– A co się stało, kiedy w jeziorze znaleziono zwłoki?
– Naprawdę byłem wystraszony, ale nie powiedziano ani słowa o narkotykach. W gazetach pisali, że ktoś ją udusił. Zrozumiałem, co muszę zrobić: usunąłem trupa. Potem aresztowali Danę, mojego kierowcę, i to wszystko było za blisko mnie, jak na mój gust. Mogli mnie załatwić za współudział. Kiedy pojawiła się okazja, zamieniłem wyściółki, tak jak pani powiedziała. Zrobiłem to tylko dlatego, żeby się chronić. Dana była na tyle głupia, że ją zabiła, tak myślałem, więc i tak jej nie dobiję bardziej, niż na to zasłużyła.
– Co się stało z książką kierowcy?
– Spaliłem ją, to jasne.
– Jasne?
– Każdy przejazd był wpisywany. Gdyby zobaczyła ją policja, odkryliby, że tym samochodem nie przewieziono zwłok, prawda?
– I zapewne sfałszował pan książkę swojego wozu? Pokiwał głową.
– To proste, jeśli samemu robi się wpisy, tak jak ja. – Potem Stanley Buckie obwisł, jak byk ugodzony banderilla.
Ale pani Bargainer miała już na podorędziu następny pocisk.
– Wróćmy do innej sprawy, która została podniesiona przed sądem. Zarzucam panu, że kiedy dowiedział się pan o zatrzymaniu Coventry’ego, włamał się pan do pustego domu pani Didrikson i przykleił listy pod blatem jej toaletki, co miało być kolejną sztuczką, odwracającą uwagę policji od pana.
Buckie się zawahał.
– Dlaczego pan to zrobił? – zapytała łagodnie Bargainer, jakby już się przyznał.
Opuścił wzrok.
– To miało być zabezpieczenie. Cholernie się bałem, że na rozprawie wyjdzie sprawa narkotyków, no i wyszła pierwszego dnia. Chciałem znów zwrócić uwagę na listy. Zadzwoniłem na policję i powiedziałem im, żeby przeszukali dom. Do dzisiaj wierzyłem, że Dana jest winna. Inaczej nie zrobiłbym tego. Czy to wystarczy?
– Jak dla mnie, to więcej niż trzeba – rzucił kwaśno sędzia. – Czy oskarżenie chce jeszcze raz przesłuchać świadka?
Sir Job odrzucił propozycję.
– W świetle zeznania, które właśnie usłyszeliśmy, nie będziemy powoływać więcej świadków, Wysoki Sądzie.
– Oskarżenie zamknęło sprawę?
– Tak, Wysoki Sądzie.
Na galerii dla publiczności Peter Diamond rozparł się na swoim miejscu. Był wykończony.
Lilian Bargainer znów wstała.
– Uważam, Wysoki Sądzie, że sprawa przedstawiona przez prokuraturę ma zbyt wątłe podstawy, by stawać przed ławą przysięgłych.
Sędzia zgodził się i nakazał ławie uniewinnienie Dany Didrikson.
Dana zakryła twarz i zaszlochała.
Wyglądasz, jakby cię przeżuli i wypluli – powiedziała Stephanie wieczorem, kiedy jedli. – Nic dziwnego. Dlaczego nie weźmiesz sobie wcześniejszej zmiany?
– Za chwilę.
– Jeśli czekasz na tę wiadomość, to widziałam wszystko o wpół do siódmej. Pokazała się na konferencji prasowej i ledwie wydukała parę słów. Nawet się nie uśmiechnęła. Gazety dają jej bajońskie sumy za wyłączność, ale ona powiedziała, gdzie je mogą sobie wsadzić. Powinieneś ją podziwiać.
– Tak.
– Jej adwokat to kobieta. Musiała być genialna, żeby odkryć, co się naprawdę stało. Nie możesz tego złożyć na karb kobiecej intuicji.
– Nie składam – powiedział Diamond.
– Cóż za umysł!
– Lilian Bargainer?
– No, tak. Inspektor Wigfull zbłądził, podobnie jak ty.
Ta niesprawiedliwość mniej go ubodła niż porównanie do Wigfulla.
– Zbłądził? W jakiej sprawie?
– Kokainy. Powinieneś się tym zająć od początku.
– Daliśmy się wpuścić na fałszywy trop. Testy były negatywne. Nie wykazały, żeby Geraldine Jackman brała. Tak, wiem – dodał zmieszany. – To ja jestem tym, który zawsze mówi, że nie można polegać na anatomopatologach.
– Co nie wyszło z tymi testami?
