– Ależ jutro jedziemy do Trouville!
– Wszystkiego raptem dwie godziny drogi. W południe możemy wyjechać, o drugiej będzie jaśnie pani na miejscu, a przedtem jeden z filmów można obejrzeć.
Po namyśle wyraziłam zgodę, postanawiając, że w tym celu wcześniej wstanę. Teraz, istotnie, coraz mniej miałam czasu. – No dobrze, a co to było, te urządzenia w biurze u prezesa spółki? Całkiem podobne, a na tym… ekranie… zupełnie co innego migało…?
– Komputery. Inaczej maszyny liczące, ale już udoskonalone. Wszystko się w nich znajduje i rozmaicie ich można używać, tylko trzeba umieć…
– Jak to?! Te dzieweczki młode umieją…?!
– Więcej dzieweczki młode niż osoby starsze. Teraz dzieci w szkole uczą się na komputerach i bywa, że rodzice dziecko wzywają do pomocy, żeby coś tam zrobiło, bo lepiej potrafi. Cały świat jest skomputeryzowany i jak pani pytała w recepcji o godzinę odjazdu pociągu, ręczę, że osoba tam popukała w klawisze i na ekranie te godziny od razu zobaczyła. Równie dobrze mogła pani powiedzieć, jak jeżdżą pociągi z Warszawy do Krakowa albo z Tokio do Osaki.
– Ależ to Japonia! – wyrwało mi się w zdumieniu.
– Dla komputerów bez znaczenia. Może być Brazylia i Alaska…
Za dużo mi się tego robiło. Cóż za świat niesamowity! Na nowo poczułam lęgnący się zamęt w głowie.
Roman patrzył na mnie z troską.
– Była myśl, żeby przenieść jaśnie panią w czasy nieco wcześniejsze, kiedy te wynalazki dopiero zaczynały rozkwitać, i obyczaje trzymały się jeszcze w granicach przyzwoitości, ale trafiłaby pani na drugą wojnę światową i to byłoby niedobrze. Działy się straszne rzeczy…
– Jaką drugą wojnę światową? Drugą? A gdzie pierwsza? – Pierwsza wybuchła dwadzieścia pięć lat wcześniej, na początku wieku.
– I kto się z kim bił? – zainteresowałam się, bo przypomniała mi się nagle ta Polska, której nie powinno być.
– Wszyscy ze wszystkimi. Za każdym razem zaczynali Niemcy. W pierwszej walczyli z Rosją, brały w tym udział Austria, Francja, Anglia, Włochy, Turcja, całe Bałkany, wtrąciła się Kanada i Ameryka… wtedy rozpadły się Austro-Węgry i Polska odzyskała niepodległość, bo Niemcy w ogóle przegrały, a w Rosji wybuchła koszmarna rewolucja. W drugiej było jeszcze gorzej, cała Europa, Stany Zjednoczone, Japonia, walki toczyły się w Afryce, Australia się wplątała, wręcz nic było na świecie spokojnego miejsca. Oczywiście Niemcy znów przegrali, za to Rosja, nazywana Związkiem Radzieckim, zagarnęła pod swoje wpływy całą Europę Wschodnią To na mapie jaśnie pani powinna obejrzeć. Okropne czasy Ostatnio znów to upadło i gnębione państwa odzyskały swo bodę, a Europa się w ogóle prawie całkiem zjednoczyła.
Słuchałam tego z szaloną chciwością. – Czy to znaczy, że cara już nie ma?
– Od dawna. W czasie rewolucji został zamordowany z całą rodziną.
– A Polska istnieje i jest niepodległa? I niezależna?
– Całkowicie. Chociaż trochę jej ta niezależność bokiem wychodzi…
– Zaraz. A kto teraz panuje w Anglii?
– Królowa Elżbieta II. Następca tronu, Karol, pięćdziesiąte urodziny niedługo będzie obchodził, a przedtem był straszni skandal z jego żoną, która się tu, w Paryżu, zabiła. W Dani panuje królowa Małgorzata, w Holandii królowa Beatrycze… – Jest gdzieś jeszcze jakiś król?
– Owszem, w Szwecji, w Norwegii, w Hiszpanii… Jaśnie pani będzie musiała obejrzeć mapy, ja się o nie postaram a oprócz tego poczytać książki. No i gazety. Mnóstwo dawnych kolonii zyskało samodzielność, a teraz w ogóle biją sią na Bałkanach.
– A Francja…?
– Francja pozostała republiką. Straciła Afrykę Północną i Indochiny. A w Paryżu nastąpiły wielkie zmiany, nie zdążyłem ich jeszcze jaśnie pani pokazać, bo za mało czasu była nowe dzielnice, nowe budownictwo…
Indochiny razem z Afryką nie obchodziły mnie zbytnia bo i tak nie wiedziałam, że Francja je miała. Skoro straciła musiała chyba przedtem mieć…? To mi nie robiło różnicy ale Paryż…? Zmiany w Paryżu!
