Przylgnęliśmy do ściany budynku, podczas gdy wokół padał deszcz metalowych i gumowych kawałków.
– Oho – zaopiniowała Lula. – Żadne cuda tego świata nie ocalą wozu twego.
– Nie rozumiem – zdumiał się kierowca. – To było tylko lekkie otarcie. Skąd ten wybuch?
– Tak właśnie zachowują się jej samochody – wyjaśniła Lula. – Wybuchają. Ale muszę panu powiedzieć, że ten numer był jak dotąd najlepszy. Po raz pierwszy wywaliła w powietrze śmieciarkę. Raz w jej półciężarówkę walnął pocisk przeciwczołgowy. Też było nieźle, ale z tym nie ma żadnego porównania.
Wyjęłam z torby komórkę i zadzwoniłam do Morellego.
Na miejscu pozostał tylko jeden wóz gaśniczy, a strażacy nadzorowali sprzątanie terenu po eksplozji. Sprowadzono dźwig, by usunąć śmieciarkę. Kiedy podniesiono ją z porsche, mogłam schować swój samochód do kieszeni. Connie zabrała Lulę z powrotem do biura, a powracający ze zmiany kierowcy śmieciarek stracili już zainteresowanie i rozchodzili się powoli.
Morelli zjawił się w kilka sekund po pierwszym wozie strażackim i stał teraz niepokojąco blisko mojej skromnej osoby. Oparł pięść o biodro i maglował mnie ze zmrużonymi oczami.
– Powiedz jeszcze raz – nakazał. – Dlaczego Komandos dał ci ten wóz?
– To samochód firmowy. Każdy, kto pracuje z Komandosem, jeździ czarnym wozem, a ponieważ mój był niebieski…
– Dał ci porsche.
Ja też zmrużyłam oczy.
– W czym problem?
– Chcę wiedzieć, co jest między tobą a Komandosem. W tym problem.
– Mówiłam ci już. Pracuję z nim.
Przypuszczałam też, że z nim flirtuję, ale nie uważałam za konieczne składać w tej sprawie zeznań. W końcu przygadywał kocioł garnkowi.
Morelli nie wyglądał na zadowolonego, a już na pewno nie na szczęśliwego.
– Nie sądzę, byś zadała sobie trud i sprawdziła numery rejestracyjne tego wozu.
– Chyba nie.
I było mało prawdopodobne, by mógł to zrobić ktoś w tej chwili, biorąc pod uwagę fakt, że porsche wyleciał w powietrze, a jego wrak miał zaledwie pięć centymetrów grubości.
– Nie martwiło cię, że możesz prowadzić trefny wóz?
– Komandos nie dałby mi trefnego wozu.
– Komandos dałby trefny wóz własnej matce – odparł Morelli. – Jak myślisz, skąd on bierze te wszystkie samochody, które potem rozdaje? Wyciąga je z cylindra?
– Jestem pewna, że da się to jakoś wytłumaczyć.
– Na przykład?
– Na przykład nie wiem. Poza tym w tej chwili interesują mnie bardziej inne rzeczy. Jak choćby to, dlaczego mój wóz eksplodował.
– Dobre pytanie. Nie sądzę, by spowodowała to ta śmieciarka, która otarła ci karoserię. Gdybyś była zwyczajną obywatelką, miałbym kłopoty z wyjaśnieniem tego faktu. Ale ponieważ ty to ty… myślę, że ktoś podłożył bombę.
– Dlaczego trwało to tak długo? Dlaczego nie eksplodowała, kiedy uruchomiłam silnik?
– Spytałem Murphy'ego. To ekspert od materiałów wybuchowych. Sądzi, że mogła mieć zapalnik czasowy, więc eksplodowałaby na ulicy, a nie na parkingu.
– To może podłożył ją ktoś z firmy śmieciarskiej, ktoś, kto nie chciał, by wybuchła w pobliżu biura?
– Szukaliśmy Stempera, ale nigdzie go nie ma.
– Sprawdziłeś jego wóz?
– Wciąż tu stoi.
– Żartujesz sobie ze mnie? Facet zniknął? Tak po prostu?
Morelli wzruszył ramionami.
– To jeszcze niczego nie dowodzi. Mógł pójść na drinka z przyjacielem. Albo miał dość czekania, aż uprzątną parking, i wrócił do domu.
– Ale zamierzacie go odnaleźć?
– Zgadza się.
– I nie dotarł jeszcze do domu?
– Jeszcze nie.
– Mam pewną teorię. Morelli uśmiechnął się.
– Uwielbiam to.