– Nie brała nic przed śmiercią. I to od kilku dni. Rozpaczliwie chciała dostać kokainę. W ten sposób wplątał się w to Buckie. Ironia polega na tym, że miała w domu kilka pakiecików, te, które znalazłem. Musiały zostać po którymś z przyjęć, a ona zapomniała, gdzie je położyła. Była całkowicie uzależniona od dostawcy.
– A on ją zabił.
– Nie – powiedział Diamond.
– Masz na myśli Buckle’a. Został aresztowany.
– Tak, ale pod zarzutem handlu narkotykami. Zmarszczyła brwi.
– To nie on jest zabójcą?
– Nie.
– Myślę, że wiesz, kto to jest, mądralo. Powinieneś wrócić do policji. – Ścisnęła go za rękę, jakby natychmiast pożałowała tej uwagi. – Ale cieszę się, że nie wróciłeś, częściej cię widuję.
– Hm.
– Chodźmy jutro na lunch do pubu. Tylko my dwoje. Pokręcił głową.
– Przepraszam, jestem już umówiony na lunch.
– Z kim?
– Z mordercą. – Sięgnął po pilota.
– W porządku, to w sobotę – powiedziała, nie zdradzając zaskoczenia, zdziwienia czy niepokoju.
Wkrótce potem poszedł do łóżka. Obojętność Stephanie i jego przekora sprawiły, że nie zasnęli jeszcze przez kilka godzin. Trochę po północy opowiedział jej o wszystkim.
Siedział skulony pod wielkim czarnym parasolem na ławce przed opactwem. Płaszcz przeciwdeszczowy miał zapięty aż pod szyję, a kołnierz podniesiony po uszy dotykał ronda jego kapelusza. Wyglądał jak tajniacy z ziarnistych, czarno-białych filmów sprzed czterdziestu lat. W sklepie na końcu Abbey Gate Street kupił dwie porcje frytek z rybą. Czekały, opakowane, na jego kolanach. Drobna mżawka niosła się znad Kanału Bristolskiego i opadała na całe miasto. Panowała taka mgła, że nie było widać połowy frontonu opactwa. Nawet gołębie się wyniosły, ale był zadowolony, że tutaj jest. Właśnie o to mu chodziło.
Przyglądał się bacznie każdemu, kto przechodził przez wybrukowany podwórzec przed kościołem. W większości byli to klienci sklepów albo turyści. Do zachodniej bramy podeszła wycieczka uczniów mówiących po francusku i znikła w środku. Od Stall Street docierały pierwsze takty koncertu skrzypcowego Brucha; uliczny grajek pociągał regularnie smyczkiem wsparty orkiestrą z taśmy. Udało mu się dziś rano znaleźć dla siebie suche miejsce. Ale udałoby się jeszcze lepiej, gdyby poczekał kilka minut, bo dzwony opactwa zaczęły wybijać południe.
– Naprawdę musimy rozmawiać tutaj?
Głos rozległ się za plecami Diamonda. Odwrócił się i zobaczył Matthew Didriksona.
– Chodź, siadaj. Pod parasolem jest sucho, a frytki i ryba nie będą wiecznie ciepłe.
Chłopiec obszedł ławkę i wziął torebkę, którą podał mu Diamond. Nie usiadł.
– Przynajmniej możemy tutaj swobodnie porozmawiać – powiedział Diamond. – Widziałeś się z matką?
– Wczoraj wieczorem. Greg zabrał nas na kolację. W domu jest nie do wytrzymania z prasą i tym wszystkim.
– Uroczysta uczta?
– Wcale nie. – Matthew gapił się na chodnik, marszcząc brwi. – Greg wyjeżdża do Ameryki.
– Tak, słyszałem.
– Chce, żeby mama też pojechała i zabrała mnie ze sobą.
– Powiedziałeś im, że zabiłeś panią Jackman? – zapytał Diamond wprost.
Matthew nabrał tchu i zadrżał. Nie podnosił wzroku. Dziś dziecko przeważało w nim nad mężczyzną.
– Powinieneś.
– Nie mogę.
– Dlaczego?
– To za duża sprawa.
– Po tym wszystkim, co przeszła? Matthew skinął głową.
– Myślę, że ona wie – mruknął Diamond. – To dlatego uniewinnienie jej nie poruszyło. W głębi duszy wiedziała, co się stało, Mat. I nic nie mówiła, bo jest twoją matką i kocha cię. Ale wie, że prawda musi wyjść na jaw i wolałaby usłyszeć to od ciebie niż od kogoś takiego jak ja.
Читать дальше