To tutaj – powiedziała babka, odpinając pas. – Te drzwi z dekoracją na Halloween.
Pokonałyśmy krótką ścieżkę, prowadzącą do drzwi, i nacisnęłyśmy dzwonek.
Na progu stanęła Irenę.
Tak?
Przychodzimy w związku ze zniknięciem Freda Shu-tza – wyjaśniła babka. – Chcemy pani pokazać zdjęcie.
Och – zdziwiła się Irenę. – Czy to zdjęcie Freda?
Nie – odparła babka. – Porywacza.
Właściwie to nie jesteśmy pewne, czy Freda porwano -pośpieszyłam z wyjaśnieniem. – Babci chodziło o to, że…
Proszę spojrzeć. – Babka wręczyła Irenę jedno ze zdjęć. – Oczywiście, garnitur może być inny. Irenę z uwagą studiowała fotografię.
Dlaczego jest w trumnie?
Jak by to powiedzieć… Akurat nie żyje – odparła babka. Irenę pokręciła przecząco głową.
To nie on.
Może tylko tak się pani wydaje, bo ma zamknięte oczy i nie wygląda na złoczyńcę – nie dawała za wygraną babka. – Poza tym ma zmiażdżony nos. Chyba upadł na twarz, jak już sobie strzelił w łeb.
Irenę wpatrywała się w zdjęcie.
Nie. To na pewno nie on.
Cholera – zaklęła babka. – Byłam pewna, że to ten sam.
Przykro mi – powiedziała Irenę.
No cóż, to mimo wszystko bardzo udane zdjęcia -pocieszała się babka, kiedy wróciłyśmy do samochodu. -Choć byłyby jeszcze lepsze, gdybym zdołała wtedy otworzyć mu oczy.
Zawiozłam babkę do domu i wyżebrałam u mamy lunch. Cały czas rozglądałam się za Mokrym. Ostatni raz widziałam go w sobotę, zaczęłam się więc trochę niepokoić. Coś takiego. Ja martwię się o Mokrego. Stephanie Plum, troskliwa mamuśka.
Wyszłam od rodziców i pojechałam w stronę Hamil-ton, gdzie złapał mnie Mokry. Zobaczyłam go w lusterku wstecznym, zaparkowałam przy krawężniku i wysiadłam, żeby pogadać.
Gdzie się podziewałeś? – spytałam. – Zrobiłeś sobie wolną niedzielę?
Musiałem nadgonić pewną robotę. Bukmacherzy też czasem pracują, rozumiesz.
Owszem, tyle że z ciebie żaden bukmacher.
Mamy to przerabiać od nowa?
Jak mnie znalazłeś?
Jeździłem sobie po okolicy i miałem szczęście. A co u ciebie? Upolowałaś gościa?
Nie twój zakichany interes! Oczy błysnęły mu rozbawieniem.
Miałem na myśli Freda.
Aha. Jeden krok do przodu, dwa do tyłu – przyznałam. – Wpadam na jakiś trop, a potem okazuje się, że to ślepa uliczka.
Na przykład?
Znalazłam kobietę, która widziała, jak Fred wsiadł do samochodu z innym mężczyzną w dniu, kiedy zaginął. Problem w tym, że ona nie umie opisać ani tego mężczyzny, ani samochodu. A potem stało się coś dziwnego w domu pogrzebowym. Czuję, że może to mieć jakiś związek ze sprawą, choć nie znajduję żadnego logicznego wytłumaczenia.
Co się wydarzyło w domu pogrzebowym?
Była tam kobieta, która, zdaje się, miała identyczny problem, jak Fred z firmą śmieciarską. Tyle że chodziło o kablówkę.
Mokry wyraźnie się ożywił.
Co to za problem?
Nie wiem dokładnie. Babka mi o tym powiedziała. Że to tak, jak w przypadku Freda.
Chyba powinniśmy pogadać z tą kobietą.
My? Jacy my?
Myślałem, że pracujemy razem. Przywiozłaś mi wtedy kolację, no i w ogóle.
Było mi ciebie żal. Wyglądałeś żałośnie w tym samochodzie.
Pogroził mi palcem.
Nie wydaje mi się. Uważam, że zaczynasz mnie lubić.
Jak psa włóczęgę. Może nie aż tak. Ale miał rację, jeśli chodzi o Margaret Burger. Co szkodziło z nią pogadać? Nie miałam pojęcia, gdzie mieszka, pojechałam więc z powrotem do rodziców i spytałam babkę.
Mogę ci pokazać – zaproponowała.
Nie trzeba. Tylko mi powiedz.
Mam stracić taką okazję? Nigdy w życiu!