– Myślę, że Lipinski podkradał forsę. Może Martha Deeter też w tym brała udział, a może to odkryła albo po prostu mu przeszkadzała. Tak czy owak, Lipinski zgarniał chyba coś dla siebie.
Pokazałam Morellemu czeki i opowiedziałam o banku.
– I uważasz, że ten drugi facet, John Curly, też zgarniał forsę?
– Są podobieństwa.
– A Fred zniknął, bo robił za dużo hałasu?
– Nawet więcej.
Opowiedziałam mu o ulotce reklamowej z Megapo-tworem w worku, o Laurze Lipinski, w końcu o Fredzie i liściach.
– Nie podoba mi się ten obrazek – oświadczył Morelli. – Wolałbym wiedzieć o tym wszystkim wcześniej.
– Dopiero teraz poskładałam wszystko do kupy.
– I zdążyłaś przede mną. Byłem naprawdę głupi. Opowiedz mi o tym lipnym bukmacherze.
– Mokrym.
– Tak. Jak go zwał, tak go zwał. Uniosłam zdziwiona brwi.
– Myślałam, że pracujecie razem.
– Jak on wygląda?
– Jak hydrant z brwiami. Mniej więcej mojego wzrostu. Brązowe włosy. Długie. Łysieje na czole. Wygląda jak facet z ulicy. Porusza się i gada jak gliniarz. Lubi piwo. Coronę.
– Znam go, choć trudno powiedzieć, żebym z nim pracował. On działa w pojedynkę.
– Przypuszczam, że nie chcesz podzielić się ze mną tym, co wiesz?
– Nie mogę. Błędna odpowiedź.
– No dobra, powiem wprost – odparłam. – Jakiś federalny łazi za mną od wielu dni, koczuje na moim progu, włamuje się do mojego mieszkania, a ty uważasz, że to w porządku?
– Nie, wcale tak nie uważam. Myślę, że powinno mu się za to dokopać. Nie wiedziałem, że to robi, i możesz być pewna, że zamierzam położyć temu kres. Tyle że nie mogę ci powiedzieć, o co w tej chwili chodzi. Ale mogę powiedzieć ci coś innego - żebyś się wycofała. Odtąd my zajmujemy się tą sprawą. Najwyraźniej zmierzamy w tym samym kierunku.
– Dlaczego to ja mam się wycofać?
– Ponieważ to ciebie chcą wysadzić w powietrze. Widziałaś, żeby mój samochód eksplodował?
– Dzień się jeszcze nie skończył. Odezwał się pager Morellego. Joe spojrzał na wyświetlacz i westchnął.
– Na mnie czas. Podwieźć cię do domu?
– Dzięki, ale muszę jeszcze zostać. Nie jestem pewna, co Komandos zechce zrobić z porschem.
– Niedługo będziemy musieli o nim pomówić – zauważył Morelli.
O rany. Umieram z niecierpliwości.
Morelli obszedł podnośnik i wsiadł do zakurzonego forda śliwkowego koloru. To był bez wątpienia wóz firmowy. Joe uruchomił go i wyjechał z placu.
Skupiłam uwagę na operatorze podnośnika. Manewrował ramieniem dźwigu nad ciężarówką. Zamocowano linę i śmieciarka powędrowała wolno do góry, odsłaniając resztki porsche.
Zauważyłam coś czarnego za podnośnikiem. Mercedes Komandosa.
– W samą porę – powiedziałam, kiedy się zbliżył. Spojrzał na wbity w asfalt, płaski i popalony kawałek metalu.
– To porsche – wyjaśniłam. – Eksplodował, a wtedy śmieciarka przewróciła się na bok i przygniotła go.
– Najbardziej podoba mi się fragment dotyczący śmieciarki.
– Bałam się, że będziesz wściekły.
– O samochody nietrudno, dziecinko. Gorzej z ludźmi. Nic ci się nie stało?
– Nie, miałam szczęście. Chciałam tylko zobaczyć, co zrobisz z porschem.
– Niewiele da się zrobić z tym poległym żołnierzem -odparł. – Chyba go tu zostawimy.
– To był świetny wóz.
Komandos obrzucił wrak ostatnim spojrzeniem.
– Bardziej przydałby ci się transporter opancerzony -orzekł, prowadząc mnie do mercedesa.
Paliły się już uliczne latarnie, kiedy minęliśmy Broad. Mrok się pogłębiał. Komandos pojechał wzdłuż Roebling i zatrzymał się przed Rossinim.
– Muszę się tu spotkać za kilka minut z pewnym facetem. Wejdź ze mną i zamów sobie drinka. Jak skończę, możemy zjeść wczesną kolację. Nie będę długo zajęty.
Читать дальше