Tak było. To tam właśnie jaśnie pani jest zaproszona na kolację. Te słowa mi wreszcie uświadomiły, że czas najwyższy do tej kolacji się przygotować. Kołomyję istną miałam w głowie, zbyt wiele wiedzy na mnie spadło za jednym zamachem. Odesławszy Romana, dobierając strój, postanawiałam stanowczo uczyć się tego nowego świata po trochu i nieco wolniej. Pamięć wciąż miałam doskonałą, ale właśnie dzięki niej wszystko razem kłębiło mi się w umyśle jakby nie dokończone i w kawałkach. Dobrze chociaż, że o tych dwóch wojnach Roman mi powiedział, inaczej głupstwo jakieś mogłoby mi się z ust wyrwać. I królowej Wiktorii byłam pewna, a tu proszę, Elżbieta…! Ciekawe, skąd się wzięła…
Ubrać się w te nowe rzeczy już potrafiłam i wobec jeszcze nowszych osobliwości prawie wydały mi się znajome. Czarną sukienkę wzięłam, wprost rewolucyjną, z dekoltem i nad kolana, ale skoro mogła rewolucja być w Rosji, dlaczego nie u mnie…? Moje boa z czarnych rajerów doskonale do tego pasowało, diamenty na szyję, pończochy niczym mgiełka i pantofelki świeżo kupione, na obcasach wyższych niż zwykle nosiłam, ale wygodne.
Pan Renaudin czekał w holu. Roman też się tam znalazł i zaproponował, że nas zawiezie i przywiezie, na co od razu wyraziłam zgodę. Pewniej się czułam, mając go w pobliżu.
Zmiłuj się, Panie, a cóż to była za dziwaczna budowla! Wieża, spodziewałam się wieży w rodzaju zamkowej, do średniowiecznych podobnej, tymczasem ujrzałam coś przeraźliwie wysokiego, jakoby szpic lecący ku górze, ażurowy, niczym z czarnej koronki zrobiony, lśniący światłami od dołu do samego czubka. Na Polu Marsowym to stało, blisko Sekwany.
Wszystkich wrażeń zgoła nie zdołałabym opisać. Winda do restauracji nas dowiozła, widok był stamtąd na cały Paryż, już oświetlony niesamowicie, choć ledwie słońce zachodziło. Pan Renaudin pokazywał mi różne miejsca i objaśniał, oprowadzając wkoło i chybam się niestosownie zachowała, bo z emocji od widoków sama nie wiedziałam, co robię. Przy stoliku zasiadłszy, jakieś trunki piłam, aperitifami i koktajlami zwane, później dopiero kolacja nastąpiła, w której wziął udział przyjaciel pana Renaudin.
I tu mną coś wstrząsnęło. Gdybym jeszcze młodziutką dzieweczką była, na śmierć i życie zakochałabym się w nim od pierwszego wejrzenia. Jakby grom z jasnego nieba… Raz jeden widziałam młodzieńca, niepojęcie do niego podobnego, serce mi wówczas skoczyło gwałtownie, choć nie wiedziałam nawet, kto to jest, co gorsza, nastąpiło to na parę godzin przed moim ślubem. Teraz wstrząs i upodobanie nagłe usiłowałam ukryć i stłumić, ale nie wiem, jak mi wyszło.
Chyba nie najlepiej, bo ów Gaston de Montpesac zajęcie się mną okazał, pełne atencji wprost nadmiernej. Patrzył na mnie natrętnie z wielkim blaskiem w oczach, co, rzecz oczywista, utrudniało mi patrzenie na niego. Twierdził też, iż się znamy, widział mnie w towarzystwie wśród wspólnych znajomych, zapamiętał na zawsze, ja zaś znikłam mu z oczu i dopiero teraz odnajduje mnie ponownie. Trudno mi było przeczyć, bo w pamięci wciąż tkwił mi ów młody człowiek sprzed ośmiu lat i sama w siebie miałam chęć wmówić, że to ten sam, co, wedle objaśnień Romana, było wszak niemożliwe.
Zdaje mi się też, że pod koniec biesiady obaj panowie nakłaniali mnie do oglądania jakichś miejsc samej rozrywce służących i może bym się dała skusić, wesołością nagłą ogarnięta, gdyby nie Roman, który czuwał. Z równym naciskiem jak szacunkiem przypomniał, że pani hrabina jutro od rana ma uciążliwe obowiązki, musi zatem przed nimi dobrze wypocząć, po czym pojechał wprost do hotelu. Upór sługi nieco mnie otrzeźwił i poddałam się jego opiece. Pana de Montpesac, trzeba to wyznać, pożegnałam z żalem, starannie skrywanym…
Читать дальше