Zaczekaj! – zawołała Lula. – Popatrz na te buty!
Ściągnęła z wystawy parę czarnych aksamitnych pantofelków. Miały ostre noski, dziesięciocentymetrowe obcasy i wąziutki rzemyk na kostkę.
Gorące buciki – oświadczyła.
Nie mogłam zaprzeczyć. Pantofle były naprawdę super. Wzięłam od sprzedawczyni parę w odpowiednim rozmiarze i przymierzyłam.
Są jak stworzone dla ciebie – zawyrokowała Lula. -
Musisz je mieć. Bierzemy – zwróciła się do sprzedawczyni. – Proszę je zapakować.
Dziesięć minut później Lula ściągała z wieszaków sukienki.
Mam! – zawołała. – Coś odpowiedniego.
Sukienka, którą trzymała w ręku, ledwie istniała. Był to połyskliwy czarny płachetek cudownego jedwabiu z głębokim wycięciem z przodu i króciutką spódniczką.
Absolutnie erekcyjna sukienka – orzekła Lula. Podejrzewałam, że ma rację. Spojrzałam na metkę z ceną i gwizdnęłam z wrażenia.
Nie stać mnie!
Przymierz chociaż – upierała się. – Może nie pasuje, przynajmniej nie będziesz żałowała, że cię nie stać.
Brzmiało to dość rozsądnie, powlokłam się więc do przymierzalni. Przeliczyłam szybko pieniądze na koncie i skrzywiłam się. Gdybym złapała tego pigmeja Briggsa i przez cały miesiąc jadała u matki, na dodatek sama zrobiła sobie paznokcie przed weselem, to prawie by mi starczyło.
Ekstra kiecka – oceniła Lula, kiedy wyszłam niepewnym krokiem z przymierzalni, odziana w czarną sukienkę i czarne pantofle. – Ja pieprzę.
Przejrzałam się w lustrze. Faktycznie, miałam na sobie „ekstra kieckę ja pieprzę”. I gdybym jeszcze zdołała stracić ze dwa i pół kilo w ciągu dwóch najbliższych dni, sukienka leżałaby idealnie.
Okay. Biorę ją.
Musimy to uczcić porcją frytek – powiedziała Lula, kiedy wyszłymy ze sklepu. – Ja stawiam.
Nie mogę jeść frytek. Jeszcze jeden gram tłuszczu i nie wcisnę się w ten ciuch.
Frytki to warzywa – zadecydowała Lula. – Od warzyw się nie tyje. Zresztą musimy przejść całe centrum, żeby dostać się do restauracji, więc zrobimy sobie niezły trening. Podejrzewam, że tak zasłabniemy od tego łażenia, że z mety fundniemy sobie do frytek całego kurczaka.
Było już ciemno, kiedy wyszłyśmy na zewnątrz. Musiałam rozpiąć guzik przy spódnicy, żeby pomieścić kurczka i frytki, a myśl o nowej sukience przyprawiała mnie o dreszcz paniki.
Popatrz! – zawołała Lula, podchodząc do fire-birda. – Ktoś zostawił nam karteczkę. Mam nadzieję, że mnie nie stuknął. Nie znoszę tego.
Zerknęłam jej przez ramię.
Widziałem cię w sklepie – widniało na kartce. – Nie powinnaś kusić mężczyzn takimi sukienkami.
To chyba do ciebie – odezwała się Lula. – Ja nic nie przymierzałam.
Rozejrzałam się szybko po parkingu.
Otwórz drzwi i zmywajmy się stąd – powiedziałam.
To liścik od jakiegoś zboczeńca – pocieszała mnie Lula.
Być może, ale ten zboczeniec wiedział, gdzie stoi nasz samochód.
Mógł nas widzieć, jak tu parkowałam. Jakiś mały napaleniec, który czekał na żonę.
Albo ktoś, kto śledził mnie już od Trenton.
Nie przypuszczałam, by był to Mokry. Zauważyłabym jego samochód. Poza tym byłam absolutnie pewna, że siedzi pod domem Mabel, tak jak go prosiłam.
Popatrzyłyśmy na siebie z Lula i pomyślałyśmy o tym samym… Ramirez. Wskoczyłyśmy czym prędzej do fire-birda, zatrzaskując drzwi.
Pewnie to nie on – pocieszała mnie Lula. – Zauważyłabyś go, prawda?
W mojej okolicy po zmroku nic się nie dzieje. Starsi ludzie już dawno siedzą w domach, szykując się do snu i oglądając powtórkę Kronik Seinfelda czy innego serialu.
