Donna Leon - Śmierć Na Obczyźnie

Здесь есть возможность читать онлайн «Donna Leon - Śmierć Na Obczyźnie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Śmierć Na Obczyźnie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Śmierć Na Obczyźnie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Świt w Wenecji. Idealny spokój i cisza. W kanale unosi się ciało zamordowanego człowieka. Wkrótce okaże się, że są to zwłoki amerykańskiego żołnierza. Sprawa trafia do komisarza Brunettiego. Przełożeni nie ułatwiają mu pracy; forsują hipotezę o napadzie rabunkowym. Komisarz wnika jednak głębiej w dziwne okoliczności śmierci Amerykanina. Niespodziewanie wpada na trop afery, w którą zamieszane są władze Włoch, armia amerykańska i wszechmocna mafia. Jak dalece Brunetti będzie mógł posunąć się w walce z totalnym złem? Czy uda mu się przeżyć?

Śmierć Na Obczyźnie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Śmierć Na Obczyźnie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Na koniec wrzucił podniszczony egzemplarz dzieł Herodota, wyjęty z środkowej szuflady.

Jechał znajomą trasą do Mediolanu, przez szachownicę pól spalonych letnią suszą. W pociągu siedział po prawej stronie, żeby uniknąć promieni słońca, które wciąż jeszcze przypiekało, choć był wrzesień i najbardziej upalny okres lata już minął. W Padwie, na drugiej stacji, wysiadły tłumy studentów, niosących nowe podręczniki niczym talizmany zapewniające im pewniejszą, lepszą przyszłość. Pamiętał to uczucie, ów przypływ optymizmu na początku każdego roku akademickiego, gdy sam uczęszczał na uniwersytet i dziewicze podręczniki zdawały się obiecywać lepsze czasy, jaśniejszy los.

Kiedy wysiadł w Vicenzy, rozejrzał się po peronie, ale nie zauważył nikogo w mundurze. Zszedł do tunelu pod torami, którym dotarł na dworzec. Przed głównym wejściem zobaczył granatowy samochód z napisem Carabinieri , bezczelnie zaparkowany pod kątem, tak że niepotrzebnie zajmował dużo miejsca. Kierowca palił papierosa i przewracał różowe strony „Gazzettino dello Sport”.

Brunetti zastukał w tylną szybę. Kierowca leniwie odwrócił głowę, zgasił papierosa, sięgnął ręką za oparcie i otworzył drzwi. Wsiadając, Brunetti pomyślał, że w północnych Włoszech jest inaczej. Na południu każdy karabinier, słysząc nieoczekiwane pukanie w okno, natychmiast by się znalazł na podłodze samochodu albo przykucnął na chodniku obok i być może, już by strzelał. Jednakże tutaj, w sennej Vicenzy, wpuścił obcego do samochodu.

– Inspektor Bonnini? – spytał kierowca.

– Komisarz Brunetti.

– Z Wenecji?

– Tak.

– Dzień dobry. Mam pana zawieźć do bazy.

– Czy to daleko?

– Pięć minut.

Na siedzeniu obok kierowca położył gazetę, opisującą wielbicielom piłki ostatni triumf Schilacciego, i wrzucił bieg. Nawet nie zerknąwszy ani w lewo, ani w prawo, ruszył z kopyta i włączył się do ruchu. Jechał skrajem miasta, zawróciwszy na wschód, w kierunku, z którego przybył komisarz.

Brunetti nie widział Vicenzy co najmniej od dziesięciu lat, ale pamiętał ją jako jedno z najpiękniejszych miast we Włoszech, z centrum pełnym wąskich, krętych ulic, zabudowanych mnóstwem renesansowych i barokowych palazzi , chaotycznie wymieszanych bez oglądania się na harmonię, chronologię czy jakiekolwiek plany. Jednakże zamiast nich mijali ogromny betonowy stadion piłkarski, pędząc wiaduktem nad torami, a potem jedną z licznych nowych autostrad, jakie pokryły całe Włochy na potwierdzenie ostatecznego triumfu samochodu.

Nie włączywszy kierunkowskazu, kierowca nagle skręcił w lewo na wąską drogę, biegnącą przy betonowym murze z drutem kolczastym na szczycie. Za murem Brunetti dostrzegł antenę telekomunikacyjną w kształcie wielkiego talerza. Samochód pokonał łagodny zakręt w prawo i komisarz zobaczył otwartą bramę, pilnowaną przez uzbrojonych strażników. Stali tam dwaj karabinierzy z pistoletami maszynowymi u boku oraz amerykański żołnierz w mundurze polowym. Kierowca zwolnił i kiwnął Włochom ręką w nijakim geście. W odpowiedzi machnęli pistoletami i opuściwszy lufy, wzrokiem odprowadzili pojazd wjeżdżający do bazy. Brunetti zauważył, że Amerykanin obserwował samochód, ale go nie zatrzymał. Kierowca skręcił w prawo, potem jeszcze raz i zahamował przed niskim betonowym budynkiem.

– To nasza komendantura – rzekł. – Tutaj urzęduje major Ambrogiani. Czwarte drzwi po prawej.

