzyk Jego Eminencji kardynała Jellinka).
Podsekretarz Kongregacji Wiary, kontynuując swoje wystąpienie: – Czyżbyście chcieli znowu wprowadzić średniowieczne obyczaje i twierdzić, iż geometria, astronomia, muzyka i medycyna są w Piśmie Świętym traktowane z większą powagą aniżeli u Archimedesa, Boethiusa i Galeny? Galileusz nie powiedział nic innego, jak tylko to, że świeccy uczeni jego epoki potrafią naukowo wyjaśnić niektóre naturalne zjawiska, podczas gdy inni zajmują się nimi jedynie w sposób hipotetyczny. Słusznie odrzucał dyskusję o zgodności z rzeczywistością wyników badań tych pierwszych, dowiedzione one bowiem zostały przy pomocy nauki. Jednocześnie szukał dowodów na zdemaskowanie tych drugich jako ludzi błądzących. Czyż może istnieć inny, bardziej rzetelny uczony? Mnie w każdym razie argumentacja florentyńczyka wydaje się uczciwa, szczególnie kiedy mówi, że jeżeli dowody nauk przyrodniczych nie mogą być podporządkowane Pismu, a jedynie uznać je można za nie sprzeciwiające się jego kanonom, to wtedy należy dowieść, zanim jakaś teza zostanie potępiona, iż brakuje na nią naukowych dowodów. Dotyczy to jednak nie tych, którzy uważają ją za prawdziwą, ile tych, którzy w nią wątpią.
– Accessorium sequitur principale * ! – kardynał Jellinek po raz kolejny uderzył dłonią w stół Świętego Oficjum przypominając, iż należy trzymać się tematu. Oświadczył też, że wspomniał sprawę Galileusza dlatego, aby pokazać, iż nauka Świętego Kościoła odniesie mniej szkód mając oświeconych przeciwników niżeli poprzez niedbalstwo i niezręczność we własnych szeregach. W tym też kontekście Jego Eminencja wspomniał o wieloletnim sporze między dominikanami i jezuitami, dotyczącym nauki o przeznaczeniu św. Augustyna, który zaszkodził zarówno jednemu, jak i drugiemu bractwu.
Słowa te wywołały jednak gwałtowną i w sumie niezrozumiałą burzę okrzyków następujących obecnych: Adama Melcera z Towarzystwa Jezusowego, fra Desiderio Scagliego, kanonika z San Carlo, fra Felice Centiniego, kanonika z Santa Anastasia, i Jego Eminencji, Giuseppe Belliniego, prefekta Kongregacji Sakramentów i Kultu Bożego, szczególnie odpowiedzialnego za sprawy liturgii w kwestiach rytualnych i duszpasterskich.
Wymieniony powyżej mówca miał kłopoty, by znaleźć posłuch i sprowadzić dyskusję do właściwego tematu, czyli interpretacji napisu w Kaplicy Sykstyńskiej, a potem udzielił głosu głównemu konserwatorowi, Bruno Fedrizziemu.
Główny konserwator, Bruno Fedrizzi, obszernie omówił, wskazując przy tym na technikę malowania fresków i chemiczną analizę odkrycia, osiem liter występujących na księgach i zwojach manuskryptów u proroka Joela, Sybilli Erytrejskiej oraz pozostałych postaci w kolejności odkrywania: A – IFA – LU – B – A. Wszystkie zostały wykonane a secco *, wraz z korektami, jakie Michelangelo naniósł po ukończeniu właściwych fresków zresztą w małym wymiarze, jak na przykład poprawki konturów, proporcji czy perspektywy.
Pytanie kardynała Sekretarza Stanu, Giuliano Cascone: – Czy można wykluczyć, iż będące tematem dyskusji litery zostały wykonane później inną ręką aniżeli Michelangela?
Fedrizzi zaprzeczył istnieniu takiej możliwości dowodząc, iż nieorganiczne pigmenty zawarte w farbach odkrytych liter odnaleźć można także w partiach cieni w scenach ze Starego Testamentu. Jeżeli w tej sytuacji ktoś powątpiewa w autentyczność owych liter, musi jednocześnie podać w wątpliwość autorstwo Michelangela jako twórcy całości fresków na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej.
– Czy w innych dziełach florentyńczyka można odnaleźć jakiekolwiek sygnatury? (pytanie Jego Eminencji kardynała Sekretarza Stanu).
Odpowiedź udzielona przez Riccardo Parentiego, profesora historii sztuki na uniwersytecie we Florencji: – Michelangelo, jak to było w zwyczaju w jego czasach, nie sygnował swych prac, pomijając fakt, że w namalowanych dziełach portretował także i samego siebie. Trudno zakwestionować podobieństwo rysów Michelangela do oblicza proroka Jeremiasza czy udręczonego ciała Bartłomieja w scenie Sądu Ostatecznego. Jednakże ostateczne wyjaśnienie tej właściwości florentyńczyka, poza czystą formą przedstawienia, nie nastąpiło do dnia dzisiejszego.
– Tak więc odkryte tajemnicze znaki mogą być całkowicie zgodne z charakterem twórczości florentyriczyka! (okrzyk Jego Eminencji kardynała Jellinka).
Odpowiedź profesora Parentiego: – Jest to zupełnie możliwe, tym bardziej że Michelangelo, poza freskami Kaplicy w Sykstyńskiej, nie namalował niczego godnego uwagi. Jak każdy wie, freski w Kaplicy Sykstyriskiej powstały na skutek kłopotów materialnych, nienawiści do papieża i Kurii oraz różnego rodzaju upokorzeń artysty; w każdym razie podejrzenia, iż jest to próba zemsty, bez względu na sposób jej wyrażenia, nie wydają się chybione. Już sama tematyka wybrana przez artystę dla papieskiej kaplicy domowej może być potraktowana jako prowokacja, o ile nie skandal. Proszę sobie wyobrazić, że współczesny artysta wymalowałby prywatną kaplicę Jego Świętobliwości postaciami ujmującymi, co należy przyznać, nagich dam i panów, odpowiadającymi współczesnym ideałom piękności, i zamiast chrześcijańskich symboli połączył je z prowokacyjnymi scenami przedstawiającymi problematykę narkomanii, masonerii czy muzyki młodzieżowej. Skandal dzisiaj nie mógłby być większy niż wtedy.
Pośród członków Świętego Oficjum zapanował niepokój.
– Z kłótni z papieżem – kontynuował Parenti – florentyńczyk wyszedł jako zwycięzca, jednocześnie pogardliwie wyrażając się w rewanżu o każdym malarstwie przedstawiającym sceny z Nowego Testamentu, czy w ogóle o malarstwie religijnym. Przywrócił nawet do życia posłańców ze świata rzymskiej i greckiej filozofii i duchów, złożył hołd Dantemu, neoplatonizmowi i sztuce antycznej, która przez Kościół jest potępiana publicznie jako pogańska. Do dnia dzisiejszego nie jest do końca jasne, dlaczego Jego Świątobliwość nie zaprotestował wtedy przeciwko tego rodzaju interpretacji artystycznej.
Читать дальше