Lula wysadziła mnie pod tylnym wejściem, parę minut po dziewiątej. Zgodnie z oczekiwaniami nikt się na nas nie czaił. Wypatrywałyśmy błysku świateł samochodowych i nasłuchiwałyśmy kroków albo warkotu silnika. Nic.
Zaczekam, aż wejdziesz do środka – zaproponowała Lula.
Nic mi nie grozi.
Pewnie. Wiem.
Skierowałam się na schody, mając nadzieję, że pomogą zneutralizować skutki spożycia kurczaka i frytek. Kiedy się boję, nigdy nie wiem, co wybrać – windę czy schody. Pewniej czuję się na schodach, ale – z drugiej strony -mam wrażenie izolacji. Wiem też, że jak drzwi pożarowe są zamknięte, to nic nie słychać. Doznałam ulgi, gdy dotarłam na piętro, nie spotykając po drodze Ramireza.
Weszłam do mieszkania i przywitałam się z Reksem. Postawiłam torby z zakupami na szafkach kuchennych, zrzuciłam buty i zdjęłam rajstopy. Szybko spenetrowałam pokoje. Tam też nie chowali się potężnie zbudowani mężczyźni. Ufl Wróciłam do kuchni, żeby odsłuchać nagrane na sekretarkę wiadomości, i wrzasnęłam, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Przytknęłam oko do wizjera, trzymając się za serce.
Komandos.
Nigdy nie pukasz – zauważyłam, wpuszczając go do środka.
Zawsze pukam. Tyle że nigdy nie otwierasz. – Wręczył mi marynarkę. – Mały szejk powiedział, że byłaś nieużyta.
Skreśl szoferowanie z listy moich zajęć. Przyglądał mi się przez chwilę.
Chcesz, żebym go zastrzelił?
Nie! – wykrzyknęłam, choć propozycja była kusząca. Zauważył moje buty i rajstopy, leżące na podłodze.
Przeszkodziłem w czymś?
Nie. Właśnie wróciłam do domu. Byłam z Lula na zakupach.
Terapia rekreacyjna?
Tak, ale potrzebowałam też nowej sukienki. – Pokazałam mu kieckę. – Prawdę mówiąc, to robota Luli. Namówiła mnie. Co myślisz?
Oczy mu pociemniały, a wargi zacisnęły się w nieznacznym uśmiechu. Poczułam gorąco na twarzy, a sukienka wysunęła mi się z palców i spadła na podłogę.
Komandos podniósł ją i podał mi.
Okay – powiedziałam, zdmuchując sobie kosmyk włosów z czoła. – Chyba wiem, co myślisz o tej sukience.
Gdybyś wiedziała, to nie stałabyś teraz tutaj – odparł. – Gdybyś wiedziała, zabarykadowałabyś się w sypialni ze spluwą w dłoni.
Przełknęłam gjośno.
Uwaga Komandosa skupiła się na karteczce, którą położyłam na szafce kuchennej.
Widzę, że ktoś jeszcze podziela moją opinię na temat sukienki.
Ktoś ją położył na przedniej szybie samochodu Luli. Znalazłyśmy kartkę po zakupach.
Wiesz, kto to napisał?
Mam kilka teorii.
Chcesz się nimi podzielić?
MógJ to być jakiś facet, który widział mnie w centrum.
Albo?
Albo Ramirez.
Masz powody przypuszczać, że to on?
Sama myśl przyprawia mnie o dreszcz.
Na mieście mówią, że Ramirez wstąpił na drogę cnoty – oświadczył Komandos, opierając się o blat szafki, z rękami skrzyżowanymi na piersi.
Więc może nie chce mnie zgwałcić i pokrajać na kawałki. Może chce mnie tylko zbawić?
Tak czy owak, powinnaś nosić przy sobie broń. Kiedy Komandos wyszedł, odsłuchałam wiadomości na sekretarce.
Stephanie? Mówi twoja matka. Pamiętaj) że obiecałaś zawieźć jutro wieczorem babkę do domu pogrzebowego. Może wpadniesz wcześniej i zjesz z nami? Będzie udziec jagnięcy.
Brzmiało to zachęcająco, ale wolałabym usłyszeć coś o Fredzie. Jak na przykład… „Popatrz tylko, ale numer, Fred się pojawił”.
Znów rozległo się pukanie do drzwi. Tym razem zobaczyłam przez wizjer Mokrego.
Wiem, że na mnie patrzysz – powiedział. -1 wiem, co myślisz – że powinnaś pójść po spluwę i miotacz pieprzu, i jeszcze tamto elektroniczne narzędzie tortur, więc przynieś sobie to wszystko, bo już się zmęczyłem tym staniem.
Uchyliłam odrobinę drzwi, nie zdejmując łańcucha.
Читать дальше