Nagle komisarzowi przyszła do głowy bardzo niemiła myśl. A jeśli Anglicy capną Japończyka za zabójstwo Sweetchilda? Przecież to Brytyjczyk! Wtedy pana Aono osądzi angielski sąd i zamiast na gilotynę pośle go na angielską szubienicę, tylko nie to! Po co komu rozprawa za granicą? „Zbrodnia stulecia” powinna zostać osądzona w Pałacu Sprawiedliwości i nigdzie indziej! I co z tego, że Sweetchilda zamordowano na angielskim statku? W Paryżu Aono zostawił dziesięć trupów, a tu raptem jednego, zresztą statek jest nie tylko brytyjski, połowa udziałów w konsorcjum należy do Francuzów!
Gauche tak się zdenerwował, że aż stracił wątek. O nie, frajerzy, nie oddam wam mojego żółtka! Kończę ten cyrk i prosto do francuskiego konsula. Sam dostarczę mordercę do Francji. Wyobraźnia zadziałała: port w Hawrze, tłumy gapiów, kwiat francuskiej policji, dziennikarze...
Ale najpierw wypadało zamknąć całą historię.
- Teraz inspektor Jackson opowie o rezultatach rewizji, którą przeprowadził w kajucie oskarżonego.
Gauche gestem udzielił głosu Jacksonowi. Ten sucho i rzeczowo zaczął mamrotać coś po angielsku, ale komisarz szybko mu przerwał.
- Śledztwo prowadzi francuska policja - powiedział surowo. - Językiem roboczym jest francuski. Ponadto, monsieur, mało kto tu rozumie po waszemu. I przede wszystkim nie jestem pewien, czy rozumie sam oskarżony. A przyzna pan, że wolno mu poznać rezultaty śledztwa.
Protest miał znaczenie strategiczne: należało od samego początku pokazać Anglikom, gdzie ich miejsce. Niech wiedzą, że w tej sprawie nie mają nic do gadania.
Regnier zgłosił się na tłumacza. Stanął obok inspektora i przekładał kwestię po kwestii, ożywiając krótkie, lakoniczne zdania Anglika teatralną intonacją i wyrazistymi gestami.
- Zgodnie z otrzymaną instrukcją przeprowadzono rewizję. W kajucie numer dwadzieścia cztery. Imię i nazwisko pasażera: Hintaro Aono. Działaliśmy na podstawie „Zasad przeprowadzania rewizji w pomieszczeniach zamkniętych”. Prostokątny pokój o powierzchni dwustu stóp kwadratowych. Rozbiliśmy go na dwadzieścia poziomych kwadratów i czterdzieści pionowych. - Regnier zapyta! o coś i wyjaśnił: - Okazuje się, że na kwadraty dzieli się też ściany; mogą w nich być skrytki. Ciekawe, co za skrytki w ścianach kajuty... Przeszukano metodycznie najpierw powierzchnie poziome, następnie pionowe. W ścianach nie znaleziono skrytek. - Tu Regnier rozłożył szeroko ręce: Jasne, kto by pomyślał. - Podczas rewizji powierzchni poziomej dołączono do materiału dowodowego następujące przedmioty. Jeden: notatki zapisane w hieroglifach. Zostaną przełożone i zbadane. Dwa: długi wschodni kindżał z niezwykle ostrą klingą. Trzy: worek z jedenastoma tykwami egipskimi. Cztery: kawałki rozbitej tykwy pod łóżkiem. Wreszcie pięć: torbę z narzędziami lekarskimi. Miejsce po dużym skalpelu jest puste.
Słuchacze jęknęli. Japończyk otworzył oczy i rzucił komisarzowi krótkie spojrzenie, ale nic nie powiedział.
Zaraz się złamie - pomyślał Gauche. Popełnił błąd.
Azjata, nie wstając z krzesła, gwałtownie odwrócił się do stojącego za jego placami inspektora i kantem dłoni podbił rękę z rewolwerem. Kiedy broń opisywała szeroki łuk w powietrzu, szybki Japończyk znalazł się przy drzwiach. Szarpnął je i wpadł piersią na dwa kolty - na korytarzu czekali policjanci. Moment później rewolwer inspektora uderzył w środek stołu i ogłuszająco wystrzelił. Huk, pisk, dym.
Gauche błyskawicznie ocenił sytuację: aresztowany wycofuje się w stronę krzesła; Mrs Truffo zemdlała; innych ofiar brak; w zegarze nieco poniżej cyferblatu dziurka, wskazówki stanęły. Big Ben bije. Kobiety piszczą. Wszystko pod kontrolą.
