– Moja siostra Valerie.
– Może powinienem ją zastrzelić.
Valerie spojrzała kątem oka na broń.
– Jest prawdziwa?
DeChooch przesunął spluwę o kilka centymetrów w prawo i oddał strzał. Kula minęła o milimetr mój telewizor i utkwiła w ścianie.
Valerie zrobiła się blada jak trup i wydała pisk.
– Jezu, zupełnie jak mysz – skomentował DeChooch.
– Co mam zrobić ze ścianą? – spytałam go. – Zrobiłeś wielką dziurę.
– Możesz ją pokazać swojemu przyjacielowi i powiedzieć mu, że tak będzie wyglądała jego głowa, jeśli się nie poprawi.
– Może pomogłabym ci odzyskać tę rzecz, gdybyś mi powiedział, co to jest.
DeChooch wycofał się w stronę drzwi, trzymając nas na muszce.
– Nie idźcie za mną – uprzedził. – Bo was zastrzelę.
Pod Valerie ugięły się kolana i usiadła ciężko na podłodze.
Odczekałam kilka chwil, zanim ruszyłam do drzwi i wyjrzałam na korytarz. Byłam pewna, że nie żartował z tym strzelaniem. Sprawdziłam na korytarzu, ale nigdzie nie było go widać. Zamknęłam drzwi na zamek i pobiegłam do okna. Moje mieszkanie znajduje się na tyłach budynku, a okna wychodzą na parking. Rozciąga się z nich niezbyt porywający widok, ale z drugiej strony można w razie czego dostrzec zwariowanego starucha, który właśnie ucieka.
Patrzyłam, jak DeChooch wychodzi z budynku i odjeżdża białym cadillakiem. Szukała go policja, ja go szukałam, a on jeździł sobie po mieście białym cadillakiem. Nie przypominał przestępcy, który ucieka przed sprawiedliwością. Więc dlaczego nie potrafiliśmy go złapać? W moim przypadku odpowiedź nasuwała się sama. Byłam niekompetentna.
Valerie wciąż siedziała na podłodze i wciąż wyglądała jak trup.
– Może zechcesz przemyśleć wybór zawodu – podsunęłam jej. Pewnie i ja powinnam to przemyśleć.
Valerie wróciła do rodziców, żeby zażyć valium, a ja zadzwoniłam do Komandosa.
– Chcę zrezygnować ze sprawy – oświadczyłam. – I chcę ją ci oddać.
– Zwykle tego nie robisz – zauważył Komandos. – W czym problem?
– DeChooch robi ze mnie idiotkę.
– I?
– Zaginął Dougie Kruper i sądzę, że ma to jakiś związek z DeChoochem. Martwię się, że narażam Dougiego, ponieważ bezustannie chrzanię sprawę z DeChoochem.
– Dougie Kruper został prawdopodobnie porwany przez kosmitów.
– No więc bierzesz tę sprawę?
– Nie chcę jej.
– Doskonale. Do diabła z tobą.
Odłożyłam słuchawkę i wywaliłam na telefon język. Chwyciłam torebkę, kurtkę nieprzemakalną, po czym wyszłam z mieszkania i zbiegłam ze schodów.
W holu była pani DeGuzman. Pani DeGuzman pochodzi z Filipin i nie zna słowa po angielsku.
– To poniżające – zwróciłam się do niej.
Pani DeGuzman uśmiechnęła się i przekrzywiła głowę jak jeden z tych psów, które ludzie stawiają na tylnej półce samochodu.
Wsiadłam do hondy i rozmyślałam przez chwilę… Gotuj się na śmierć, DeChooch, koniec tych żartów, to wojna. Ale potem doszłam do wniosku, że nie mam pojęcia, jak znaleźć DeChoocha, wybrałam się więc do centrum handlowego.
Dochodziła piąta, kiedy wróciłam do domu. Otworzyłam drzwi i stłumiłam krzyk strachu. W salonie był jakiś mężczyzna. Przyjrzałam się dokładniej i uświadomiłam sobie, że to Komandos. Siedział zrelaksowany w fotelu i przyglądał mi się z rozmysłem.
– Rzuciłaś słuchawkę – powiedział. – Nigdy więcej nie rzucaj słuchawki.
Głos miał spokojny, ale jak zwykle wyczuwało się w nim rozkazujący ton. Miał na sobie czarne spodnie, cienki czarny sweter z długimi rękawami, które podciągnął do łokci, i drogie czarne mokasyny. Włosy były krótko obcięte. Zwykle widziałam go w stroju antyterrorystów i z długimi włosami, dlatego nie od razu go rozpoznałam. W tym właśnie rzecz.
