Joanna Chmielewska - Babski Motyw

Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - Babski Motyw» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Иронический детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Babski Motyw: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Babski Motyw»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Przed moją furtką zatrzymała się jakaś nieznajoma facetka. Widziałam ją doskonale, bo akurat robiłam sobie w kuchni herbatę i czekałam, aż mi się woda zagotuje. Facetka popatrzyła na dom, a potem rozejrzała się z uwagą po okolicy, najdłuższe spojrzenie poświęcając wierzbie. Następnie zadzwoniła. Nie wyglądała na brutalnego złoczyńcę, zatem wpuściłam ją od razu, z niepokojem usiłując sobie przypomnieć, czy przypadkiem nie byłam umówiona na jakiś kolejny wywiad. Nie, chyba nie, bo nic mnie nie gryzło w głębi duszy.

Babski Motyw — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Babski Motyw», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Z kim była umówiona?

– Z Joanną Chmielewską, pisarką.

– I co ona mówi?

– Że dziennikarka była nachalna i natrętna, umówiła się na wywiad wbrew jej woli, w dodatku spóźniła się…

No i teraz wreszcie zrobiło mi się niedobrze…

* * *

Zaczęło się to mniej więcej ze cztery lata temu, a możliwe, że nawet wcześniej, ale niczego nie dostrzegałam i o niczym nie miałam pojęcia.

– Co miałaś wczoraj po południu na sobie? – spytał znienacka mój mąż pewnego wrześniowego wieczoru, kiedy już upchnęliśmy dzieci do łóżek i siedzieliśmy przy herbacie.

– To samo, co i rano – odparłam, zdumiona. – Także to samo, co i dzisiaj. Nie mam zbyt wielu strojów, nie zauważyłeś tego?

Przemilczał moje pytanie, siedział jakiś stropiony i nieswój, łypał na mnie okiem albo wpatrywał się w durszlak, wiszący na ścianie za moimi plecami, bo oczywiście, piliśmy tę herbatę w kuchni. Nie chciało mi się latać z kolacją do pokoju, rozkładanego stołu jadalnego używaliśmy tylko wtedy, kiedy jedliśmy razem z dziećmi. Od czasu do czasu należało sprawdzić, czy potrafią posługiwać się nożem i widelcem.

Kolację dzieci jadły wcześniej, my później, i były to zazwyczaj krótkie chwile relaksu.

Tym razem relaks wychodził mu jakoś nie najlepiej.

Zaniepokoiłam się.

– Bo co się stało? Źle wyglądałam?

– Wiem, że po drodze do domu wstąpiłaś na Mokotowską – rzekł opornie, ale z wyrzutem, znów omijając pytanie. – Musiałaś…?

Na żadną Mokotowską w drodze do domu nie wstępowałam, nie miałam tam najmniejszego interesu, ponadto na ogół wcale to nie było po drodze. Wyjątkowo tym razem jechałam z Krakowskiego Przedmieścia, z prokuratury okręgowej, gdzie musiałam obgadać parę drobiazgów, potrwało to trochę, śpieszyłam się, przebiłam się do

Marszałkowskiej i jechałam prosto, nigdzie nie zbaczając. Skąd mu ten pomysł wpadł do głowy?!

– Wcale mnie tam nie było. Dlaczego miałam być? Kto to wymyślił?

Patrzył potępiająco to na mnie, to na durszlak.

– Widziano cię. Dlatego spytałem, co miałaś na sobie. Ponadto… Mogłabyś zachowywać się trochę taktowniej…

Nic z tego nie mogłam zrozumieć, ale nie przejęłam się wcale. Jakiś idiotyzm, ktoś się pomylił, kretyn albo kretynka. Nie, raczej kretyn, płci męskiej, facet przeoczy rozmaite szczegóły garderoby, baba zauważy wszystko. Ubrana byłam w zwykły, prosty kostium, ciemnoszary, spódnica, żakiet, beżowa koszulowa bluzka, mój normalny, służbowy strój, na jesienne dni doskonały. Zaraz, czy nie miałam apaszki…? Miałam, cienka, dobrana kolorystycznie, czarno-szaro-beżowo-oranżowa. Kupiona na jakimś straganie, żaden unikat.

Zaciekawiło mnie to nagle.

– A jak się zachowywałam? – spytałam z zainteresowaniem.

– To chyba sama wiesz najlepiej – odparł z niesmakiem, całą uwagę poświęcając już teraz durszlakowi. Najwidoczniej nie zasługiwałam nawet na spojrzenie.

– Właśnie nie wiem. Może nie pamiętam? Jesteś pewien, że to byłam ja?

– Całkowicie. Opisano cię dokładnie, tak jak wyglądałaś. Pomijam już fakt, że byłaś uprzejma przedstawiać się głośno, prokurator Barbara Borkowska. Myślę, że tego mogłaś już nam zaoszczędzić.

– Musiałam, wobec tego, upaść na głowę – stwierdziłam beztrosko. – Nie pojmuję, skąd masz te osobliwe informacje, naprawdę jesteś w stanie uwierzyć, że to byłam ja?

Szczyt nonsensu!