Komisarz podziękował i wszedł do budynku. Betonowa podłoga, na ścianach tablice ogłoszeniowe z informacjami i komunikatami zarówno w języku włoskim, jak i angielskim. Z lewej strony widniał napis „Komenda żandarmerii”. Nieco dalej Brunetti zauważył drzwi, a obok nich wizytówkę z wydrukowanym jednym słowem: Ambrogiani. Samo nazwisko, bez żadnego stopnia. Zapukał i usłyszawszy gromkie Avanti! – wszedł. Biurko, dwa okna, jakaś roślina, rozpaczliwie potrzebująca wody, kalendarz. Za biurkiem siedział potężny mężczyzna o byczym karku; miał za ciasny kołnierzyk, a mundur z dystynkcjami majora, opinający szerokie ramiona i muskularne ręce, wydawał się pękać. Ambrogiani zerknął na zegarek i spytał:

Commissario Brunetti?

– Tak.

Twarz oficera karabinierów rozjaśnił uśmiech szczery i ciepły, niemal anielski. Mój Boże, pomyślał komisarz, ten człowiek ma dołki!

– Cieszę się, że mógł pan przyjechać w tej sprawie aż z Wenecji – powiedział major, ze zdumiewającym wdziękiem obchodząc biurko, i podsunął komisarzowi krzesło. – Niech pan spocznie. Napije się pan kawy? Proszę położyć teczkę na blacie.

Czekał na odpowiedź.

– Owszem. Kawa dobrze mi zrobi.

Major podszedł do drzwi, otworzył je i zawołał:

– Pino, dwie kawy i butelkę wody mineralnej!

Wróciwszy usiadł za biurkiem.

– Przykro mi, że nie mogliśmy wysłać po pana samochodu do Wenecji, ale obecnie trudno zdobyć zezwolenie na wyjazd poza teren okręgu. Mam jednak nadzieję, że podróżował pan wygodnie.

Z długoletniego doświadczenia Brunetti wiedział, że takie rzeczy są potrzebne, że należy poświęcić trochę czasu na wybadanie świeżo poznanej osoby, a najlepszy sposób to rozmowa o drobiazgach i uprzejmość.

– Z pociągiem nie miałem najmniejszych kłopotów. Przyjechał punktualnie. W Padwie wysiadło mnóstwo studentów.

– Mój syn tam studiuje – oznajmił Ambrogiani.

– Naprawdę? Co, jeśli można wiedzieć?

– Medycynę – odparł major i pokręcił głową.

– Czyżby to nie był dobry fakultet? – spytał Brunetti, szczerze zdziwiony, zawsze bowiem mu mówiono, że Uniwersytet Padewski ma najlepszy wydział medyczny w kraju.

– Nie o to chodzi – odpowiedział major z uśmiechem. – Nie jestem zadowolony, że wybrał karierę lekarza.

– Co? – spytał zaskoczony komisarz, bo przecież niemal każdy włoski policjant tylko marzy, by jego syn studiował medycynę. – Dlaczego?

– Chciałem, żeby został malarzem – wyjaśnił Ambrogiani. Znowu ze smutkiem pokręcił głową. – On jednak woli zawód lekarza.

– Malarzem?

– Tak – potwierdził major i jeszcze raz zademonstrował uśmiech z dołkami. – Ale nie malarzem pokojowym.

Wskazał za siebie, a wtedy Brunetti skorzystał z okazji, by się lepiej przyjrzeć niedużym obrazkom wiszącym na ścianach. Były to głównie morskie pejzaże, kilka przedstawiało ruiny zamków, a wszystkie namalowano w delikatnym stylu, imitującym dziewiętnastowieczną szkołę wenecką.

– To pańskiego syna?

– Nie. Jego jest tamten.

Na lewo od drzwi Brunetti zobaczył portret starej kobiety, która śmiało patrzyła mu prosto w oczy, trzymając w rękach częściowo obrane jabłko. Obrazowi brakowało delikatności pozostałych, choć w pewnym sensie był całkiem niezły i mógł się podobać osobie o tradycyjnych gustach.

Gdyby syn Ambrogianiego namalował owe pejzaże, komisarz rozumiałby żal majora. Wszystko jednak wskazywało, że chłopak dokonał właściwego wyboru.

– To bardzo dobre – skłamał Brunetti. – A kto jest autorem tamtych?

– Aa, ja je namalowałem, ale wiele lat temu, jeszcze za czasów szkolnych.

Najpierw dołki w policzkach, a teraz te spokojne, delikatne obrazy. Widocznie amerykańska baza jest pełna niespodzianek.

Ktoś lekko zapukał do drzwi i natychmiast otworzył, nim Ambrogiani zdążył zareagować. Wszedł jakiś kapral, który niósł na tacy dwie kawy, szklanki i butelkę wody mineralnej. Postawił tacę na biurku i wyszedł.

– Wciąż taki upał jak latem – odezwał się major. – Lepiej pić dużo płynów.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Śmierć Na Obczyźnie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Śmierć Na Obczyźnie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Śmierć Na Obczyźnie»

Обсуждение, отзывы о книге «Śmierć Na Obczyźnie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x