– Występujesz w przebraniu? – spytałam.
Patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu.
– Co masz w tej torbie? – zainteresował się.
– Buty.
Uśmiechnął się.
– Kobieta nigdy nie ma za wiele butów – zauważył.
– Co tu robisz?
– Pomyślałem sobie, że moglibyśmy ubić interes. Jak bardzo chcesz dorwać DeChoocha?
O rany.
– A co masz na myśli?
– Znajdujesz DeChoocha. Jeśli będzie ci potrzebna pomoc, dzwonisz po mnie. Jeśli uda mi się go przydybać, spędzasz ze mną noc.
Serce we mnie zamarło. Prowadziliśmy już oboje od jakiegoś czasu tę grę, ale nigdy dotąd sprawa nie została postawiona tak jasno.
– Jestem jakby zaręczona z Morellim – zauważyłam.
Komandos nie przestawał się uśmiechać.
Cholera.
Dobiegł nas odgłos klucza wsuwanego do zamka i po chwili drzwi otworzyły się na oścież. Do środka wkroczył Morelli i obaj z Komandosem skinęli sobie głowami.
– Mecz się skończył? – spytałam.
Morelli posłał mi spojrzenie, w którym czaiła się śmierć.
– Mecz się skończył i niańczenie też. Nie chcę więcej widzieć tego faceta.
– A gdzie on jest?
Morelli odwrócił się i rozejrzał. Ani śladu Księżyca.
– Chryste – rzucił i skoczył z powrotem na korytarz, po czym przywlókł Księżyca do mieszkania za kołnierz kurtki… niczym kocica swą pomyloną latorośl.
– Super – oświadczył Księżyc.
Komandos wstał i wręczył mi kartkę z nazwiskiem i adresem.
– Właściciel białego cadillaca – wyjaśnił.
Potem włożył czarną skórzaną kurtkę i wyszedł. Pan Towarzyski, jednym słowem.
Morelli posadził Księżyca na fotelu przed telewizorem, wycelował w niego palec i zakazał mu się ruszać.
Uniosłam zdziwiona brwi.
– Skutkuje w przypadku Boba – wyjaśnił. Potem włączył telewizor i skierował mnie do sypialni. – Musimy pogadać.
Był czas, kiedy perspektywa przebywania z Morellim w sypialni przerażała mnie jak diabli. Teraz doprowadza zazwyczaj moje sutki do stanu obrzmienia.
– O co chodzi? – spytałam, zamykając drzwi.
– Księżyc mówi, że wybrałaś dzisiaj suknię ślubną.
Zamknęłam oczy i rzuciłam się na łóżko.
– Tak! Pozwoliłam się w to wciągnąć – jęknęłam. – Nagle zjawiła się matka z babką, a już po chwili przymierzałam suknie u Tiny.
– Powiedziałabyś mi, gdyby miało dojść do ślubu, prawda? Innymi słowy, nie pojawiłabyś się pewnego dnia na moim progu w sukni z informacją, że za godzinę mamy być w kościele?
Usiadłam i spojrzałam na niego spod zmrużonych powiek.
– Nie ma powodu się unosić.
– Mężczyźni się nie unoszą – sprostował. – Mężczyźni się wkurzają. To kobiety się unoszą.
Zerwałam się z łóżka.
– To typowe dla ciebie… takie seksistowskie uwagi!
– Rozchmurz się – poradził Morelli. – Jestem Włochem. Mam we krwi seksistowskie uwagi.
– Nie akceptuję tego.
– Cukiereczku, lepiej to zaakceptuj, zanim twoja matka dostanie rachunek za tę suknię.
– Co chcesz zrobić? Naprawdę zamierzasz wziąć ślub?
– Pewnie. Pobierzmy się od razu. – Sięgnął za siebie i zamknął na klucz drzwi od sypialni. – Zdejmij ubranie.
– Co?
Morelli pchnął mnie i pochylił się nade mną.
– Poczekaj chwilę! – powstrzymałam go. – Nie mogę tego robić, kiedy Księżyc siedzi w pokoju obok!
– Księżyc ogląda telewizję.
Jego dłoń objęła moją kość łonową, po chwili Morelli zrobił jakąś sztuczkę palcem wskazującym, a mnie z miejsca oczy zaszły mgłą i z kącika ust popłynęła strużka śliny.
– Drzwi zamknięte, prawda?
– Zgadza się – potwierdził Morelli, który zdążył już ściągnąć mi majtki do kolan.
Читать дальше