Kiedy Japończyka usadzono na miejscu i na wszelki wypadek zakuto w kajdanki, a doktorową ocucono, komisarz uśmiechnął się dumny jak paw (no, proszę, co znaczy zachować zimną krew) i powiedział:
- Panowie przysięgli, właśnie mieliście okazję widzieć, jak morderca z własnej i nieprzymuszonej woli - chociaż dość nie typowo - przyznał się do winy.
Znowu się przejęzyczył, ale trudno. W końcu to próba generalna.
- To był ostatni dowód, i chyba najlepszy - podsumował zadowolony Gauche. - Inspektorze Jackson, udzielam panu nagany. Uprzedzałem przecież, że ten człowiek może być niebezpieczny.
Inspektor stał czerwony jak rak. Niech się uczy, gamoń. Ogólnie biorąc, wszystko szło znakomicie. Japończyk sterczał pod trzema wycelowanymi pistoletami i przyciskał do piersi skute ręce. Oczy znów miał zamknięte.
- Wystarczy, inspektorze. Może go pan wyprowadzić. Niech na razie posiedzi w waszej kozie, a potem, kiedy zakończymy formalności, zabiorę go ze sobą do Francji. Panie i panowie, wybaczcie. Stary Gauche odmeldowuje się na brzeg i życzy wam pomyślnych wiatrów.
- Obawiam się, komisarzu, że p-popłynie pan z nami dalej - powiedział obojętnym tonem Rosjanin.
W pierwszej chwili Gauche sądził, że się przesłyszał.
- Co takiego?
- Pan Aono nie jest winny, więc śledztwo trzeba kontynuować.
Komisarz wyglądał wyjątkowo głupio: miał wybałuszone oczy i nabiegłą krwią twarz.
Nie czekając na wybuch, Fandorin z sobie tylko właściwym tupetem oświadczył:
- Panie kapitanie, pan jest na statku najwyższą władzą. Komisarz właśnie zaprezentował nam imitację procesu sądowego, przy czym wziął na siebie rolę prokuratora i odegrał ją wyśmienicie. Jednak w cywilizowanym sądzie p-po oskarżeniu udziela się głosu obronie. Jeżeli pan pozwoli, zostanę adwokatem.
- Po co tracić czas? - zdumiał się kapitan. - Moim zdaniem wszystko jest już jasne. Komisarz doskonale się spisał.
- Wysadzenie pasażera na brzeg to nie żarty. Ostatecznie cała odpowiedzialność spadnie na kapitana. Proszę tylko pomyśleć, jak bardzo może pan zaszkodzić reputacji konsorcjum, jeżeli się okaże, że zaszła pomyłka. A zapewniam pana - Fandorin podniósł nieco głos - że komisarz się myli.
- Bzdury! - zawołał Gauche. - Ale dobrze, nie mam nic przeciwko temu. To nawet ciekawe. Proszę mówić, monsieur, z przyjemnością pana wysłucham.
I rzeczywiście, próba generalna jak się patrzy. Ten chłopak ma głowę na karku i może znajdzie w oskarżeniu jakieś grząskie miejsca, nad którymi przyjdzie popracować. Jeżeli na procesie prokurator da plamę, komisarz Gauche przyjdzie mu z pomocą.
Fandorin założył nogę na nogę i splótł palce na kolanie.
- Wygłosił pan błyskotliwą i p-przekonującą mowę. Na pierwszy rzut oka argumentacja zdaje się wyczerpująca. Pański wywód logiczny jest niemal bez zarzutu, chociaż oczywiście tak zwane poszlaki do niczego się nie n-nadają. Tak, pan Aono przebywał w Paryżu piętnastego marca. Owszem, nie było go w salonie, kiedy profesor został zamordowany. Jednak fakty te same w sobie nic nie znaczą, pozwoli więc pan, że nie będziemy się nimi więcej zajmować.
- Pańska wola - zgodził się ironicznie Gauche. - Przejdźmy od razu do dowodów.
- Proszę uprzejmie. Mniej lub bardziej ważkich dowodów naliczyłem pięć. Monsieur Aono jest lekarzem, ale nie wiedzieć czemu ukrywał ten fakt - to raz. Potrafi jednym ciosem roztrzaskać twardą tykwę, a może i głowę - to dwa. Nie ma znaczka „Lewiatana” - to trzy. W torbie oskarżonego brakuje skalpela, którym być może zamordowano profesora Sweetchilda - to cztery. I wreszcie pięć: przed chwilą na naszych oczach oskarżony podjął próbę ucieczki, czyli ostatecznie się zdemaskował. Chyba o niczym nie zapomniałem?
- Jest jeszcze sześć - wtrącił komisarz. - Nie potrafi odpowiedzieć na żaden z tych zarzutów.
Читать дальше