No cóż. I tak już ciągnęłam ze sobą Mokrego. Może powinnam jeszcze poprosić panią Ciak, Mary Lou i moją siostrę Yalerie. Wzięłam głęboki oddech. Ironiczne podejście zawsze mi pomagało.
Wsiadaj do samochodu – powiedziałam. Ruszyliśmy. Po pewnym czasie skręciłam w Rustling.
To jeden z tych domów – powiedziała babka. – Poznam, jak go zobaczę. Byłam tu kiedyś na małym przyjąt-ku. – Zerknęła przez ramię. – Chyba ktoś za nami jedzie. Założę się, że jakiś gość od tych śmieciarzy.
To Mokry – wyjaśniłam. – Pracujemy razem. Tak jakby.
Bez żartów. Nie wiedziałam, że z tej sprawy zrobiło się wielkie śledztwo. Mamy tu cały zespół dochodzeniowy.
Stanęłam przed domem, który opisała mi babka, po czym wysiedliśmy wszyscy i zebraliśmy się w jednym miejscu. Przestało padać i zrobiło się przyjemnie ciepło.
Wnuczka mi powiedziała, że pracujecie razem -zwróciła się babka do Mokrego, oceniając go wzrokiem. -Pan też jest łowcą nagród?
Nie, proszę pani – odparł. – Jestem bukmacherem.
Bukmacherem! – wykrzyknęła babka. – Coś takiego. Zawsze chciałam poznać bukmachera.
Zapukałam do drzwi Margaret Burger i zanim zdążyłam się przedstawić, babka wysunęła się do przodu.
Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy – powiedziała. – Ale prowadzimy ważne śledztwo. Stephanie, ja i pan Mokry.
Mokry trącił mnie łokciem.
Słyszałaś? – spytał cicho. – „Pan” Mokry.
Ależ skąd, oczywiście, że państwo nie przeszkadzają – zapewniła Margaret Burger. – Domyślam się, że chodzi o biednego Freda.
Za Boga nie możemy go znaleźć – wyznała babka. -A moja wnuczka uważa, że pani problem z telewizją kablową przypomina sprawę Freda. Z tą różnicą oczywiście, że Soi doznał ataku serca zamiast zniknąć.
Byli okropni, ci z telewizji kablowej – poskarżyła się Margaret. – Płaciliśmy rachunki w terminie. Ani razu nie zapomnieliśmy. A kiedy pojawiły się kłopoty z odbiorem, powiedzieli, że nas w ogóle nie znają. Wyobrażacie sobie?
Zupełnie jak w przypadku Freda – zauważyła babka. – Prawda, Stephanie?
No, tak, wydaje się…
No więc co? – spytał Mokry. – Soi złożył skargę?
Poszedł tam osobiście i zrobił awanturę. Wtedy właśnie dostał ataku serca.
Co za okropność – wtrąciła babka. – Soi był dopiero po siedemdziesiątce, tak jak Fred.
Ma pani w domu jakieś rachunki za kablówkę? -zwrócił się Mokry do Margaret. – Sprzed tej historii.
Mogłabym poszukać w papierach – odparła. – Trzymam zwykle dokumenty przez kilka lat. Ale rachunków z kablówki chyba nie mam. Po śmierci Solą odwiedził mnie ten okropny człowiek, John Curly. Niby starał się mi pomóc w całym tym nieporozumieniu, ale nie wierzyłam mu ani przez chwilę. Próbował zatuszować sprawę, bo poplątał coś w komputerze. Przyznał się nawet do tego, ale dla Solą było już za późno. Zdążył przedtem dostać ataku serca. Mokry zdawał się wyraźnie rozczarowany.
John Curly zabrał te rachunki – bardziej stwierdził, niż spytał.
Powiedział, że potrzebne mu są do dokumentacji.
I nigdy ich nie zwrócił?
Nigdy. A zaraz potem dostałam od firmy pismo, jakbym była zupełnie nową abonentką. Mówię wam, musi tam panować niezły bałagan.
Chcesz coś jeszcze wiedzieć? – spytałam Mokrego.
Nie. To mniej więcej wszystko.
A ty, babciu?
Nic więcej nie przychodzi mi już do głowy.
No cóż, w takim razie to chyba wszystko – zwróciłam się do Margaret. – Dziękujemy za rozmowę.
Mam nadzieję, że Fred się pojawi – powiedziała na pożegnanie Margaret. – Mabel musi odchodzić od zmysłów.
Trzyma się całkiem nieźle – uspokoiła ją babka. – Fred nie należał chyba do mężów, po których się rozpacza.
Margaret przytaknęła, jakby doskonale zrozumiała, o co babce chodzi.
Читать дальше