Mąż oderwał wreszcie wzrok od durszlaka, łypnął na mnie ponuro jeden raz i dla odmiany wpatrzył się w szklankę z herbatą. No owszem, wiedziałam, że zawsze uważał mnie za istotę zdolną do wszystkiego, ale nawet to moje „wszystko” powinno mieć jakieś granice. Publiczne wykrzykiwanie na ulicy, że jestem prokuratorem, daleko poza nie wykraczało. Wzruszyłam ramionami, pewna, że doznał jakiegoś zaćmienia umysłu, które wkrótce mu przejdzie, i porzuciłam temat. Miałam na głowie kilka trudnych i nieprzyjemnych spraw, konferencja w okręgowej nieco mnie zirytowała i w ogóle byłam zmęczona. A musiałam jeszcze przejrzeć akta.

Jakiś czas później, może to były dwa tygodnie, może trzy, nieco wcześniejszym wieczorem, zadzwonił telefon i damski głos powiedział:

– A pani to nic, że ten pani mąż to tak się z tą Urszulką prowadza, romans na dwadzieścia cztery fajerki, ślepa pani czy co?

Po czym dźwięki zrobiły takie wrażenie, jakby ktoś w tle coś gwałtownie zaszeptał, owej babie wyrwano z ręki słuchawkę i rozłączyło się. Zajęta byłam, równocześnie pilnowałam posiłku dzieci, sprzątałam kuchnię i przyrządzałam obiad na jutro.

Komasowanie prac w jednym pomieszczeniu zaoszczędzało mnóstwo czasu.

Mojego męża w domu nie było i mógł się w tym momencie prowadzać nawet z niedźwiedzicą polarną, ale nie uwierzyłam w ani jedno słowo. Głupie dowcipy przez telefon ludzie robią nagminnie, nawet mu o tym nie wspomniałam, bo zresztą natychmiast zapomniałam o kretyńskim donosie. Z anonimami miewałam w pracy dużo do czynienia.

Następny dziwny sygnał dobiegł mnie właśnie z miejsca pracy.

Jesień przestała być ciepła i nosiłam już ciemnoszary płaszcz na odmiennym nieco służbowym stroju, była to granatowa garsonka typu Coco Chanel, z białym albo jasnoniebieskim kołnierzyczkiem pod szyją. Niekiedy z malutkim żabocikiem. Kołnierzyczki, żabociki i szaliczki mogłam zmieniać, tanie były, służbowych strojów więcej nie posiadałam. Frywolne falbany i jaskrawe barwy wydawały mi się wysoce niestosowne przy rozmowach ze świadkami i podejrzanymi, tym bardziej w występach przed sądem, musiałam wyglądać poważnie, choć niekoniecznie ponuro. Dostojny, acz elegancki umiar był właściwy dla tej niezbyt radosnej instytucji.

– Zaszalało się przedwczoraj, co? – powiedział złośliwie Jacuś, kolega równy mi stanowiskiem, zdolny i błyskotliwy, ale zarazem nieco lekkomyślny i bardzo nietaktowny. – I to tak prosto z pracy, nawet się przebrać nie zdążyłaś! Światowe życie ciągnie, ciągnie…

Nie zrozumiałam, co powiedział. Przedwczoraj wieczorem przepisywałam uzasadnienie wyroku, podczas gdy w pralce kotłowała się odzież moich dzieci. Może i dałoby się nazwać to szaleństwem, bo napchałam tej odzieży trochę za dużo i nie miałam jej potem gdzie rozwiesić do suszenia. Jeszcze i dziś zostały niedoschnięte resztki.

– Zwariowałeś? – spytałam grzecznie. – O czym ty mówisz?

– Nie wypieraj się, przede mną nie musisz. Tylko dlaczego w barze Tajfun?

– Co w barze Tajfun?

– To mordownia. Fakt, że znajomych trudno tam spotkać, ale jednak się zdarza.

– Możliwe – zgodziłam się. – I co w tej mordowni Tajfun?

– Jak to co, aktywnego relaksu, jak rozumiem, zażywałaś.

– Ja?

– No a kto? Przecież nie ja! Mnie tam przedwczoraj nie było, dopiero wczoraj wstąpiłem w poszukiwaniu świadka.

Świadek zainteresował mnie bardziej niż relaks w mordowni. Znaliśmy nawzajem swoje sprawy, mimo iż prowadzone oddzielnie, i niekiedy nawet służyliśmy sobie pomocą.

– Którego?

– Tego łysego. Stępniaka.

– I znalazłeś go?

– Łaska boska, znalazłem. Głupio mi było cholernie, bo sam go zwolniłem za wcześnie, a on się zmył radykalnie, sama rozumiesz…

– Było potrzymać drugi raz te czterdzieści osiem godzin. On łże aż ziemia jęczy.

– A było, było, ale nie potrzymałem i dzięki temu uzyskałem przy okazji informacje o eksplozjach twojego temperamentu. Starannie dotychczas ukrywanego.

– Chcesz mieć sprawę o zniesławienie?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Babski Motyw»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Babski Motyw» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Joanna Chmielewska - Wszystko Czerwone
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Wyścigi
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Zbieg Okoliczności
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Kocie Worki
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Jak wytrzymać z mężczyzną
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Krowa Niebiańska
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Trudny Trup
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Rzeź bezkręgowców
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Bułgarski bloczek
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Romans Wszechczasów
Joanna Chmielewska
Joanna Chmielewska - Złota mucha
Joanna Chmielewska
Отзывы о книге «Babski Motyw»

Обсуждение, отзывы о книге «Babski Motyw» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x